Rozdział 10

302 23 12
                                    

- Lily, gdzie jest mój zielony sweterek? - zapytałam zirytowana, wiedząc, że dziewczyna pewnie znów pożyczyła go bez mojego pozwolenia.

- W praniu! - krzyknęła z kuchni. Wywróciłam oczami, ciężko wzdychając. Szukałam w szafie tego sweterka przez jakieś dziesięć minut.

- Następnym razem mogłabyś mnie zapytać, czy możesz go ubrać - powiedziałam pod nosem i zdjęłam z półki zwykłą koszulkę z długim rękawem. Ubrałam ją na siebie i usiadłam przy swoim biurku.

Wzięłam kolejny raz tego poranka komórkę między dłonie, opierając się pokusie wybrania numeru do chłopaka, którego od wczoraj nie mogłam pozbyć się ze swoich myśli. Nie mogłam uwierzyć, że nie zauważyłam, kim jest. Nie mogłam też uwierzyć, że to przede mną ukrywał. Trudno było mi zrozumieć, dlaczego mi nie powiedział. Myślałam, że mnie lubił, więc czemu nie był ze mną szczery.

Odłożyłam telefon na bok, chowając twarz w dłoniach. Nie potrafiłam pogodzić ze sobą żadnej myśli, a podświadomość próbowała mi uświadomić, że pakuję się w wielkie kłopoty.

Zapomnij o nim, zanim on zapomnij o tobie.

Podskoczyłam na miejscu, kiedy drzwi pokoju zostały zatrzaśnięte z hukiem. Spojrzałam się za siebie, widząc Lily gapiącą się na mnie z rozszerzonymi oczami.

- Przepraszam - wydusiła z siebie, śmiejąc się. Rzuciłam jej jedno ze swoich srogich spojrzeń. Oparła się o drzwi, krzyżując ramiona. - Jak tam wypłata?

- Musimy o tym teraz rozmawiać? - Z moich ust wydobył się ciężki wydech.

- Dopadła cię czerwona Tamiza? - zapytała, przysuwając do mnie krzesło, które wcześniej stało w kącie.

- Czerwona co? - Zmarszczyłam brwi.

- Czerwona Tamiza? Odwiedziny pani Truskawki? Okres? Miesiączka? Menstruacja?

- Dobra - przerwałam jej. - Zrozumiałam.

- Co z tobą?

- Nic - stwierdziłam, ale dobrze wiedziałam, że tak nie jest. Starałam się zignorować fakt, że prawdopodobnie znalazłam się przez tego głupka w niejednej gazecie, czego jak najbardziej nie chciałam. Jednak nie potrafiłam o tym nie myśleć. Potrzebowałam wyjaśnienia z jego strony.

- Nie wyglądasz tak - powiedziała, unosząc wysoko brwi.

- A ty nie wyglądasz tak, jakbyś się szczerze martwiła - odparłam. - Nie musisz udawać, jasne?

- Boże, jaka ty jesteś irytująca - wstała z krzesła, wywracając oczami. - Przepraszam, że próbuję być dobrą siostrą.

- Po tylu latach próbujesz być dobrą siostrą? - Prychnęłam. - Nie mam w tej chwili ochoty na twoją grę.

- Jesteś żałosna.

- Wzajemnie. - Uśmiechnęłam się, a w zamian otrzymałam na pożegnanie środkowego palca, skierowanego w moją stronę. Dziewczyna trzasnęła z hukiem drzwiami i znowu wyszła.

Klnąc pod nosem, zacisnęłam dłoń w pięść, wbijając w nią swoje paznokcie. Lily miała rację, byłam żałosna. Miałam wrażenie, że moje życie to ciągła gonitwa, jednak byłam skazana na niewiedzę, za czym w ogóle gonię. Uznałam, że prawdopodobnie nigdy też się nie dowiem.

Moja wypłata przyszła już wczoraj i z myślą o podróży rodziców, odłożyłam pewną sumę pieniędzy. Miałam zamiar powiedzieć o tym później Lily, ale dopiero wtedy jak obie ochłoniemy. Nasza relacja nigdy nie należała do najlepszych i potrzebowała dużo czasu i cierpliwości. Problem musiał tkwić w tym, że mnie brakowało czasu, a Lily cierpliwości.

Schyliłam się, sięgając po swoją torebkę, w której miałam gazetę Meredith. A właściwie to moją gazetę, którą mi podarowała dzień wcześniej. Miałam wrażenie, że zaraz po tym, jak mi ją dała, nasza rozmowa przestała się kleić. Ja byłam zamyślona i zirytowana, a Mer wydawała się być urażona, ponieważ nie chciałam jej opowiedzieć więcej o Harrym. Jednak nie rozumiałam, czemu miałabym to robić. Nie widziałam się z dziewczyną od lat, a udawała że jest inaczej i próbowała w krótkim czasie ogarnąć całe moje prywatne życie. Nienawidziłam takiego zachowania.

Otworzyłam czasopismo na stronie dotyczącej Harry'ego i Thany, przyglądając się intensywnie ich wspólnym zdjęciom. Nie wiem czego próbowałam się w nich doszukać. Może uczuć chłopaka, które mógł mieć dla ślicznej brunetki? Czegoś, co by wskazywało na to, że ich pocałunek nic nie znaczył? Nie chciałam, żeby coś znaczył. Nie chciałam, żeby coś do niej czuł. Ale jeżeli miałoby tak jednak być, to nie rozumiałam, czemu bawił się moimi uczuciami. Chciałam, żeby był ze mną szczery i odpuścił sobie niewinne uśmiechy, jeżeli były sztuczne.

Zatrzymałam wzrok na naszym zdjęciu. Odruchowo uniosłam dłoń, zakrywając swoją bliznę na lewym policzku. Starałam się o tym nie myśleć, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Zaczęłam się zastanawiać, co Harry'emu przechodziło przez głowę, widząc ciągnącą się przez moją twarz bliznę. Możliwe, że w ogóle o tym nie myślał, ale trudno było mi w to uwierzyć.

Zdjęłam powoli dłoń z policzka, zasłaniając lewą stronę swojej twarzy włosami. Czułam się lepiej, kiedy była zakryta, ale nie zawsze było to możliwe. Może byłoby lepiej, gdybym spróbowała zatuszować ją makijażem na spotkanie z szatynem? Oczywiście będzie wciąż widoczna, ale nie będzie się aż tak rzucała w oczy. A właśnie tego chciałam. Nie rzucać się za bardzo w oczy. Nie przykuwać niepotrzebnej uwagi. Wtopić się w tłum i najlepiej być niewidzialna.

liczba słów: 764

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz