Rozdział 67

119 11 6
                                    

Czy ktoś mógłby mi dać znać, czy rozdziały są w odpowiedniej kolejności? Bo mi się źle dodają, ale może wam wyświetla prawidłowo.. pomocy?

______________________

- Dostawa już przyszła i Harry przyjechał rano, aby mi pomóc z wypakowaniem wszystkiego. - Wyszeptałam ciche dziękuję do kobiety, która zostawiła mi resztę, mówiąc, że to na kawę. - Więc jeżeli chcesz, możesz dzisiaj zostać w domu. Ja sobie jakoś poradzę.

Opuściła sklep z papierową torbą zakupów. Rodzice wylecieli z samego rana, bo niestety nie było innych lotów. Odwiozłam ich na lotnisko i teraz próbowałam nie zasnąć, popijając co jakiś czas napój energetyczny, który ukradłam z półki.

- Dobra - odparła Lily z zadowoleniem. Wiedziałam, że woli zostać w domu niż męczyć się w sklepie. Poza tym nie kłamałam mówiąc, że dam sobie radę. Harry odwalił kawał roboty, a nawet nie prosiłam go o to, żeby tego dnia przyjeżdżał. - Zostawię ci pizzę. Możesz ją zjeść jak wrócisz.

- Dzięki - powiedziałam, zamykając kasę i udając się na zapleczę. Znalazłam tam parę butelek, które miałam zamiar ustawić na niemal pustej półce. Alkohol szedł początkiem tygodnia o dziwo bardzo dobrze i zazwyczaj szybko go brakowało.

Pożegnałam się z Lily i schowałam telefon do kieszeni spodni. Zostało jeszcze tylko parę godzin. Zaczęłam ustawiać szklane butelki.

***

- Zostało jeszcze tylko parę dni. Jutro wykonam wszystkie potrzebne telefony - powiedział, rozkładając przed sobą kilka zdjęć Amadei. - Dzisiaj rozsyłamy jeszcze to.

- Nikt się tym nie zainteresuje. Po prostu idzie ulicą. - Dziewczyna usiadła z boku, wzdychając. - Za to marnie płacą, jeżeli w ogóle ktoś będzie to chciał.

- Nie idzie "po prostu ulicą" - odparł zirytowany. Jak zawsze. Ona marudziła, a on się denerwował.  - Jest w drodze do Jordan's Dance Studio, a ja, jak wiesz, tam pracuję. Więc jutro wyjdzie to zdjęcie oraz rozsiejemy parę plotek, a końcem tygodnia potwierdzimy prawdziwość tych plotek, kiedy zjawię się przed tym durnym sklepem jej rodziców, w którym będzie grzecznie siedziała jak zawsze do samego wieczora. Wcześniej przybędą paparazzi i mamy ją.

- A co z tym zdjęciem? - dopytała szatynka, siadając na jego kolanie. Wskazała palcem na fotografię, na której widniała Amadea oraz Harry przyciśnięci do siebie. Dziewczyna siedziała w samej bieliźnie oparta o wysepkę kuchenną.

- Są u niego w domu. Jeżeli ktoś się dowie o tym, że zdjęcia są nasze, będzie nas czekała sprawa w sądzie - odparł, kręcąc głową. - To zły pomysł. Nasz laluś ma dość pieniędzy na dobrych prawników.

- Spaliłaby się ze wstydu. - Przerzucając wzrok z jednego zdjęcia na drugie, wzruszyła w końcu ramionami. - Zrobiłabym jeszcze lepsze zdjęcia. Ale oni oczywiście musieli wrócić na górę i zepsuć całą zabawę.

- I tak ich nie wykorzystamy - zaznaczył, mówiąc o zdjęciach i machnął ręką. - Trzymajmy się planu, a wszystko ułoży się tak, jak sobie to wyobrażamy.

Przytaknęła, po czym wpiła się w jego usta. Współpraca z różnymi czasopismami pozwolała mu na zarobienie całkiem dobrych pieniędzy w krótkim czasie. Ale chciał ich jeszcze więcej i dlatego musiał wywołać prawdziwą burzę.

Amadea zdawała się niczego nie podejrzewać, a Harry nie potrafił dojść do tego, kto jest odpowiedzialny za opublikowanie prywatnych informacji o jego dziewczynie. Od początku obiecywał to, że ją od tego uchroni, a teraz wszystko było nie tak. Dea nawet nie wiedziała o tym, ile czasu spędzał w internecie oraz telefonując z ważnymi osobami, aby się w końcu dowiedzieć, kto ją próbuje wkopać. Ale nie tylko ją przecież, tylko przy okazji także jego. Bał się o ich związek i że dziewczyna nie wytrzyma presji i ucieknie. Nie zdziwiłoby go to, bo nie byłby to pierwszy raz.

Rano przyjechał się z nią zobaczyć, bo w ostatnim czasie wydawało mu się, że ktoś mógł ją obserwować. Musiał wiedzieć, że jest bezpieczna i nikt nie naruszał jej przestrzeni osobistej. Poprosił ją o to, żeby dzwoniła do niego, wracając do domu, bo nie wybaczyłby sobie kolejnego ataku przez fankę. Wiedział, że ona nie była z tego w pełni zadowolona. Podobnie jak nie zachwycił ją pomysł o wspólnym mieszkaniu. Nie rozumiała, że Harry nie bez powodu chciał ją mieć częściej bliżej siebie. Nie chciał jej się do tego przyznawać, ale po prostu nie bałby się o nią, gdyby to codziennie przebywała u niego. Wieczorami zawsze nieco panikował, kiedy nie mógł się do niej w pierwszej chwili dodzwonić. Wiedział, że to ile osób czekało na nich tamtego wieczoru pod teatrem, nie było normalne i musiał coś z tym zrobić.

Dlatego nie przejmował się narzekaniem swojej dziewczyny na to, że jest zbyt troskliwy, bo kryło się za tym trochę więcej. Częstsze spotkania, telefony, wiadomości były koniecznością. Wiedział, że inaczej nie będzie w stanie przymknąć oka w nocy.

liczba słów: 716

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz