- Spóźniłaś się - powiedziała moja matka, unosząc wysoko jedną brew.
- Wiem - odparłam krótko, wchodząc na zaplecze.
- Coś jest nie tak? - zapytała, pozostając na swoim miejscu za kasą.
Wszystko jest w najlepszym porządku, nie zważając na to, że zdołałam wczoraj w pracy rozbić pięć kieliszków z szampanem, zgubić pojedynczego kolczyka i to, że Harry nigdy się wczoraj nie pojawił, chociaż zapewniał mnie, że będzie. Przez dłuższą chwilę byłam pewna, że się jeszcze zjawi, albo przynajmniej zadzwoni. Jednak nie było go, a ja jedynie zmarnowałam czas. Czekałam przed wejściem przez co najmniej pół godziny. Mógł przecież zadzwonić albo napisać, bo właśnie po to mu dałam swój numer, ale nie zrobił tego. Mógł mi nawet powiedzieć, że go nie będzie, kiedy oddawałam mu kurtkę. Jednak on jedynie posłał mi ciepły uśmiech, po czym zniknął w tłumie.
- Wszystko jest w porządku - stwierdziłam, przygryzając wnętrze policzka. Zdjęłam z siebie bluzę i powiesiłam ją na wieszaku, który stał na zapleczu.
Gdyby tego było mało, chodził mi po głowie także wczorajszy pocałunek szatyna na grzbiecie mojej dłoni i zrozumiałam, że Harry nie jest tylko miły. Ktoś kto jest tylko miły już dawno by sobie odpuścił. Uznałam, że z jakiegoś powodu widocznie mnie lubił, co w pierwszej chwili wydawało mi się absurdalne. Jednak po chwili zastanowienia się i przeanalizowania sytuacji, jak i naszego wcześniejszego spotkania, wszystko wskazywało właśnie na to. Harry mnie lubił. Ten zielonooki chłopak o czarującym uśmiechu, potrafiący odpowiedzieć na niemal wszystko sentencjami po łacinie, mnie lubił. Mnie. Im częściej powtarzałam to w swojej głowie, tym bardziej niedorzeczna wydawała mi się ta myśl. No bo, przyjmijmy, że to prawda. Za co on niby miałby mnie lubić?
- Amadea. - Na zaplecze wpadła moja zirytowana matka, podnosząc na mnie głos, co przywróciło mnie na ziemię.
- Hę? - wykrztusiłam, sięgając po gumkę na swoim nadgarstku i upinając włosy.
- Już piąty raz cię wołam. Co ty tu tak długo robisz? - zapytała, ciągnąc za moją rękę i wychodząc ze mną z dusznego pomieszczenia. - Gdzie ty znowu jesteś myślami?
Jak widać, zawsze nie tam gdzie trzeba. Często tak miałam. Chodzi mi o chwilowe odpływanie.
- Przepraszam - mruknęłam pod nosem i zatrzymałam się w momencie, gdy moja matka też stanęła. Wcisnęła mi w rękę miotłę i wskazała palcem na podłogę.
- Jakiś dzieciak uznał, że będzie zabawnie jeżeli rozrzuci po sklepie cukrowe koraliki. Myślałam, że mu głowę urwę jak to zobaczyłam - tłumaczyła moja rodzicielka, wyraźne zdenerwowana. Między jej brwiami widniała długa zmarszczka, a usta przybrały lekko czerwony kolor od ciągłego obgryzywania.
- Mam to posprzątać? - zapytałam niepewnie, chociaż było to oczywiste.
- Jeszcze głupio pytasz. Bierz się w końcu do roboty, Dea. - Odwróciła się na pięcie i skierowała ponownie za kasę. Zaczęła układać na drewnianej półce, która stała pod ścianą, alkohole i przyklejała na pojedyncze butelki cenę.
Moja mama potrafiła być czasami bardzo szorstką kobietą. Nie zrozumcie mnie źle, jest dobrym człowiekiem, jednak także bardzo nerwowym. Swoją złość najchętniej rozładowywała na mnie, ale przez te kilkanaście lat zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Najłatwiej było krzyczeć na mnie, ponieważ wiedziała, że jestem jedyną osobą, która to zniesie. Tato natomiast natychmiast zacząłby się z nią kłócić, a Lily odwróciłaby się ze łzami w oczach na pięcie. Ja nauczyłam się nie okazywać przy niej emocji.
Przechodząc między regałami, uderzyłam przypadkiem ramieniem o jeden z nich, zwalając sobie przy tym kilka paczek żelków na głowę.
- Auć. - Złapałam się za obolałe miejsce i przykucnęłam, opierając miotłę o regał, zza którego moja matka mnie na szczęście nie widziała. Nie miałam ochotę na kolejne srogie napomnienie, ale coś czułam, że z trudem tego dzisiaj uniknę.
CZYTASZ
Gra Przegranych ✔
RandomJego życie zostało zaplanowane przez innych. Młodego szatyna trudno jest zaskoczyć, ponieważ otaczają go ludzie, którzy wszyscy myślą tak samo i oczekują od niego tego samego. Jest zdania, że tylko z takich osób składa się świat. Jednak intryguje go...