Rozdział 30

251 18 19
                                    

Podziwiajcie mojego ziomka Bena i jego cudowne vibrato. Sama piosenka jakoś spasowała mi do rozdziału. / I want to hold your hand. The Beatles.

-

- To by było na tyle - oznajmił Nicholas i zdjął ręce z kierownicy. - Dojdziesz stąd już sama?

- Tak, jak najbardziej - odparłam, odpinając pasy. - Strasznie ci dziękuję. Wynagrodzę ci to jakoś.

- Wystarczy, że obejrzysz przedstawienie - stwierdził. - To by mnie prawdziwie ucieszyło. Ciągle tylko pracujesz, a jesteś jeszcze młoda. Taki wolny wieczór by ci się przydał.

- Będę o tym pamiętała. - Otworzyłam swoje drzwi i wystawiłam jedną nogę na zewnątrz. - Dziękuję, Nicholas. Nie wiem, co bym dzisiaj bez ciebie zrobiła.

- Idź już smarkaczu, bo się jeszcze wzruszę - zażartował, puszczając mi oczko. Prychnęłam, wyskakując z samochodu.

- Ile muszę mieć lat, żebyś przestał tak do mnie mówić? - zapytałam.

- Przynajmniej tyle co ja - odparł, szczerząc się od ucha do ucha. Zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Między mną a Nicholasem było może dwanaście lat różnicy, jednak osobiście tego nie odczuwałam. Mężczyzna wciąż wyglądał bardzo młodo, a jako aktor musicalowy dbał także o swoje zdrowie, aby pozostać w dobrej formie. Poza tym, nie zawsze był tak poważny jak dzisiejszego wieczoru, tylko potrafił się także wygłupiać niczym trzynastolatek. Lubił jednak podkreślać to, że jest już od dłuższego czasu po trzydziestce i twierdził, że posiada pewien rodzaj mądrości, którą otrzymuje się dopiero w dniu ukończenia trzydziestych urodzin. Czasami nie byłam, co do tego taka pewna, ale nie raz potrafił wykazać się niesamowitą dojrzałością.

- Widzimy się we wtorek? - zapytał, spuszczając szybę.

- Wydaje mi się, że tak - odparłam, drapiąc się po nosie. - Jeszcze raz dziękuję.

- Nie ma za co, Amadea. - Pomachał mi na pożegnanie i zamknął okno, opuszczając miejsce, w którym zatrzymał samochód. Uniosłam rękę i odmachałam mu, patrząc jak odjeżdża.

Westchnęłam i krzyżując ramiona, chcąc ochronić się od zimna, ruszyłam w stronę domu szatyna. Wciąż męczył mnie ból głowy. Czułam go w tamtym momencie szczególnie. Kręciło mi się trochę w głowie, czego siędząc w ciepłym samochodzie nie zauważyłam. Możliwe też, że mój stan pogorszył się podczas jazdy i wiedziałam, że potrzebuję koniecznie odpoczynku.

Mój ojciec walczył z napadami migreny odkąd tylko pamiętam. Dla mnie bóle głowy po całym dniu pracy także stały się normą, więc nie zabranie ze sobą tabletek było nieodpowiedzialne z mojej strony. Zazwyczaj o tym nie zapominałam.

Stanęłam przed drzwiami wejściowymi Harry'ego. Uniosłam dłoń, składając ją w pięść, chcąc zapukać, jednak zawahałam się. Nie byłam pewna dlaczego. Wzięłam głęboki wdech, kręcąc lekko głową. Czym ty się przejmujesz?

Zastukałem knykciami o drewnianą powierzchnię i przestąpiłam z nogi na nogę. Poprawiłam ramiączka swojego plecaka, nasłuchując zbliżających się kroków szatyna. Usłyszałam jak zbiega dosyć szybko po schodach, które prowadziły do górnej części jego domu i przeszedł z podobną prędkością przez przedpokój.

Otworzyły się przede mną drzwi i ujrzałam przed sobą Harry'ego z mokrą czupryną i czerwonym rumieńcem na twarzy. Na jego czoło opadł pojedynczy kosmyk ciemnych włosów. Mój wzrok padł na jego nagie oraz nogi, na co zmarszczyłam lekko brwi.

- Zostawiłem dresy na górze, myślałem, że są na dole i... dlatego... wiesz co, może po prostu po nie pójdę - wykrztusił z siebie, próbując zasłonić białą koszulką dolną partię swojego ciała, którą i tak chroniły czarne bokserki.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz