Rozdział 40

192 12 2
                                    

- Wyglądamy debilnie - oznajmiłam, patrząc przed siebie, wypychając policzek językiem. Chciałam wrócić do domu, chociaż nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się chcieć wrócić do domu. Albo przynajmniej na kanapę Harry'ego. Po prostu chciałam być z nim gdzieś, gdzie nie musiałam się stresować i nosić te durne okulary przeciwsłoneczne. Chociaż takie durne wcale nie były. Muszę przyznać, że nawet mi się podobały. Jednak wolałabym nosić je za dnia jak normalny człowiek, a nie późnym wieczorem. Była już praktycznie noc.

- Marudzisz dziś więcej niż zazwyczaj - stwierdził szatyn, przyciągając mnie bliżej. Zarzucił mi swoją rękę na ramię.

- Jestem zmęczona - burknęłam pod nosem, opierając głowę na jego klatce piersiowej. - Dodatkowo od wczoraj jestem nie w humorze. Ale nie chcę o tym rozmawiać. Przynajmniej nie teraz.

- W porządku - odparł chłopak, skręcając w stronę parku. - Nie będziemy tu zbyt długo. Odprowadzę cię później do domu.

- Odprowadzisz? Przecież potrzebujesz ode mnie sporo czasu, żeby wrócić do siebie. Nie możesz się plątać całą noc po Londynie - uznałam, zapinając kurtkę, ponieważ zaczęło robić się zimno. Wiatr zawiewał mi włosy na twarz, które plątały się w moje okulary.

- Będę w domu przed północą. Nie martw się - powiedział, widząc, jak męczę się z bezbolesnym wyplątaniem moich włosów. Zatrzymał się, stając na przeciwko mnie. - Poczekaj.

- Mówiłam już, że czuję się debilnie? - powtórzyłam, na co Harry prychnął. - Nie dość, że jest ciemno i noszenie tych okularów nie ma sensu, to jeszcze wplątują mi się w nie moje włosy.

Harry ostrożnie zdjął szkła z mojego nosa, podając mi je do ręki. Zaczesał moje włosy do tył, przytrzymując je ręką i zaciągnął mi aż na czoło kaptur. Pociągnął za jego sznurki, tak że siedział ciasno na mojej głowie.

- Teraz będzie dobrze. - Uśmiechnął się, biorąc ode mnie okulary i zakładając je spowrotem na mój nos, który odruchowo zmarszczyłam. - Słodko wyglądasz.

- Wyglądam tak, jakbym planowała napaść na bank - rzekłam, co rozbawiło szatyna. Śmiejąc się, pozostawił pocałunek na moim czole, po czym sięgnął po moją dłoń. Uniosłam do góry kąciki ust, chowając wolną dłoń do kieszeni.

- Teatr w piątek wciąż stoi? - zapytał chłopak, prowadząc nas w stronę placu zabaw, na którym o tej porze oczywiście nikogo nie było.

- Tak. Nicholas już załatwił bilety. Wpadnę do niego przed przedstawieniem - wytłumaczyłam z uśmiechem na ustach. Już dawno nie siedziałam w publiczności, ponieważ zazwyczaj starczyło mi stanie przy drzwiach. Jednak tym razem byłam podekscytowana wyjściem do teatru.

- Muszę go poznać - stwierdził Harry i otworzył przede mną bramę placu zabaw. Puścił mnie przodem, po czym wziął ponownie moją rękę w swoją. - Jestem mu naprawdę wdzięczny za to, że pomógł ci wtedy, kiedy ta dziewczyna...

- Nie mówmy teraz o tym - poprosiłam, przerywając mu. Szatyn przytaknął, puszczając mnie. Usiadł na dużej huśtawce kilkuosobowej i położył się na niej. Z jej krawędzi zwisały jego długie nogi, a ręce ułożył za głową.

- Usiądziesz obok mnie? - Naprawdę nie miałam ochoty pakować się na huśtawkę dla dzieci, która nie wyglądała na szczególnie wygodną.

- Nie jesteśmy zbyt ciężcy? - zapytałam i ostrożnie zajęłam miejsce obok niego, pozostawiając nogi na ziemi, aby nie obciążyć huśtawki całkowicie. Nie było to w żadnym wypadku wygodne, tak jak myślałam, i długo też nie pozostałam w tej pozycji, ponieważ Harry ułożył dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz