- Nie powiedziałeś. - Pociągnęłam za szatyna dwie karty z kupki i wystawiłam je w jego stronę. - Jestem pewna, że zapomniałeś.
- Mam ci się następnym razem nagrać? - zapytał, biorąc ode mnie zirytowany karty. - Powiedziałem uno.
- Wcale, że nie. - Wywróciłam oczami, odkładając jedną z liczb w mojej ręce.
- Wcale, że tak - odparł Harry, wykonując ten sam ruch.
- Uno. - Wyłożyłam swoją przedostatnią kartę, uśmiechając się. Chłopak spojrzał na mnie, ściskając usta i nie mając, co położyć, ciągnął.
Westchnął, widząc, że wciąż nie ma odpowiedniej karty. Gestem ręki wskazał, że jest znowu moja kolej. Uradowana uniosłam wysoko dłoń i dramatycznie rzuciłam ją na stos reszty kart do gry.
- Znowu wygrałam - oznajmiłam, szczerząc się od ucha do ucha.
- Uno to zwykła gra losowa - burknął, dając kartom z jego rąk spaść na stół. - Nie wymaga szczególnych umjętności.
- Ej. - Szturchnęłam go w ramię. - Wymaga powiedzenia uno. To nie moja wina, że zapominasz o głównej zasadzie gry.
- Nie zapomniałem. Po prostu nie słyszałaś - odparł naburmuszony. Mógłby się tak przejąć swoim związkiem z Thaną jak tą grą w Uno.
- Kłamiesz mi w żywe oczy - powiedziałam, kręcąc głową. - Nie potrafisz przegrywać.
- Nie widzę w tym nic złego. - Szatyn wstał z kanapy, na której przesiadywaliśmy dotychczas za każdym razem. Widząc, że zmierza ku kuchni, także podniosłam się z przewygodnej poduszki i poszłam za nim. Czy trudno było zauważyć, że Harry nie był tego dnia w humorze.
Zastałam go przed lodówką z butelką piwa w ręce, którą zdążył już otworzyć. Przyłożył ją do ust, odchylając głowę do tył. Kiedy ją od siebie odsunął, wygrzebał z jakiegoś zakamarka podobną butelkę, jednak z inną zawartością.
- Sok jabłkowy? - zapytał, unosząc napój i podtrzymując drzwi lodówki ramieniem.
- Czemu nie? - stwierdziłam i podchodząc bliżej, wzięłam od niego szklane naczynie. Uśmiechnęłam się pod nosem, podziwiając to, że Harry pamiętał o moim lekkim zrażeniu do alkoholu. Nie chciałam kolejny raz psuć zabawy, ale wiązałam z tym negatywne wspomnienia, z których nie chciałam się tłumaczyć.
- Dum vivimus, vivamus. - Zamykając lodówkę, stuknął niespodziewanie swoją butelką o moją. Spojrzałam niepewnie na chłopaka, marszcząc nos. Prychnął, widząc mój niepewny wyraz twarzy. - Widzę, że łacina wciąż nie jest twoją mocną stroną.
- Przecież się jej nie uczę - odparłam, otwierając swój napój. Przerzuciłam zakrętkę do wolnej ręki.
- Myślałem, że wyrobisz pewien rodzaj wyczucia - uznał, unosząc brwi.
- Po prostu powiedz mi, co to znaczy - wtrąciłam, przystępując z nogi na nogę.
- Dopóki żyjemy, używajmy życia - przetłumaczył, odpychając się od drzwi lodówki. Sprawdzając, czy idę za nim, skierował się znowu do salonu.
Dopóki żyjemy, używajmy życia. Natychmiast spodobał mi się ten cytat. Miałam wrażenie, że Harry wiedział, że mi przypadnie do gustu.
Wstąpiłam do pomieszczenia, widząc, że chłopak już zajął spowrotem miejsce na kanapie, chowając rozrzucone karty do pudełka. Stanęłam zboku, zastanawiając się jeszcze przez chwilę nad jego słowami. W pewnym momencie zauważyłam, że mój wzrok utkwił na butelce w moich dłoniach. Mrugnęłam parę razy oczami, czując na sobie spojrzenie szatyna.
CZYTASZ
Gra Przegranych ✔
RastgeleJego życie zostało zaplanowane przez innych. Młodego szatyna trudno jest zaskoczyć, ponieważ otaczają go ludzie, którzy wszyscy myślą tak samo i oczekują od niego tego samego. Jest zdania, że tylko z takich osób składa się świat. Jednak intryguje go...