Rozdział 70

133 11 4
                                    

Krótki, dlatego już wrzucam. Nie wiem, czy też to czujecie, ale to opowiadanie powoli dobiega końca i dziękuję wam, że wciąż tu jesteście. Jest was mało, ale jesteście.

- Nie wiem. Rozmawialiśmy o tym wczoraj, ale wciąż nic nie wiem, jeśli mam być szczera. - Próbowałam nabić na widelec kawałek marchewki, który co chwila z niego zjeżdżał i wpadał na nowo do ryżu. Widziałam, jak Meredith obserwuje jak marchewka raz po razie zostaje przeze mnie nabita. - Dzisiaj znowu pojawiło się nowe zdjęcie. Byłam na nim w drodze do szkoły tańca, aby odebrać Lily. Nawet nie przyszło mi na myśl, że ktoś mógłby mnie śledzić.

- W sumie ktoś mógłby cię śledzić nawet w tej chwili - stwierdziła dziewczyna, zaczesując platynowe włosy.

- Nawet nie chcę o tym myśleć. - Marchewka znowu zjechała i zdenerwowana odstawiłam talerz. - Nie rozumiem, kto ma te wszystkie prywatne informacje o mnie. Przecież tylko moja rodzina wie o pewnych rzeczach, które zostały publicznie opublikowane. Te zdjęcia z turniejów, moje drugie imię. Różne szczegóły z mojego życia, których praktycznie z nikim nie dzie...

- Mark - powiedziała nagle Meredith i obie uniosłyśmy wysoko brwi. - Tylko on mógłby mieć te zdjęcia. Każda para otrzymywała kopię swoich zdjęć z występów. Ja też mam zdjęcia, na których jestem z Peterem. Ale żadnych innych nie dostałam.

- Jestem idiotką - stwierdziłam, wstając. - Myślałam, że wszyscy dostawali te zdjęcia.

- Na pewno nie - odparła dziewczyna, kręcąc głową. Pochyliłam się, aby wyciągnąć spod kasy swoją torebkę.

- Ale skąd zna moje drugie imię? Skąd zna tyle szczegółów o moim życiu? - Zmarszczyłam czoło i zaczęłam nerwowo szukać swojej komórki w bałaganie torebki. - Nawet jeżeli mu coś opowiadałam, to przecież nigdy mnie nie słuchał. Kiedy nawiązywałam do wcześniejszego tematu, nigdy nie wiedział o czym mówię.

- Nie wiem, może ktoś inny podał mu te informacje. - Wzruszyła ramionami. W sklepie rozbrzmiał dzwonek, bo ktoś do niego wstąpił. Starsza kobieta zniknęła za regałem, ściągając z niego pierwsze produkty.

- Meredith, jestem idiotką. Wykluczyłam tę opcję na samym początku, ale co jeżeli to właśnie on dba o ciągłe zamieszanie? - Odnalazłam telefon i odblokowałam go.

- Do kogo chcesz zadzwonić? - zapytała Mer, która oparła się o blat.

- Do Harry'ego - odpowiedziałam, odnajdując jego imię w moich kontaktach.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Nie rozumiałam, o co jej chodziło. Przez cały ten czas próbował się właśnie tego dowiedzieć.

- Dlaczego nie miałabym mu mówić?

- Bo nie wiesz przecież, czy to naprawdę Mark za tym stoi. Poczekaj może jeszcze chwilę. - Klapnęła obok mnie na krześle i wydęła wargę.

- Sama powiedziałaś, że nikt inny nie ma tych zdjęć. To wszystko zmienia - uznałam podekscytowana naszym odkryciem. - Jak powiem Harry'emu będzie...

- ...zły? Wściekły? Nieźle wkurwiony? - wtrąciła Meredith, nie pozwalając mi dokończyć zdania. Zablokowała moją komórkę, przyciskając na niej guzik. Ekran ściemniał, a ja wciąż trzymałam ją między palcami.

- Pewnie tak, ale nie ma w tym nic dziwnego. Oboje jesteśmy źli na osobę, która rozsyła nasze zdjęcia - oznajmiłam, wzruszając ramionami. - Mamy prawo być źli, bo ktoś narusza naszą prywatność. Ty też byłabyś zła.

- Chodzi mi tylko o to, że czy nie wydaje ci się to wszystko zbyt proste? Może to wcale nie Mark je rozsyła, a na przykład jego... mama lub ojciec. Nie wiem.

- Albo właśnie on sam - odparłam, wstając na widok kobiety z pełną siatką produktów. Powolnym krokiem zbliżała się do kasy, oglądając butelki stojące za mną. - Nie wszystko musi być skomplikowane. Może odpowiedź do tej zagadki jest prosta i oczywista.

- Może tak - powiedziała pod nosem, kiedy ja już zaczęłam obsługiwać z uśmiechem siwą staruszkę.

liczba słów: 537

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz