Krótki, dlatego już wrzucam. Nie wiem, czy też to czujecie, ale to opowiadanie powoli dobiega końca i dziękuję wam, że wciąż tu jesteście. Jest was mało, ale jesteście.
- Nie wiem. Rozmawialiśmy o tym wczoraj, ale wciąż nic nie wiem, jeśli mam być szczera. - Próbowałam nabić na widelec kawałek marchewki, który co chwila z niego zjeżdżał i wpadał na nowo do ryżu. Widziałam, jak Meredith obserwuje jak marchewka raz po razie zostaje przeze mnie nabita. - Dzisiaj znowu pojawiło się nowe zdjęcie. Byłam na nim w drodze do szkoły tańca, aby odebrać Lily. Nawet nie przyszło mi na myśl, że ktoś mógłby mnie śledzić.
- W sumie ktoś mógłby cię śledzić nawet w tej chwili - stwierdziła dziewczyna, zaczesując platynowe włosy.
- Nawet nie chcę o tym myśleć. - Marchewka znowu zjechała i zdenerwowana odstawiłam talerz. - Nie rozumiem, kto ma te wszystkie prywatne informacje o mnie. Przecież tylko moja rodzina wie o pewnych rzeczach, które zostały publicznie opublikowane. Te zdjęcia z turniejów, moje drugie imię. Różne szczegóły z mojego życia, których praktycznie z nikim nie dzie...
- Mark - powiedziała nagle Meredith i obie uniosłyśmy wysoko brwi. - Tylko on mógłby mieć te zdjęcia. Każda para otrzymywała kopię swoich zdjęć z występów. Ja też mam zdjęcia, na których jestem z Peterem. Ale żadnych innych nie dostałam.
- Jestem idiotką - stwierdziłam, wstając. - Myślałam, że wszyscy dostawali te zdjęcia.
- Na pewno nie - odparła dziewczyna, kręcąc głową. Pochyliłam się, aby wyciągnąć spod kasy swoją torebkę.
- Ale skąd zna moje drugie imię? Skąd zna tyle szczegółów o moim życiu? - Zmarszczyłam czoło i zaczęłam nerwowo szukać swojej komórki w bałaganie torebki. - Nawet jeżeli mu coś opowiadałam, to przecież nigdy mnie nie słuchał. Kiedy nawiązywałam do wcześniejszego tematu, nigdy nie wiedział o czym mówię.
- Nie wiem, może ktoś inny podał mu te informacje. - Wzruszyła ramionami. W sklepie rozbrzmiał dzwonek, bo ktoś do niego wstąpił. Starsza kobieta zniknęła za regałem, ściągając z niego pierwsze produkty.
- Meredith, jestem idiotką. Wykluczyłam tę opcję na samym początku, ale co jeżeli to właśnie on dba o ciągłe zamieszanie? - Odnalazłam telefon i odblokowałam go.
- Do kogo chcesz zadzwonić? - zapytała Mer, która oparła się o blat.
- Do Harry'ego - odpowiedziałam, odnajdując jego imię w moich kontaktach.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Nie rozumiałam, o co jej chodziło. Przez cały ten czas próbował się właśnie tego dowiedzieć.
- Dlaczego nie miałabym mu mówić?
- Bo nie wiesz przecież, czy to naprawdę Mark za tym stoi. Poczekaj może jeszcze chwilę. - Klapnęła obok mnie na krześle i wydęła wargę.
- Sama powiedziałaś, że nikt inny nie ma tych zdjęć. To wszystko zmienia - uznałam podekscytowana naszym odkryciem. - Jak powiem Harry'emu będzie...
- ...zły? Wściekły? Nieźle wkurwiony? - wtrąciła Meredith, nie pozwalając mi dokończyć zdania. Zablokowała moją komórkę, przyciskając na niej guzik. Ekran ściemniał, a ja wciąż trzymałam ją między palcami.
- Pewnie tak, ale nie ma w tym nic dziwnego. Oboje jesteśmy źli na osobę, która rozsyła nasze zdjęcia - oznajmiłam, wzruszając ramionami. - Mamy prawo być źli, bo ktoś narusza naszą prywatność. Ty też byłabyś zła.
- Chodzi mi tylko o to, że czy nie wydaje ci się to wszystko zbyt proste? Może to wcale nie Mark je rozsyła, a na przykład jego... mama lub ojciec. Nie wiem.
- Albo właśnie on sam - odparłam, wstając na widok kobiety z pełną siatką produktów. Powolnym krokiem zbliżała się do kasy, oglądając butelki stojące za mną. - Nie wszystko musi być skomplikowane. Może odpowiedź do tej zagadki jest prosta i oczywista.
- Może tak - powiedziała pod nosem, kiedy ja już zaczęłam obsługiwać z uśmiechem siwą staruszkę.
liczba słów: 537
CZYTASZ
Gra Przegranych ✔
CasualeJego życie zostało zaplanowane przez innych. Młodego szatyna trudno jest zaskoczyć, ponieważ otaczają go ludzie, którzy wszyscy myślą tak samo i oczekują od niego tego samego. Jest zdania, że tylko z takich osób składa się świat. Jednak intryguje go...