Rozdział 72

127 14 6
                                    

- Mógłbyś mi podać jedną z puszek, które są w tamtym pudełku. - Wskazałam za siebie, pakując do swojego małego plecaka pudełko makaronu, które ledwo się tam mieściło. Klnęłam pod nosem, próbując zasunąć zamek.

- Sos pomidorowy, tak? - Otworzyłam plecak jeszcze raz i wypakowałam z niego makaron.

- Tak, podaj mi go proszę. - Wystawiłam swoją dłoń w stronę szatyna, który wręczył mi metalową puszkę.

- Nie mogę się doczekać ciepłej kolacji przy dobrym filmie. Umieram z głodu - oznajmił, cofając się do kartonów, z których trzeba było jeszcze wypakować parę rzeczy. Uśmiechnęłam się, wrzucając sos do plecaka i biorąc pudełko z makaronem pod pachę.

- Jak chcesz możesz napisać Lily, że zaraz będziemy się zbierać. Może już zagotować wodę w garnku - powiedziałam, sięgając jeszcze po parmezan, który odstawiłam wcześniej na bok.

- Czekaj, najpierw rozpakuję ostatnie kartony. Gdzie masz nóż? - Dorzuciłam jeszcze ser do plecaka i zamknęłam go.

- Jest na półce - odpowiedziałam, zarzucając sobie ramiączko przez ramię. - Zaraz wrócę i ci pomogę, tylko idę zanieść to do samochodu. Wiesz, gdzie układać słoiki, prawda?

- Wszystko wiem. - Szatyn posłał mi ciepły uśmiech, kiedy opuszczałam zapleczę. Odwzajemniłam jego gest.

Przeszłam między regałami, sprawdzając, czy o czymś nie zapomnieliśmy. Chciałam załatwić jak najwięcej, aby nie męczyć się za bardzo z rana. W sobotę nasza dostawa była mniejsza i mogłam przyjść nieco później, zwłaszcza jeżeli przygotowałam większość rzeczy dzień wcześniej. Schyliłam się, aby przyglądnąć się dolnym półkom i zadowolona przytaknęłam.

Złapałam za klamkę drzwi, spodziewając się co najwyżej chłodnego wiatru i mrozu, który uderzy mnie w twarz, jednak spotkałam się z czymś całkiem innym. Flesze kamer i masa wysokich, czarnych samochód to ostatnie czego oczekiwałam.

- Dea. - Zostałam złapana za rękę, w której nie niosłam makaronu, a ja stałam w osłupieniu, słysząc przy moim uchu znajomy głos. Nie byłam w stanie się ruszyć, ale mój wzrok niepewnie powędrował do jego twarzy. Te same niebieskie oczy i wyraziste kości policzkowe. Ciemne włosy opadały delikatnie na jego czoło. Czułam się w tamtym momencie jak w symulacji albo we śnie i nie rozumiałam kompletnie, co się dzieje. Chłopak musiał zauważyć mój niepokój, ale kiedy coś mówił, nie byłam w stanie go usłyszeć. Widziałam tylko jak porusza ustami, aż w końcu wciągnął mnie spowrotem do sklepu zamykając za nami drzwi.

Nim się obejrzałam, jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a jego usta na moich wargach. Nie odwzajemniłam pocałunku, bo od razu wybudziłam się z transu, w którym się znalazłam. Męczyłam się przez chwilę z odtrąceniem go, co utrudniła mi jeszcze bardziej pozycja, w której się znalazłam, przyciśnięta do szklanych drzwi. Napierał swoimi biodrami na moje ciało, trzymając mnie w jednym miejscu.

Uderzyłam go raz jeden i drugi, ale on się nie ruszył, dopóki nie stanęłam obcasem swojego buta, na jego nodze. Musiałam trafić w jakiś czuły punkt, bo aż syknął z bólu, co wykorzystałam. Dostał moją dłonią w twarz i nim zdążyłam zrobić więcej, Harry stanął między nami.

- Ej! - Harry osłonił mnie swoim ciałem. Złapałam za tył koszulki szatyna, zaciskając na niej dłoń. Z jednej strony pozwalało mi to się uspokoić, z drugiej strony nie chciałam, żeby się na siebie rzucili. Więc trzymałam chłopaka blisko siebie.

- Wyjdź w tej chwili - powiedziałam, a mój głos oczywiście się złamał wtedy, kiedy nie chciałam okazywać swojej słabości. Mark zamiast znaleźć się bliżej wyjścia, wszedł dalej do sklepu. Próbowałam zetrzeć wolną dłonią jego smak ze swoich ust, ale jedynie podrażniałam w ten sposób skórę. Było mi niedobrze, a w mojej głowie odgrywały się sceny tego, jak kilka lat temu próbował mnie dotykać. Przypominały mi się jego palce, które przed chwilą dotykały mojej twarzy, między moimi udami i mokre pocałunki na szyi.

- Uderzyłaś mnie - stwierdził, chcąc mi to w pełni uświadomić. - Wiesz, że to się znajdzie jutro we wszystkich gazetach? Pewnie jeszcze dzisiaj będzie krążyło po internecie.

- Pocałowałeś mnie bez mojej zgody - odparłam. - To też będzie na zdjęciach.

- Zatytułujemy je odpowiednio i zobaczysz, że nikt się nie domyśli. - Uśmiechnął się, unosząc wysoko nos. Jego policzek przybrał lekko czerwony kolor po moim uderzeniu, a gdyby nie Harry przede mną, pewnie nie stałabym tak spokojnie.

- Wyjdź - powtórzyłam ostro. - Po prostu zostaw mnie w spokoju i wyjdź.

Przyglądał się przez chwilę naszej dwójce i prychnął, kiedy Harry otworzył mu drzwi. Moje serce wciąż biło jak szalone i ponownie dotknęłam palcami swoich warg. Mark wyszedł, ale przechodząc obok nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiedziałam, że nie zapomnę tego z jaką intensywnością się na mnie patrzył. Człowiek zawsze utrwalał najlepiej najbardziej paskudne chwile swojego życia.

Podałam szatynowi klucz, aby zamknął znowu drzwi. Wgryzłam się w swoją wargę tak, że natychmiast poczułam smak krwi. Kiedy przejechałam opuszkami palców po ustach, pozostał na nich czerwony ślad. Harry to zauważył i rozszerzył oczy.

- Amadea, nie rób tak. - Objął mnie, prowadząc mnie w stronę zaplecza. - Jedziemy do domu. Zostaw już te kartony.

- Czuję się obrzydliwie - oznajmiłam, obserwując chłopaka, który zarzucił na siebie kurtkę, przesunął szybko kartony i zgasił światło.

- To nie twoja wina - powiedział, co nie za bardzo pomagało. - Zabezpieczyłaś już kasę, prawda?

- Tak, wszystko już zamknęłam. Chciałam tylko dokończyć te pudełka - powiedziałam, a Harry znalazł w swojej kurtce okulary przeciwsłoneczne i założył mi je na nos. Przyglądnął się mojej wardze, a na jego twarzy pojawił się grymas.

- Nie dotykaj na razie swoich warg i nie przygryzaj ich, bo już leje się z nich krew. - Przytaknęłam zawstydzona. - Jesteś w stanie pojechać samochodem? Czy wolisz, żebym to ja pojechał?

Nie odpowiedziałam mu konkretnie, ale wręczyłam kluczyki do auta. Harry to zrozumiał i po prostu przejął od tego momentu inicjatywę. Więc kiedy wyszliśmy, zamknął z moją pomocą sklep na wszystkie spusty. Kazał mi zasłonić twarz dłonią i zaprowadził mnie do samochodu. Miałam wrażenie, że błyski kamer otaczały nas ze wszystkich stron. Wszyscy też coś do nas mówili i każdy czegoś chciał. Ignorowałam każdą twarz i każdy głos, a każdą negatywną myśl starałam się odtrącić. Nie dotykaj warg. Nie przygryzaj ich. Leje się krew.

liczba słów: 960

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz