Rozdział 32

218 16 3
                                    

Urwałam się wcześniej z wykładu, aby spotkać się jeszcze z Meredith, która wręcz umierała z ciekawości i chciała się dowiedzieć czegoś więcej o niezaistniałym pocałunkiem między mną a Harrym. Nie miałam zamiaru jej mówić prawdy, przynajmniej nie całej. Od rana obmyślałam, co mogę powiedzieć jej zamiast tego.

- Ma opryszczkę - oznajmiłam w końcu z pełną powagą, ponieważ byłam ciekawa reakcji Mer. Jeżeli miałaby to łyknąć, pozostałabym właśnie przy tej wymówce, jednak dziewczyna natychmiast zmarszczyła niezrozumiale czoło i od razu zrozumiałam, że to nie było w stanie jej przekonać.

- Poważnie? - zdziwiła się. - To trochę...

- Żartuję - wtrąciłam, szczerząc się. Szybko przeszłam w głowie wszystkie inne opcje, które miałam i wybrałam chyba najlepszą z nich. - Po prostu nie jesteśmy pewni swoich uczuć. Stwierdziliśmy, że wolimy na razie pozostać przyjaciółmi i nie pakować się w nic innego.

- To chyba dobrze, tak? - Uniosła swoje ciemne brwi, zaczesując kontrastujące jasne włosy. - Czujesz się z tym dobrze?

- Na razie tak - odparłam, wypuszczając ciężki oddech. - Dwa dni temu nawet to funkcjonowało. Wczoraj rozmawialiśmy ze sobą i też było okej. Nie ma między nami niezręczności, a tego się trochę bałam, więc całościowo oceniam naszą decyzję dobrze.

- Podziwiam cię za to - oznajmiła blonydnka. Zakręciła na palcu swoje platynowe włosy. - To musi być trudne. W końcu zachowywaliście się momentami jak para, a teraz chcecie się cofnąć do bycia przyjaciółmi.

- Nie cofamy się. To zwykła zmiana - uznałam, ale chyba sama w to nie wierzyłam. Wymawiając swoje myśli na głos, probówałam przekonać samą siebie o tym, że postępuję prawidłowo. Możliwe, że im częściej będę powtarzała, że jest dobrze, to w końcu w to uwierzę. - Liczę na to, że poznam go w inny sposób.

- Oby tak było - rzekła, sięgając po swoją kawę. Przytaknęłam delikatnie głową, powtarzając w myślach jej niepewne oby tak było. Te trzy słowa idealnie podsumowały moje nastawienie do tego, co ustaliliśmy z szatynem.

Stwierdziłam w między czasie, że chyba wolałabym jednak, żeby Harry miał opryszczkę niż dziewczynę. Przepraszam, dziewczynę na niby. Jak to w ogóle brzmi? Nie wiem, kto w tej chwili był bardziej naiwny. On, ponieważ wpadł w tę sytuację jak śliwka w kompot i nie mógł się z tego wydostać, a przynajmniej twierdził, że tak jest, czy może jednak ja, bo mu w tej kwestii ufałam.

Kilkukrotnie próbowałam spojrzeć na to wszystko z punktu widzenia trzeciej osoby. Nie potrafiłam jednak wciąż odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dobrze robię. Raz decydowałam, że tak. Drugim razem już twierdziłam, że nie. Doszłam więc do wniosku, że niepotrzebnie zawracam sobie tym głowę, ponieważ odpowiedź najwyraźniej brzmi: To zależy.

Z jednej strony przyjaźń była dobrym rozwiązaniem, ponieważ pozwalało mi to na bycie wciąż blisko Harry'ego i spędzanie z nim czasu. Głównie na tym mi zależało. Chciałam po prostu mieć go przy sobie, nawet jeżeli nie wyłącznie dla siebie.

Z drugiej strony to wszystko było po prostu popierdolone. Właśnie tak, popierdolone. Nie potrafiłam tego inaczej nazwać i nie miałam też zamiaru. W końcu trzeba nazywać rzeczy po imieniu, tak? Harry i ja dobrze wiedzieliśmy, że nie jesteśmy przyjaciółmi i to, co robimy, to tylko gra, która ma zaspokoić moje nerwy. Dokładnie! Właśnie dlatego był w stanie tak szybko się z tym pogodzić. Po raz kolejny po prostu odgrywał swoją rolę, którą tym razem ja mu narzuciłam.

Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie było, jednak nie żałowałam tego, że nie zgodziłam się na nic więcej. Wyglądałoby to o wiele gorzej, gdyby będąc z Thaną, wciąż zachowywał się tak, jakby jej wcale nie było. W momencie, gdy mi o niej przypomniał, przestało mi się podobać to, że mnie do siebie przytulał i głaskał, bo ciągle zadawałam sobie pytanie: Jak poczułaby się Thana? A raczej: Jak poczułabym się ja?

- A jak wasze przygotowania do Spring Ball? - zapytała Meredith, rozpraszając mnie.

- Co? - burknęłam zmieszana. Dziewczyna uniosła brwi, ale zanim zdążyła się powtórzyć, szybko jej przerwałam. - Ah, mówisz o gali.

- Wciąż się tam wybierasz? - Dziewczyna oparła się plecami o krzesło i skrzyżowała ramiona.

- Tak - odparłam, uśmiechając się. - Właściwie to, wczoraj rozmawiałam o gali z Harrym. Poznam niebawem jego kuzynkę, która weźmie mnie pod swoje skrzydła.

- Czyli wcale nie będziecie tam do końca razem? - zdziwiła się, marszcząc czoło. - Myślałam, że będziesz mogła mu towarzyszyć.

- Nie chcę więcej plotek na swój temat - odparłam. - Na nasz temat. Harry zarezerwował dla nas lożę. Tam będziemy mieli okazję w spokoju posiedzieć razem, bez obaw, że odnajdzie nas jakaś kamera. Większą część wieczoru na pewno spędzę tam z jego kuzynką.

- A gdzie będzie on?

- Mówił, że na początku czekają go zdjęcia, później będzie otwierał galę, a w dalszym ciągu będą go czekały ciekawe i mniej ciekawe rozmowy z gośćmi - wytłumaczyłam, powtarzając to, co mi powiedział dzień wcześniej chłopak. - Nie jest to niestety to samo, co oglądanie gali w telewizji. Będzie musiał gonić z jednego miejsca na drugie.

- No tak - odparła Meredith. - Na pewno będę siedziała przed telewizorem i cię szukała.

- Raczej mnie nie znajdziesz. - Spojrzałam na dziewczynę, która się uśmiechnęła.

- Chyba mnie jeszcze słabo znasz - stwierdziła, unosząc pojedynczą brew. - Znajdę cię w tym tłumie osób, nawet gdybyś miała być na drugim końcu sali.

- Będę zaskoczona, jeżeli ci się to uda - przyznałam, unosząc kąciki ust.

- Możemy się założyć - oznajmiła, wystawiając w moją stronę dłoń. - Jeśli zauważę na ekranie chociażby skrawek ciebie, wygrałam i stawiasz mi kawę. Jeśli miałabym przegrać, ale tak oczywiście nie będzie, to ja wiszę ci kawę.

Dziewczyna wydawała się być bardzo pewna swojej wygranej, tak jakby nie wiedziała, że będę unikała tego dnia wszelkich kamer jak ognia. Po ostatniej wpadce przed teatrem zrozumiałam, że chronienie mojej prywatności jest o wiele poważniejsze, niż mi się wcześniej wydawało. Nie pozwolę na to, żeby ktoś mnie nagrywał. Miałam zamiar siedzieć w loży i obserwować wszystko z góry, dopóki bal trochę nie ucichnie.

- Czy będę mogła zamówić nawet najdroższą kawę, którą mają? - zapytałam, unosząc powoli swoją rękę. Byłam tak samo pewna swojej wygranej jak Meredith siedząca na przeciwko mnie.

- Cena nie gra roli - odpowiedziała blondynka, zadzierając nos.

- W porządku. - Złączyłam ze sobą nasze dłonie. Ten zakład to bułka z masłem. - Umowa stoi.

liczba słów: 985

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz