Rozdział 11

320 22 3
                                    

Uniosłam wzrok, widząc nad sobą napis The Breakfast Club. Po podwójnej zmianie w teatrze czułam się szczególnie zmęczona, i chociaż za pierwszym razem skierowałam się w złą stronę, to ostatecznie skończyłam przed lokalem, o którym mówił Harry.

Schowałam komórkę do dżinsowego plecaczka, który wzięłam ze sobą zamiast torebki. Następnie pchnęłam drzwi i zaczęłam się powoli rozglądać. Wbrew pozorom kawiarenka była większa niż się spodziewałam i prawie każde wolne miejsce zostało zajęte.

- Czy mogę w czymś pomóc? - Odwróciłam się, widząc przed sobą młodego chłopaka. Miał różowe włosy, które natychmiast przykuły moja uwagę. Uśmiechnął się, poprawiając okulary na nosie. Przygryzłam zdenerwowana wargę, zauważając jak pojedyncze osoby zaczynają mi się przyglądać.

- Ehm... jestem umówiona z... kimś i chyba go jeszcze nie ma... to j-ja może... - Rzadko kiedy się jąkałam, ale kiedy to robiłam, miałam natychmiastową ochotę uderzenia głową o ścianę.

- Cześć. - Usłyszałam za swoimi plecami i poczułam na sobie rękę, obejmującą mnie w talii, na co się wzdrygnęłam. Uniosłam głowę, odwracając się i ujrzałam nad sobą Harry'ego. Zasłonił oczy okularami przeciwsłonecznymi, a na głowie miał czerwoną czapkę beanie. Widząc, że się mu przyglądam, uniósł do góry kąciki ust.

- Hej - odparłam i nieśmiało spuściłam wzrok. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, ale nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Z jednej strony po prostu nie czułam się z tym jeszcze w pełni komfortowo, z drugiej strony nie mogłam pozbyć się myśli, że będąc z nim, mogę się kolejny raz znaleźć w mediach, a każdy dotyk doprowadzi tylko do większego zamieszania. Poza tym gnębiła mnie myśl, że kilka dni temu jeszcze obciskiwał się z Thaną. Nie wiem, może przesadzałam i zbyt wiele sobie wyobrażałam.

- Mamy rezerwację na nazwisko Smith - powiedział Harry do chłopaka, który wciąż znajdował się na przeciwko naszej dwójki. W tym samym momencie puścił mnie i stanął obok. Zmarszczyłam brwi, słysząc nazwisko, które podał, ponieważ wiedziałam, że nie było ono jego.

- To tam. - Różowowłosy wskazał na stolik w kącie lokalu. Harry przytaknął i upewniając się, że jestem za nim, poprowadził mnie w stronę naszego miejsca. Czułam jak z każdym krokiem staję się coraz bardziej zdenerwowana naszym spotkaniem, ponieważ byłam świadoma tego, że potrzebowałam ze strony szatyna kilku odpowiedzi i szczerej rozmowy.

- Trafiłaś bezproblemowo? - zapytał Harry, kiedy zajmowałam miejsce. Usiadł na przeciwko mnie, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne.

- Nie do końca - przyznałam, łapiąc za kartę dań. - Moja nawigacja lubi zabierać mnie na przygody.

- Nie ma nic złego w zwiedzaniu własnego miasta - stwierdził, także biorac w ręcę menu. Zaczął je w skupieniu czytać, przygryzając przy tym wargę.

- Zależy kiedy podejmujesz się zwiedzania. - Uniósł wzrok z nad zeszytu. - Nie ryzykowałabym przed egzaminem.

- Albo pogrzebem - dodał.

- Co? - prychnęłam, unosząc brwi.

- Szczególnie przed własnym pogrzebem. Przynajmniej wtedy chciałbym być punktualny.

Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Po kilku spotkaniach byłam w stanie stwierdzić, że szatyn miał bardzo indywidualny tok myślenia. Spuścił wzrok, a jego policzka przybrały lekko różowy odcień. Pewnie zdał sobie sprawę z tego, co przed chwilą przeszło przez jego usta.

- Wiesz już co zamówisz? - zapytał, zmieniając temat.

- Moment. - Spojrzałam ponownie na menu i dając sobie chwilę na zastanowienie się, wybrałam danie. - Wezmę numer trzy. Ray of Sunshine.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz