Rozdział 36

173 12 1
                                    

Opuściłam próg sklepu rodziców, rozpuszczając włosy i próbowałam idąc, spleść je w warkocz, aby prezentować się w teatrze trochę lepiej niż się aktualnie czułam. Cały wieczór spędziłam nad książkami  i pobudka z samego rana mi nie służyła. Jednak obiecałam mamie, że pomogę jej rano w sklepie.

Obiad, o którym wspomniała w piątek, wzięłam w końcu ze sobą, bo powrót do domu i jazda do teatru zajęłyby mi zbyt wiele czasu. Ze sklepu miałam bliżej, a nie chciałam się stresować jeszcze bardziej swoim chaotycznym planem na dziejszy dzień.

Wybrałam numer do Harry'ego, bo praktycznie odkąd wstałam, miałam mu o czymś powiedzieć. Mianowicie rozmawiałam dzień wcześniej znowu z Nicholasem, który aktualnie grał główną rolę w sztuce w naszym teatrze. Przypomniał mi o tym, że obiecałam mu obejrzeć jedno z przedstawień w całości. Oczywiście nie jako pracowniczka teatru, jednak jako zwykły widz. Bardzo wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mu na tym zależy i że czekają na mnie dwa bilety.

Przyłożyłam komórkę do ucha, widząc w tym samym momencie jak podjeżdża mój tramwaj. Skupiłam się na tym, żeby dobiec i w ostatniej chwili wskoczyłam zdyszana do środka. Kilka osób rzuciło mi zmieszane spojrzenia. W tym samym momencie rozbrzmiał w słuchawce głos szatyna.

- Czym sobie zasłużyłem na telefon od przepięknej Amadei? - zapytał, na co się uśmiechnęłam, wywracąjac oczami.

- Przestań - odparłam, wypatrując wolnego miejsca i usiadłam. - Dzwonię, bo mam dla ciebie propozycję.

- Zamieniam się w słuch - powiedział.

- Więc tak - zaczęłam i zanim kontynuowałam, odchrząknęłam. - Obiecałam swojemu przyjacielowi, że przyjdę na jedno z przedstawień w teatrze, w którym pracuję. Odgrywa rolę głównego bohatera i jest w tym naprawdę świetny, ale dotychczas miałam jedynie okazję obejrzeć pojedyncze sceny. Dlatego właśnie zaproponował podarować mi dwa bilety na dowolny dzień i pomyślałam, że może poszedłbyś tam ze mną.

- Czyli zapraszasz mnie na randkę? - zadał z zadowoleniem w głosie pytanie.

- Można to tak nazwać - stwierdziłam i usłyszałam chichot szatyna po drugiej stronie słuchawki. Zmarszczyłam zdezorientowana czoło, bo byłam przekonana, że zachowanie Harry'ego nie było do końca normalne. Wsłuchiwałam się przez dłuższy czas w jego śmiech, który nie ustępował.

- Harry, wszystko w porządku? - zapytałam niepewnie. - To chyba nie jest aż tak zabawne...

- Przepraszam, Deuś, chyba jestem już trochę... - I kolejny raz zaczął się śmiać w niebogłosy. Skrzyżowałam ramiona, wyglądając na zewnątrz i czekając aż skończy. - Jestem trochę, tak lekko, tyciuteńko wstawiony.

- To wiele wyjaśnia - burknęłam nieco zirytowana, ponieważ chciałam z chłopakiem normalnie porozmawiać, ale słabo to wyglądało. Była dopiero piętnasta, więc do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. Nie zdziwiłabym się, gdyby później był jeszcze w gorszym stanie.

- Deuś, nie bądź zła. - Gdy wypowiedział te słowa, usłyszałam śmiech roznoszący się w okół niego. On za to zachował powagę, ale widocznie nie był sam. Ludzie, którzy byli z nim, zdawali się być tak samo rozbawieni naszą rozmową, jak chwilę wcześniej sam Harry.

- Nie jestem zła - oznajmiłam, jednak przyznam, że brzmiałam właśnie tak, jakbym była zła. - Może porozmawiamy o tym jutro. Nie chcę ci przeszkadzać.

- Nie przeszkadzasz - wtrącił od razu. Chciałam jak najszybciej skończyć tę konwersację. - Brakuje mi cię tu.

- Chyba masz obok siebie dość towarzystwa - burknęłam, kręcąc głową.

- Oni to nie ty - powiedział, co sprawiło, że się uśmiechnęłam, jednak nie spodobało się to chyba reszcie, bo znowu zagłuszyły Harry'ego pojedyncze krzyki protestu. Szatyn zaczął coś mamrotać do słuchawki, ale nie zrozumiałam z tego ani słowa.

- Słyszę, że jesteś zajęty. Zdzwonimy się po prostu jutro - stwierdziłam w końcu i Harry próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. - Baw się dobrze i nie rób głupot.

- Jesteś cudowna. Kocham cię, Dea! - wykrzyczał ostatnie słowa, a w tle od razu rozbrzmiał chórek osób, które równocześnie wydały z siebie długie "ohhhhh". Miałam dosyć.

Od razu nacisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam komórkę. Byłam prawie w pełni pewna, że Harry zaraz będzie próbował oddzwonić, ale nie miałam na to dłużej ochoty. Tyle do trzymania nas w tajemnicy. Co chwila powtarzał moje imię przy tych wszystkich ludziach, którzy prawdopodobnie byli po prostu jego przyjaciółmi, ale to i tak nie miało tak wyglądać.

Oczywiście nie miałam pewności, ile było z nim osób i kim byli ci ludzie, ale naprawdę naiwnie wierzyłam w to, że będzie trzymał swój długi język za zębami. Powiedział przy nich, że mnie kocha i już teraz wiedziałam, że jutro będzie nas czekała długa rozmowa. Nie może przecież po prostu rozpowiadać wszystkim, że mnie kocha. On chyba momentami zapominał, że w dalszym ciągu udaje związek z dziewczyną, która też ma uczucia. Może jej też od razu powie, że mnie kocha? Głupek sam zadba o koniec swojej kariery i przy okazji wciągnie w to mnie.

Sfrustrowana wypuściłam ciężki oddech. Miałam w sumie zamiar dać Nicholasowi już dzisiaj znać, na jaki dzień chciałabym bilety, ale Harry nie nadawał się w takim stanie do robienia planów. Później pewnie by o tym zapomniał. Wolałam mieć pewność, że moje słowa docierają do niego.

Jazda tramwajem ciągnęła się w nieskończoność, ale gdy w końcu wysiadłam, poczułam się od razu trochę lżejsza. Powędrowałam myślami już całkiem gdzieś indziej. Martwienie się teraz o słowa Harry'ego byłoby bez sensu i będzie lepiej, jeżeli pozostaną poruszone w jutrzejszej rozmowie. Po prostu miałam nadzieję, że nie wygada niczego więcej i że jego znajomi nie wezmą jego słów na poważnie. Może stwierdzą, że nie wiedział, co mówi. Może do jutra sami zapomną, co powiedział.

liczba słów: 866

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz