Rozdział 48

151 13 0
                                    

Stanęłam na palcach i dosunęłam pudełko, które lekko wystawało poza półkę. Sprawdziłam spojrzeniem, czy reszta rzeczy też stała na miejscu i zadowolona przytaknęłam.

- A powiesz mi przynajmniej w jakim jest kolorze? - zapytała Meredith, która chciała koniecznje dowiedzieć się czegoś o mojej kreacji na galę.

- Niczego się ode mnie nie dowiesz - odparłam, kręcąc w głowę w tę i we w tę. - Nawet Harry'emu nic nie mówiłam, a dręczy mnie już od kilku dni.

- Ale wyślesz mi zdjęcie w dniu balu? - poprosiła i wydęła wargę.

Położyłam jej dłoń na ramieniu i z uśmiechem na ustach, kiwnęłam głową. Oczy Meredith rozbłysnęły, jak u małego dziecka na widok przesłodzonych cukierków. Przeszłam obok dziewczyny i stanęłam na przeciwko Lily, która właśnie układała pieniądze w kasie. Oparłam łokcie na ladzie i spuściłam głowę.

- Mówię ci, naprawdę możesz iść, jeżeli jesteś zmęczona - powtórzyła moja siostra, chyba już po raz trzeci tego dnia. - A jesteś zmęczona.

- Ale to moja wina - powiedziałam, wzruszając ramionami. - Harry chciał już wracać, a mi się ubzdurzyło jeszcze wstąpić do cukierni. Powinnam była go posłuchać, ale tego nie zrobiłam, a teraz-

- Ja mogę zostać - oznajmiła Mer zza moich pleców, wchodząc mi w słowo. Od razu uniosłam wzrok, odwracając się w jej stronę. - Lily mi wszystko wytłumaczy. Co nie, Lily?

- Mer... Daj spokój - mruknęłam, ale przerwano mi znowu.

- Jasne - wtrąciła moja siostra. Spoglądnęłam na nią, karcąc ją spojrzeniem.

- Lily - powiedziałam ostro, a dziewczyna wywróciła oczami. Bez słowa udała się na zaplecze i wróciła po chwili z moim swetrem i plecakiem.

- Idziesz do domu. - Wręczyła mi w ręce to, co zabrała i złapała odważnie Meredith za rękę ciągnąc ją za kasę.

- Mer, nie musisz tego robić. Przecież zostanę - rzuciłam, przyglądając się dziewczynom i temu, jak mnie całkowicie ignorowały.

- Lily ma rację - rzekła moja znajoma, obserwując to, jak Lily układa banknoty. - Musisz odpocząć.

- Zadzwoń do Harry'ego. Widziałam, że napisał ci w południe, a ty nawet nie poświeciłaś kilku sekund, aby mu odpisać - dodała moja siostra, zarzucając blond włosy za ramię.

Skrzyżowałam ramiona, wiedząc, że miała rację. Było już późne popołudnie. Szatyn jednak wiedział o tym, że coś robię. Tylko no właśnie. Coś. No bo nie wie, że pracuję w sklepie swoich rodziców, ponieważ musieli zwolnić jedyną pracowniczkę, jaką mieli, gdy przestało nas na nią stać. Powiedziałam mu, że będę się uczyła czy coś podobnego i czasami odnosiłam wrażenie, że wiedział, że robię coś całkiem innego.

To już druga większa tajemnica, którą wciąż przed nim ukrywałam. Pierwszą był taniec. Nie umiałam mu tego powiedzieć i przez jakiś czas nie rozumiałam dlaczego. Jednak odpowiedź była prostsza niż myślałam.

Wiedziałam, że jeżeli powiem Harry'emu o tańcu, on będzie mnie namawiał do powrotu. Stwierdzi, że powinnam wrócić do swojej pasji. Właśnie tego chciałam uniknąc. Nie chciałam wracać. Moje buty do tańca leżały gdzieś w kącie i tam miały pozostać. Miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie, a jeżeli widząc swoje buty, miałam przed oczami Marka, to byłam pewna, że jeszcze nie jestem gotowa. Ten rozdział pozostawiam za sobą i nie chcę do niego wracać.

- Naprawdę sobie poradzicie? - dopytałam, zakładając przez głowę swój czerwony swetr.

- Dea. - Lily spojrzała na mnie z wysoko uniesionymi brwiami. - Ostatni klient przyszedł dwadzieścia minut temu i kupił gazetę, kawę oraz czekoladowego batonika. Jeżeli boisz się, że będziemy przytłoczone zadaniami, to zastanów się jeszcze raz. Ostatni klient. Dwadzieścia minut temu. Trzy produkty. Więcej nie mówię.

Prychnęłam, zarzucając plecak przez ramię. Niestety musiałam się zgodzić ze swoją siostrą. Ruch w tym sklepie był obłędny. Nie rozumiałam, dlaczego rodzice po prostu nie zamkną sklepu i spróbują czegoś nowego. Powinni spojrzeć prawdzie w oczy i zaakceptować to, że to ja aktualnie utrzymywałam naszą rodzinę. No i taty praca na czarno. Ale na pewno nie ten sklep.

- No, tak... - przyznałam jej rację i chwilę później otworzyłam buzię, ziewając. Zakryłam twarz dłonią, podchodząc do dziewczyn.

- Tylko nie zaśnij po drodze - powiedziała Meredith, uśmiechając się i przyciągając mnie do siebie. Objęłam niebieskooką, opierając brodę na jej ramieniu.

- Nie zasnę - odparłam marszcząc nos. - Dziękuję, Mer.

Następnie objęłam Lily, pozostawiając na jej policzku buziaka. Dziewczyna o dziwo przyjęła go bez marudzenia. Stwierdziłam początkowo, że może dorosła, dopóki nie usłyszałam słów, które opuściły jej usta.

- Czy jeżeli pocałowałaś mój policzek, to tak jakby Harry go pocałował?

Najpierw zapanowała niezręczna cisza. Zmarszczyłam brwi, otwierając jak ryba buzię po kilka razy, ale nic z siebie nie wydostałam. Meredith wybuchnęła śmiechem, łapiąc się za głowę.

- Po prostu idź już do domu - stwierdziła Mer, kręcąc głową i wciąż chichocząc. - Coś czuję, że Lily i ja się świetnie dogadamy.

liczba słów: 736

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz