Hayley Ruston zawsze spędzała przerwy sama. No, może prawie zawsze. Nie miała nikogo, kto byłby z nią na pewno. Czasem dosiadała się do niej Amber, przewodnicząca gazetki szkolnej, ale tylko wtedy, gdy nie spędzała przerw z Jamesem, swoim chłopakiem ze szkolnej drużyny piłki nożnej. Działały w niej razem i odkąd Amber pokłóciła się ze swoją towarzyszką z ławki, to właśnie Hayley stała się substytutem Melanie. Drobną namiastką, a jednak zdawała się być jej potrzebna. I łączyła je gazetka szkolna.
Czasem uważała to za ironię losu. Nie miała pojęcia o tym, co działo się w szkole. Nie znała zbyt wielu ludzi. Wszelkie wydarzenia i sensacje omijały ją szerokim łukiem. Nawet jeśli coś działo się w pobliżu, to i tak miała wrażenie, że jest daleko od wszystkiego. Niby kilka metrów dalej, a jakby zupełnie na innej planecie. Nie znała potrzeb uczniów. Nie wiedziała nawet kto jest na topie, mimo że Amber bywała plotkarą i dzieliła się wszystkim, co świeże.
A więc okey, wiedziała, kto jest na topie, a kto nie. Jednak zawzięcie to przed sobą ukrywała. Udawała, że nie obchodzi jej co dzieje się na szkolnych korytarzach. Nie chciała przypadkiem pokazać, że interesuje ją świat do którego nie należała, a bardzo chciałaby, gdzieś tam głęboko, być chociaż jego maleńką cząstką. I owszem wiedziała, co działo się na ostatniej imprezie u Rossa Andersona. Zgadzała się tylko z tym, że od pierwszego dnia, gdy stała się pełnoprawną uczennicą college'u, zaczęła należeć do grupy osób jakichśtam, o których niby ktoś tam słyszał, ale nie do końca było wiadomo kto to. W wielkim skrócie od kilku lat należała do marginesu szkolnego. A przynajmniej tak się czuła.
– A mówiłam już, że Ross pobił się z Maxem? – szepnęła konspiracyjnie Amber, gdy na placu przed szkołą pojawił się wspomniany Anderson z Jaredem Wallsem.
– Taa – mruknęła, przegryzając kolejny kęs bułki z tuńczykiem.
– Poszło jak zwykle o Laylę. Ta dziewczyna zniszczyła im przyjaźń. To straszne.
– Yhm – Hayley przytaknęła znowu, patrząc, jak Amber wyjmuje wędlinę z kupionej w szkolnym sklepiku kanapki.
– Mogłaś kupić bułkę bez szynki.
– Jasne – odparła. – Ale to była ostatnia kanapka z chlebem bez glutenu. A wiesz, kto ich rozdzielił?
– Nie mam pojęcia – westchnęła głośno, przypatrując się perfekcyjnie prostym i czarnym włosom Amber.
– Nasz kapitan.
Hayley lekko wzdrygnęła się na wspomnienie o kapitanie drużyny piłkarskiej. To naprawdę nie było tak, że miała całą szkołę gdzieś. Ludzie ją obchodzili. Chciała być pisarką i musiała obchodzić się ludźmi. Ich życiem. Ludzie byli jej inspiracją. Sęk w tym, że to ona nie obchodziła ich, a jakby tego było mało, widziała w niektórych więcej niż powinna. Obserwowała zbyt długo. Analizowała każde zachowania o kilka powodów za dużo.
– Gdyby wmieszał się w bójkę, mógłby wylecieć z drużyny. Postąpił odważnie, a co najważniejsze, skutecznie, bo każdy ma do niego taki szacunek, że chcąc, czy nie chcąc żaden mu nie przyłożył.
Mogło się wydawać, że nie ma w tym nic dziwnego. Kapitan szkolnej chluby powinien być osobą dominującą, poważaną. Większość osób jednak kojarzyła ich z zadufanymi w sobie osiłkami, którzy mają dziewczyn na pęczki, a każdą sobotę spędzają na obfitych w alkohol imprezach. Ale nie w tym przypadku. Ten był tajemnicą. Podobał się wielu dziewczynom. Podczas szkolnych walentynek to on zgarniał najwięcej kartek od wielbicielek. A jednak rzadko korzystał ze swoich przywilejów. Dobrze się uczył, nie imprezował zbyt wiele.
CZYTASZ
Nie ma planety B
Teen Fiction" - Muszę cię zasmucić, ale jest tylko jedna planeta, na której żyją tacy sami ludzie. Może z wyglądu się różnimy, ale wewnątrz każdy jest taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, ani mniej czy bardziej wyjątkowy. Nie ma planety B. - A jeśli jest? J...