26.Lillianne Mays

129 28 5
                                    

Wcale nie zamierzała spędzić reszty życia w swoim pokoju. Choć to w zasadzie wydawało się bezpieczną opcją, ale było jednoznaczne z marnym egzystowaniem, a tego tym bardziej nie chciała. Sama nie rozumiała, jak można w krótkim czasie stać się cieniem dawnej wersji siebie, ale powód był w sumie jasny.

Lillianne bała się Jaspera. Bała się, że jednak jest tak głupi i chory, że upubliczni tamto zdjęcie. Bała się, że natknie się na niego w pierwszym możliwym miejscu. Jednak nawet jej matka nie wierzyła w jej wyimaginowane przeziębienie i ostro zakomunikowała, że w poniedziałek maszeruje do szkoły. Fakt, że Hayley nie mogła jej odwiedzić wczorajszego wieczoru, tylko pogłębił jej chęć gnicia w łóżku.

Dzisiaj dała się wyciągnąć z domu. Temperatura po raz pierwszy od dawna przekroczyła dwadzieścia stopni i razem z Hayley siedziały na plaży. Co prawda żadna z nich nie zamierzała eksponować ciała w samym stroju kąpielowym. Lillianne przed wyjściem z domu zamierzała schować się pod szerokim swetrem, jakby miał zapewnić jej niewidzialność, ale zarówno matka jak i Hayley odwiodły ją od tego pomysłu. Ostatecznie ubrała szare legginsy i luźny t-shirt w kolorze nieba. Hayley wystawiła ku słońcu swoje blade nogi, dyskretnie podwijając dół kwiecistej sukienki. Kiedy siedziały tak, jedząc lody i patrząc na słońce chylące się ku zachodowi, jej całe przygnębienie wydawało się banalne.

Nie była sama. Wiedziała, że jeśli powie Hayley o szantażu Jaspera, będzie jej lżej, a poza tym Hayley jej nie wyśmieje, nie skrytykuje ani nie zostawi. A jednak czuła, że wypowiedzenie tego na głos jest niemożliwe.

– Amber mnie za coś nienawidzi – wyznała Hayley, ocierając delikatnie usta serwetką. Patrzyła z niepokojem przed siebie.

Lillianne wzięła głęboki oddech. Nigdy nie pomyślała, że duet tych dwóch dziewczyn okaże się zupełnie odwrotny do jej oczekiwań. Gdyby nie spotkała tamtego dnia Hayley w bibliotece, to nie jej spytałaby o dołączenie do zespołu. Cały czas myślała o Amber, bo wydawała się jej szczerą i pogodną osobą. Nie sądziła, że to z Hayley znajdzie wspólny język. Może nie widziała tego na pierwszym spotkaniu, ale później, stopniowo, zaczynała dostrzegać czarny charakter Amber, ukryty pod płaszczem wiecznego uśmiechu i życzliwości.

– Nie mów tak. Nie można ciebie nienawidzić, Hayley. Może spóźnia się jej okres, albo odstawiła tabletki – roześmiała się bezbarwnie, siląc się na żarty.

Doskonale zdawała sobie sprawę, że to ona może być jednym z możliwych powodów. Wtargnęła pomiędzy nie, a jakby tego było mało, Amber odeszła na dalszy plan i każdy jej pomysł zupełnie różnił się od tego, co sądziły Hayley i Lillianne.

– Nie wiem. Jest dla mnie tak okropnie nie miła. Poza tym...  – urwała, zagryzając wargę. – Na tamtym ognisku, gdy poszłaś do domu z Rossem, powiedziałam jej, że przyjechała po ciebie mama.

Lillianne o tym wiedziała, nawet cieszyła się z tej wymyślonej wymówki, bo gdyby Amber dowiedziała się prawdy, już po pięciu minutach wiedzieli by o tym wszyscy. Nie miała Hayley za złe tego maleńkiego kłamstwa.

– Wiem. Nie gniewam się, nie rób takiej miny, Hayley. Przejdzie jej, zobaczysz – pogładziła ją po ramieniu, widząc jak bardzo jest tym przejęta.

– Tak, ale ona wie o tym od kogoś innego. Oskarżyła mnie o kłamstwo, ale nie dosłownie. Póżniej przeistoczyła sens swojej wypowiedzi, twierdząc, że to ludzie kłamią, bo Ross Anderson nie gustuje w dziewczynach takich jak ty.

Lillianne poczuła ulgę. Z jednej strony to dobrze, że tak myślała. Nie widziała jej tamtego wieczoru, mogła wierzyć w to, co chciała. Jednak z drugiej strony mogło być w tym ziarnko prawdy. Ross Anderson faktycznie mógł jej nie lubić. Drażnił ją, nieraz obraził, ale pomiędzy tym potrafił być miły. Mógł to robić zupełnie nieświadomie. Mógł nie poświęcać tyle czasu na analizowanie ich spotkań, co ona. Mogła być po prostu nic nie znaczącą dziewczyną w jego życiu. Jedną z wielu, w dodatku nie w jego typie. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Znali się zbyt krótko, by mogła stwierdzić, że coś do niego czuje, a jednocześnie zbyt wiele się wydarzyło, by powiedzieć, że są dla siebie obcy. Poza tym miała teraz na głowie Jaspera. Im większej ilości osób pozwalała się sobie zbliżyć, tym na większe grono krytykujących się nastawiała.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz