53. Hayley Ruston

112 27 3
                                    


– Przegrałaś podwójnie – oznajmił Kieron, gdy zakończyli rundę w tenisa stołowego.

Usłyszeć takie słowa – to nic przyjemnego. Chyba że słyszy się je z ust Kierona Laheya, który nie przestaje się uśmiechać. Na szkolnym strychu, przy migającej żarówce, w towarzystwie starych książek, po ciężkim dniu. Normalnie takie słowa powodują coś na rodzaj smutku, żalu, a może nawet i gniewu. Jednak Hayley czuła jak się unosi, czuła że to początek czegoś dobrego. Znowu, dlatego to stawało się niebezpieczne.

– Mówiłam, że się nie nadaję – wzruszyła ramionami, odkładając rakietę na stół.

– Daj spokój. Było świetnie. Zdobyłaś aż cztery punkty. – Oparł się ponownie o stół, jakby nie miał zamiaru się stąd ruszać w najbliższym czasie.

Hayley zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie przebywają już tutaj za długo. I co by się wydarzyło, gdyby ktoś ich nakrył? Czy mieliby problemy? Zresztą, jakie to miało znaczenie? Była na szkolnym struchu, dawno po zajęciach. Z Kieronem.

– Och, tylko dlatego, że nie chciałeś bym miała rację co do przewidywanego wyniku.

– Jestem sportowcem. Nie oszukuję, ale w sporcie nie ma miejsca na ustępstwa. Jestem pomocny w życiu, ale w sporcie pomagam tylko sobie. No chyba, że w przypadku zagrożenia życia, a Ty jesteś cała i zdrowa. Gdybym chciał ukartować ten wynik, grałbym tak, że to Ty zdobyłabyś jedenaście punktów.

To było dosyć uszczypliwe, ale Hayley i tak nie przestawała się uśmiechać. Pokręciła w odpowiedzi głową i podeszła do jednego z okien w dachu. Przestało padać, a po niebie przesuwały się gęste chmury, odsłaniając co jakiś czas fragmenty gwieździstego nieba. Usiadła na jednym ze starych krzeseł, stojących pod skośnym sufitem. Westchnęła nieco głośniej niż się spodziewała. Wypełniała ją nieogarniona radość i lekkość. Znów była bohaterką swojego opowiadania. Pisała swój rozdział. Nie mogła pozwolić by ten także zakończył się źle. Ufała Kieronowi. Bardzo chciała mu ufać nawet jutrzejszego dnia, gdy cała magia wieczoru zgaśnie. Nie słuchać innych ludzi.

– O czym myślisz? – spytał, siadając tuż za nią i wpatrując się w ciemność za szybą.

Przez moment okno z widokiem na niebo było ekranem w kinie.

– O niczym – wypaliła.

Bo przecież nie mogłaby mu powiedzieć tego wszystkiego. To znaczy mogła. Jednak z jakiegoś powodu poczuła wewnętrzną blokadę przed uzewnętrznieniem swoich myśli, gdy tak siedział tuż za nią. Czuła zapach jego lekkich perfum zmieszany z zapachem kurzu i starych książek. Serce biło jej zbyt szybko by móc mówić o takich rzeczach spokojnie.

– Chcesz mi wmówić, że nie ma nic w twojej głowie? Pustka?

– Nie do końca – zawachała się, skubiąc lekko dolną wargę. Miała wrażenie, że jeśli się odwróci, znajdzie się w zbyt niebiezpiecznej odległości. I na samą myśl nogi zrobiły się jej miękkie jak z waty.

– Wiesz, że całkowita liczba możliwych połączeń komórek nerwowych w naszej głowie wynosi jakieś sto bilionów, a to oznacza, że nie możesz myśleć o niczym. Jest ich więcej niż galaktyk we wszechświecie i gwiazd w Drodze Mlecznej.

– Okey – przerwała mu. – Wiem, że to nasze wewnętrzne uniwersum, ale...

Ale... Była pod wrażeniem jego wiedzy. Ostatnio coś podobnego przeczytała w jednym z młodzieżowych czasopism, a teraz okazało się, że Kieron wiedział dokładnie to samo. Myśleli o tym samym. Ich przenośnie były dla nich obojga jasne. Zero niedomówień.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz