31.Lillianne Mays

127 28 10
                                    

Lillianne nałożyła na białą, zwiewną sukienką dżinsową kurtkę i związała włosy w luźnego koka. Na szyję założyła rzemykowy naszyjnik boho z piórkiem. Usta lekko przejechała bezbarwną pomadką. Prze koncertem odbywał się jeszcze mecz charytatywny, gdzie ich drużyna Orłów mierzyć się miała z amatorską grupą nauczycieli. Nie wybierała się na mecz. Myśl, że miała natknąć się na Rossa, albo chociaż na jego spojrzenie, przyprawiała ją o zdenerwowanie.

Nie widziała go od zeszłej soboty, ale ponoć znowu bił się z Maxem. Nie chciała robić z siebie świętej, nie chodziło jej o jego nagła zmianę. Byli dla siebie zupełnie obcy, by czegokolwiek od niego oczekiwała. Jednak skoro wciąż zależało mu na Layli, jaki sens miały jego ostatnie słowa? Nie doczeka się. Nigdy nie pozwoli mu już się do siebie zbliżyć. A tym bardziej pocałować. I miała wielką nadzieję, że nie bedzie grał na meczu, ani później nie pojawi sie na koncercie. Gdyby miał to daleko gdzieś, byłoby idealnie. I zupełnie w jego stylu.

– Lillianne, masz gościa.

Usłyszała głos matki na schodach i spojrzała na zegarek. Na Hayley było jeszcze za wcześnie, ale może zależało jej na lepszych miejscach. Była przecież oczarowana głosem Josepha. Chwyciła torebkę i zbiegła na dół. Zatrzymała się gwałtownie, gdy spostrzegła Jaspera, czekającego przy drzwiach. W ręku trzymał czerwoną różę i uśmiechał się idiotycznie.

– Co tu robisz? – spytała chłodno.

Jeśli przyszedł zepsuć jej nastrój, już mu się udało. Patrzyła na niego oczekująco, widząc kogoś obcego. Zapuścił brodę, która dodawała mu conajmniej pięć lat. Jego włosy także były dłuższe. Ciemne oczy wpatrywały się w nią zuchwale, z lekką nutą błagalności. Nie znała już go. I nie chodziło tylko o wygląd.

– Przyszedłem prosić cię o ostatnią szansę.

– Boże, Jasper – jęknęła, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. Ruszył za nią. – Mógłbyś nie urządzać scen w moim domu? Dobrze wiesz, że nie wrócę do ciebie. Nie po tym wszystkim.

– Rozumiem cię, bo zachowałem się jak gówniarz. Usunąłem tamte zdjęcia, tamte wiadomości. Nie byłem sobą. Uświadomiłem sobie, że straciłem cię na zawsze, przez własną głupotę i oszalałem. Jednak nie usunąłem ciebie z mojej głowy i z serca. Nie potrafię. Jesteś aniołem.

Lillianne na chwilę schowała twarz w dłoniach. Nie wierzyła mu. Nie chciała. Nie w ten dobrze zapowiadający się, bezchmurny wieczór.

– Powtórzę twoje słowa, Jasper. Straciłeś mnie na zawsze. Nie mogę dać ci drugiej szansy. Nie chcę.

Patrzył na nią zamglonym wzrokiem. Życie nie było tak łatwe, jak w jego piosenkach. Coś się kończyło, było cierpienie, ale nie zawsze wschodziło słońce po burzy. Musiał to w końcu zrozumieć. Nic nie było z nimi w porządku. Nie pamietała dzisiaj tego w jaki sposób na nią patrzył, gdy nikt inny nie mógł tego robić. Może złamała mu teraz serce, ale to on pierwszy złamał jej. I nie powinien był o tym zapominać.

– Lillianne...

– Po prostu nie. Nie ma już tamtego życia. Nie ma już tamtych nas. Wszystko jest inne. Jestem umówiona z Hayley, więc lepiej będzie jeśli już pójdziesz.

– Hayley?

– No właśnie. Zmieniło się wszystko. Nie tylko ciebie straciłam – zacisnęła wargi, by nie pokazać, jak bardzo to wryło się w jej duszę. Jak bardzo stała się krucha, a z dnia na dzień gubiła radość z prostych rzeczy.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz