43. Hayley Ruston

114 26 7
                                    

    To tylko kolejny nieudany wieczór. Jeden z wielu. Następnym razem, o ile będzie następny raz, zgodzi się pójść z Kieronem nawet na koniec świata. Na wagary. Pójdzie nawet na British Airways i360, mimo że przerażają ją wysokości. Na strych szkolny także zgodzi się pójść, wdychać kurz ze starych książek. Tam też jest wysoko, ale to przecież tylko strych.

Zaczęła się zastanawiać, dlaczego nigdy tam nie była. Nawet nie miała pojęcia, czy każdy miał tam dostęp. Czy może tylko Kieron Lahey, albo cała drużyna piłkarska.

A jeśli, nie będzie następnego razu, jeśli Kieron Lahey już nigdy nie spyta jej, czy chciałaby z nim gdzieś pójść, to... Coż... Wtedy będzie musiała nauczyć się żyć ze złamanym sercem. Ze świadomością, że przez własny strach, ciągle omijają ją najlepsze rzeczy. Najlepsi ludzie. Po skończeniu szkoły zapomni o swoim platonicznym zauroczeniu. O Kieronie i swoich wątpliwościach. A przynajmniej bardzo chciałaby wierzyć w to, że o tak nieudanym życiu, można nie pamiętać za parę lat, a nawet śmiać się z tego, jakby było to lekkim, zabawnym kawałem.

    No i, czy o kimś takim, jak Kieron Lahey można w ogóle zapomnieć?

    Czy może na każdej randce pomiędzy studiami, a wkuwaniem na egzaminy, będzie myśleć o tym jakby to było, gdyby teraz naprzeciwko niej siedział Kieron? Albo, wybiegając dalej w przyszłość, na obiedzie u swoich teściów, zastanawiałaby się jak wyglądałyby obiady z rodzicami kapitana szkolenej drużyny? Czy ich dzieci byłyby podobne od taty, czy do mamy?

    Stop. Nie jest aż tak zakochana w Kieronie. To tylko (kłamstwo, bo aż) Kieron Lahey. I jeżeli jakimś cudem udało mu się wejść do życia Hayley, to pewnie wkrótce ucieknie. Ucieknie, jeśli tylko zobaczy, jak bardzo Hayley nie wierzy w siebie. Ktoś tak pewny swoich zalet i czynów, jak najlepszy sprtowiec w ich collegu, napewno nie szuka dziewczyny, którą trzeba naprawiać.

    Gdy znalazła się w korytarzu i zdjęła buty, które od zbyt szybkiego kroku, zaczęły ucierać ją w pięty, usłyszała rozmowę na tarasie. Deja vu. Znów głos matki, tej radosnej matki. Beztroski śmiech, śmiech kobiety adorowanej. Hayley poczuła dziwne ukłucie zazdrości. Przy niej matka nigdy nie była dawną wersją siebie. Nawet, kiedy cieszyła się z osiągnięć Hayley albo rozmawiały o czymś wesołym, zawsze była gdzieś obok. Miała w oczach tę dziwną mgłę, która przykrywała jej tęsknotę za ojcem.

Tym razem nie zamierzała iść na górę niezauważoną. Po prostu chciała, żeby matka wiedziała, że Hayley już wszystko wie, ale niekoniecznie rozumie. Egoistycznie, ale pragnęła, by zobaczyła w jej oczach zazdrość i żal. Mogła jej najzwyczajniej w świecie powiedzieć o tym, że spotyka się z Andrewem Therinem. Z kimkolwiek innym by się spotykała, miała do tego prawo. Robienie z tego tajemnicy było dosyć bolesne dla Hayley. Nie miała pięciu lat, choć tak się teraz czuła.

    A Andrew Therin niemiłosiernie kojarzył się jej z tą tragiczną wieścią o śmierci ojca. Jego głos rozbrzmiewał w najgorszych koszmarach i miała cichą nadzieję, że już nigdy więcej go nie usłyszy. Przełknęła ciężko ślinę i weszła do kuchni.

    Drzwi na taras były uchylone. Siedzieli na krzesłach ogrodowych, w dłoniach trzymając kieliszki w winem. Blisko, może nie. Matka miała na sobie prostą, łososiową sukienkę do kolan. Nie wyglądałaby w niej wykwintnie, gdyby nie to, że przez kilka ostatnich lat jej stałym ubiorem były szerokie T-shirty i legginsy, a w szczególnych okolicznościach czarne eleganckie spodnie i ciemne bluzki. Hayley chrząknęła znacząco, nalewając sobie wody do szklanki.

    – Cześć – przywitała się głosem pełnym urazy.

    – Cześć. Już wróciłaś, tak wcześnie? – Matka na jej widok wstała i oparła się o framugę drzwi, a jej partner skinął głową z zaciśniętymi w dziwnym grymasie ustami.

    – Tak. Nie bawiłam się za dobrze, ale nie przeszkadzajcie sobie – oznajmiła ciężko, rzucając krótkie spojrzenie w stronę przyjaciela ojca. – Idę już do siebie.

    Wzrok miał utkwiony w ziemię. Najwidoczniej nie chcieli być przyłapani, przez co Hayley poczuła jeszcze większą przykrość.

    – Możesz usiąść z nami – zaproponowała, uśmiechając się ciepło, ale w jej oczach wciąż widniało zakłopotanie.

    – Jeśli wymienisz mi szklankę wody na kieliszek wina, owszem. Wtedy łatwiej będzie mi przyjąć, to co pewnie usłyszę – oznajmiła drwiąco, odkładając twardo szklankę na blat. Nie czuła się sobą, ale musiała pozbyć się złości. Tkwiła w niej jak drzazga. Swoje niepowodzenie zamieniała w złość kierowaną na najbliższą jej osobę.

    – Hayley... – Matka zmrużyła oczy, jakby usłyszała coś przykrego.

    Tylko tyle była w stanie wydusić. Może nie był to dobry moment na wyjaśnianie. Zapewne nie, podczas gdy bezbronny Andrew starał się być niewidzialnym, a Hayley nie była w stanie niczego przyjąć na spokojnie. Odwróciła się więc na pięcie i pobiegła na górę do swojego pokoju. Włączyła na laptopie playlistę zatutułowaną summerstuck i w pokoju rozbrzmiał smutny utwór Sashy Sloan "Runaway". W zielonej sukience rzuciła się na łóżko i schowała twarz w poduszce.

    Zawsze chciała szczęścia matki, ale nigdy nie potrafiła sobie go wyobrazić. Tak jakby miało już nie zaistnieć. Nigdy nie sądziła, że dostrzeże je w tak fatalnym dla siebie dniu. Kiedy uświadomiła sobie, że Kieron Lahey być może już nigdy nie zaistnieje w jej życiu. Jakby wszystko to, co wydarzyło się do tej pory było mrzonką. Czy, gdyby ten wieczór zakończyłby się dla niej i dla nich dobrze, czy nie miałaby nic przeciwko temu, że jej matka także się dobrze bawiła?

    Nie przypuszczała, że jest aż taką egoistką. Czuła się żałośnie. Bo wcale nie była dobrą dziewczyną. Przez całe życie przypinano jej taką łatkę, częściej kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Teraz była niewidzialna, lecz nikt, kto ją znał nie nazwałby jej inaczej. Z czasem wszystko wypływało na wierzch. Wszystkie jej wady. Jakby z dnia na dzień, zrobiło się ich znacznie więcej. Nie tyle w oczach innych, co w jej głowie.

    Nie była dobrą córką. I nigdy o tym nie pomyślała, aż do dzisiaj. Czy jej ojciec cieszy się, że jego żona próbuje ułożyć sobie życie bez niego? Czy widzi to, czy widzi Hayley? Jest na nią zły?

Nawet jeśli tak, to niczego nie zmienia. On nie żyje, a Hayley nie ukryje tego, co czuje.

    Przypomniała sobie teraz wzrok Kierona. Jego niepewność w niebieskich oczach i kwaśny uśmiech. Miała dziwne wrażenie, że to już koniec ich znajomości. Może chciał być miły, ale jeśli ta znajomość rozpryśnie się tak po prostu, wcale się nie zdziwi. To w jej życiu nie było nowością. Złamane serce da się wyleczyć. A przynajmniej tak do tej pory jej się wydawało, bo chyba jeszcze nigdy do końca się nie zakochała. Nie tak prawdziwie. I sama nie wiedziała, czy może to nazwać zakochaniem.

    On był po prostu w jej głowie. Non stop. Dwadzieścia cztery godziny. Siedem dni w tygodniu. Jakkolwiek żałośnie to brzmiało.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz