47. Hayley Ruston

116 28 6
                                    

    Coś się zmieniło. W niej. Dookoła. Hayley zauważyła to już wczoraj, ale dzisiaj kiedy postawiła pierwszy krok na szkolnym korytarzu, poczuła to w płucach. To jakaś dziwna pewność, że wszystko będzie inne; lepsze. Wciąż nie mogła dopuścić myśli, że wczorajszy spacer z Kieronem był naprawdę, że jego usta naprawdę zetknęły się z jej, ale to się wydarzyło i Hayley czuła to całą sobą. Nie potrafiłaby tego opisać słowami, co nie do końca się jej podobało, zwykle była to pierwsza czynność, jaką robiła po niezwykłych wydarzeniach - spisywała je na papier.

    Po powrocie do domu nie zapisała ani słowa. Miała wrażenie, że unosi się gdzieś tysiąc metrów nad ziemią. I wciąż łączy ich ta elektryczna nić. Nie spała wiele tej nocy, ale nie czuła się zmęczona. Mimo to powędrowała po kawę do automatu z napojami. O dziwo, wokół nie kręcił się nikt. Nikt, kto potrzebowałby czarnego płynu przez ciężkie wczoraj. Może akurat nikt tej nocy nie wkuwał do upadłego, nie rozmawiał z przyjacielem, nie grał na konsoli, ani nie upił się na plaży.

    A Hayley się unosiła.

    Trzymając styropianowy kubek z kawą americano w jednej dłoni, a drugą podtrzymując za wieczko, weszła na drugie piętro, gdzie za kilka minut odbywały się zajęcia. Może to jej uśmiech nie znikający z twarzy sprawił, że Amber zanim jej pomachała, przyjrzała się jej ze sceptyzmem. Mimo to usiadła obok niej na podłodze i oparła plecy o chropowatą ścianę.

    – Cześć – przywitała się, czując na sobie ciekawskie spojrzenie Amber.

    – Hej. Czy ty pijesz kawę z rana? Dobrze widzę? – pochyliła się w jej kierunku, a Hayley pomachała jej kubkiem przed nosem, co sprawiło, że wyprostowała się jak poparzona. – Czyżbyś ślęczała nad książkami całą noc? Mieliśmy jakieś wypracowanie na dzisiaj?

    Wypracowanie! Hayley kompletnie zapomniała o swojej rozprawce karnej na temat roli punktualności w życiu współczesnym. Na szczęście miała na to jeszcze aż jeden dzień.

– Nie, po prostu się nie wyspałam. – Wzruszyła ramiona. Pozbycie się uśmiechu z twarzy przyszło jej nader łatwo.

Amber przytaknęła ze zrozumieniem, wpatrując się zbyt intensywnie w Hayley, co zaczynało ją powoli irytować.

– Widziałaś zdjęcia z sobotniej imprezy? Bawiłam się w fotografa. Mój nowy telefon robi świetne fotki, sama zobacz – oznajmiła, podsuwając smartfona w kierunku Hayley.

Ze spokojem wzięła go w swoje dłonie, odkładając wcześniej kawę na podłogę. Nie widziała w tych zdjęciach niczego specjalnego. Przesuwała je powoli, szukając w nich chociaż grama artyzmu. Na próżno, bo ani światło, ani ujęcia nie były świetne. Amber z Jamesem, James ze szklanką whiskey, James znowu, ona i Lillianne odmawiająca piwa, Jessica stojąca wśród swoich koleżanek, jacyś chłopcy z drużyny, Ross i Kieron w drzwiach. Jej serce przyśpieszyło momentalnie, ale to tylko zdjęcie. Jedno zdjęcie, na którym jego twarz jest jakaś niewyraźna.

To tylko zdjęcia, a może aż – pomyślała, gdy na jednym z nich znów zobaczyła Kierona. Tym, które przewinęła zbyt szybko, a po którym w jej głowie wszystko stało się pogmatwane i brzydkie. Tym, na którym tańczył z Jessicą, a może jeszcze nie tańczył. Tym, na którym wieszała się mu na szyi, a on jakby nie miał nic przeciwko? A może miał, ale czy to ważne?

Amber zdawała się chcieć coś powiedzieć, ale gdy Hayley zbyt szybko skończyła oglądać tamto zdjęcie, zamknęła z powrotem usta.

– Są okey – wyznała ciężko, sięgajac po kawę i odkrywając wieczko. Schowała spojrzenie w ciemnym płynie. – Ujęcia mogłyby być trochę lepsze, ale to w końcu zdjęcia z imprezy.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz