41. Kieron Lahey

122 29 11
                                    

Kieron Lahey także potrafił coś spieprzyć. Kieron Lahey nie był nikim lepszym. Był tchórzem. On także miewał gorsze dni i podejmował złe decyzje. Zanim wrócił z powrotem do salonu pełnego ludzi, zatrzymał się jeszcze w nowoczesnym korytarzu przepełnionym bielą oraz posrebrzanymi ramkami i przejechał dłonią po idealnie ułożonych włosach.

Czasami miał dosyć znanego wszystkim Kierona. Czasami chciał, by popełnione przez niego błędy nie były zauważane. By nie musiał się uśmiechać, kiedy nie miał na to ochoty.

Mógł ją zatrzymać. Sprawić, by została, albo nawet za nią pobiec. Pójść za nią. A jednak stał w miejscu, obserwując w lustrze twarz największego tchórza jakiego znał.

Co z tego, że potrafił sprzeciwić się ojcu? Co z tego, że dążył swoją ścieżką wbrew rodzicom, skoro nie potrafił ich do tego przekonać, ani żyć z nimi w zgodzie. Nie potrafił im powiedzieć, że ich kocha, że pragnie by było jak kiedyś. Co z tego, skoro nie miał odwagi, by powiedzieć najpiękniejszej dziewczynie w szkole, że poza tym balem, chciałby z nią pójść na spacer wieczorem, jeść z nią lunch i oglądać wszystkie odcinki Zagubionych w kosmosie jednego wieczoru. Był tchórzem.

Jestem tchórzem. Tchórzem. Nikim lepszym. Powtórzył te zdania kilka razy w myślach i poczuł złość. Nie mógł dłużej pozwalać innym kierować swoim życiem. Jeśli do tej pory wydawało mu się, że miał nad nim kontrolę, to grubo się mylił.

Przekroczył próg salonu, czując jak gwar rozmów i muzyka lecąca w tle zaczyna przygniatać go do ziemi.

– Widziałeś Rossa? – spytał Jamesa, stojącego razem z chłopakami z drużyny.

– Nie. – Rozejrzał się szybko. – Przyszedł z tobą. Wszystko w porządku, stary? – spytał, klepiąc go po ramieniu.

– Jasne – skłamał, a butelka whiskey stojąca na stoliku nagle wydała mu się całkiem interesująca. Wziął plastikowy kubek i wypełnił go do połowy.

Nie rozumiał, jak jego ojciec mógł pijać to tak często bez jakiekolwiek grymasu. Smakowało obrzydliwie, ale przyjemnie paliło jego przełyk. Tuż przy drzwiach tarasowych zauważył Amber rozmawiającą z Jessicą. Domyślał się, że nastrój Hayley musiał wynikać z ich spotkania. Pamiętał tamten dzień, gdy Hayley omal nie wpadła pod samochód, a on odruchowo krzyknął jej imię. Jess nie obchodziło to, co mogło się stać. Wypytywała o nią z nieukrywaną zazdrością. Nie okłamał jej wtedy. Powiedział, że znają się z gazetki szkolnej.

Nie chciał Jessici w swoim życiu. Opróżnił kubek z wielkim trudem i skierował się ku nim.

– Jess, możemy porozmawiać? – spytał może zbyt drętwo. Nie wygladał ani trochę jakby chciał spędzić z nią miło czas i może akurat to powinien był wtedy ukryć. Obydwie zauważyły jego grobowy nastrój i raczej nie twierdziły, że poważna rozmowa jest dobra w taki wieczór.

– A może zatańczymy? – wtrąciła się Amber, pogłaśniając muzykę na telefonie, który połączony był z ogromnym głośnikiem. – Uwaga, ludzie! Koniec przymulania!

Wszystkie rozmowy w salonie zostały zagłuszone przez jeden z hitów Pitbulla, a Kieronowi nie zostało nic jak tylko pokiwanie głową z dezaprobatą. Jess pociągnęła go w kierunku pustej przestrzeni, nie zważając na nastrój chłopaka. Chichotała jedynie, jakby bawiła się najlepiej w swoim życiu.

– Fotka do albumu. – Usłyszał jeszcze śmiech Amber i nawet nie zorientował się kiedy uwieczniła tulącą się do jego ramienia Jessicę.

    Nie wszyscy poczuli potrzebę wyjścia na parkiet. Sporo osób, lecz większość przyglądała się całej scenie, a jeszcze inni wyszli na zewnątrz lub do kuchni. Kieron czuł się żałośnie, a kiedy Jess splotła dłonie na jego karku, odsunął ją od siebie łagodnie i krzyknął jej do ucha:

    – Cholera, Jess. Chciałem z tobą porozmawiać, nie tańczyć.

    – Co jest, Kieron? Nie bawisz się dobrze? – krzyknęła, wciąż bujając się w rytm muzyki.

    – Możemy wyjść na chwilę na zewnątrz? – Jego cierpliwość się kończyła.

    – Jasne – odparła, wzruszając ramionami. Sprawiała wrażenie wyluzowanej, ale mrużyła oczy w niezadowoleniu.

    Przecisnęli się przez korytarz pełen ludzi. Jess wciąż trzymała go za rękę i miał wrażenie, jakby jego dłoń płonęła. Słyszał pogwizdywanie chłopaków z drużyny i przeklnął pod nosem. Los z niego drwił, bo przed momentem stał w tym samym miejscu z dziewczyną, której chwycenie za dłoń wydawało się zbyt odważne. Może dlatego nie zasługiwał na Hayley. Może jej zachowanie wynikało z jego tchórzostwa.

    – Co się stało, Kieron? – spytała piskliwym głosem. A kiedy puścił jej dłoń i usiadł na ceglanym murku, otworzyła usta i westchnęła pretensjonalnie.

– Chodzi o to – zaczął pewnie, ale cała jego odwaga ulatniała się z każdą sekundą – że wiem, czego ode mnie oczekujesz. – To było ciężkie, dlatego tyle czasu z tym zwlekał. Jednak teraz, kiedy serce waliło mu w piersi jak oszalałe, uświadomił sobie, że jest to trudniejsze niż przypuszczał. Rozmowy o uczuciach może były łatwiejsze, jeśli nie trzeba było kogoś nimi ranić. – Tylko chodzi o to, że ja nie mogę ci tego dać. Nie jesteś tą dziewczyną. Nic do ciebie nie czuję. I nie bawię się dobrze, jak sama widzisz. – Rozłożył bezradnie ręcę, parskając nerwowym śmiechem. Kiedy na nią spojrzał, miała w oczach złość, ale jej usta drżały jak małemu dziecku, które nie dostało upragnionej zabawki.

– Kieron, jeśli potrzebujesz czasu, ja to rozumiem.

– Czas nic nie zmieni. Nie pasujemy do siebie. Przykro mi.

Jessica otarła nieistniejące łzy na policzkach. Kieron widział, że zaraz wybuchnie.

– Gdyby było ci przykro, nie łamałbyś mi serca. Złamałeś mi je teraz, wiesz? Dałeś mi nadzieję.

– Nie sądzę. Po prostu nie chciałem być niemiły. A ty byłaś zbyt nachalna i wszystko potoczyło się zbyt szybko. Poza tym nawet do niczego nie doszło.

– Boże, Kieron. Jesteś strasznym dupkiem. Mogłeś powiedzieć mi od razu.

Jej przesadna reakcja tylko wzbudziła w nim litość. Było mu jej żal, bo jeśli nawet cokolwiek czuła, jej sztuczne emocje teraz zdawały się być komiczne. Wiedział, że chodziło jej tylko o rozgłos. Była pierwszoklasistką, a związek ze starszym chłopakiem, w dodatku z drużyny sportowej, mógł przynieść jej wiele korzyści. Nie wrzucał wszystkich dziewczyn do jednego worka, ale akurat Jess było łatwo rozgryść.

– Przepraszam. Mam nadzieję, że teraz wszystko jest między nami jasne. Nie chciałbym kolejnych nieporozumień.

– Kim ona jest? – spytała, wstając z murku i odgarniając włosy za ramiona.

– Kto?

– Ta dziewczyna. Skoro ja nią nie jestem, to kto?

Wściekłość w oczach dziewczyny zaczynała go przerażać. Nawet nie chciał sobie wyobrażać do czego byłaby zdolna w akcie zemsty.

– Miałem na myśli tą jedyną. Jeszcze jej nie spotkałem – skłamał.

– Dupek – syknęła, wracając do domu. Oczywiście nie obyło się bez huknięcia drzwiami i Kieron wiedział, że nie ma już tam po co wracać.

Ten wieczór trwał zbyt długo. Zbyt wiele się wydarzyło. Udało mu się zakończyć znajomość z Jess i teraz nic nie stało na przeszkodzie, by dotrzeć do Hayley. Widział w niej więcej dobrego niż sama ona. Obydwoje byli tak samo przerażeni, zagubieni w tej nowej znajomości, ale nie zamierzał się szybko poddać. Nawet jeśli miał iść sam na bal, nawet jeśli naprawdę jechała z mamą do Szkocji, lecz czuł, że była to wymówka. Bo nie chodziło mu o bal, a jedynie o nią. A może aż o nią.

Jej smutne oczy nie dawały mu teraz spokoju.

Hayley. Hayley. Hayley.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz