18.Hayley Ruston

134 32 4
                                    

    Hayley odprowadziła wzrokiem Lillianne. Martwiła się o nią. Coś musiało się wydarzyć i nie miała pojęcia, czy doradziła jej dobrze. Bo co, jeśli Ross Anderson okaże się tylko dokładką do złego dnia? Co jeśli nie będzie w stanie uleczyć jej popękanego serca i rozgorączkowanej duszy, a jedynie wszystko pogorszy? Kiedy jednak spostrzegła, jak Ross rusza za blondynką, rzucając w kierunku Hayley coś na wzór wdzięcznego spojrzenia, wiedziała że jest już za późno. A może chciał jej dać do zrozumienia, że nie powinna się martwić. Nie wiedziała, ale złapał haczyk. I w zasadzie zaczęła się martwić jeszcze bardziej.

    Lillianne stała się częścią jej życia o wiele szybciej i bardziej niż się tego spodziewała. Miała wrażenie, że znają się od zawsze. Skoro powiedziała jej o dotąd platonicznym i nierealnym zauroczeniu Kieronem Laheyem, musiało to oznaczać, że połączyła ich specyficzna więź. Coś, czego jeszcze nie doświadczyła w swoim życiu. Coś, co napawało ją ogromną nadzieją i dodawało siły. Coś, co chyba mogła nazwać przyjaźnią. Nawet uśmiechnęła się na tą myśl. Sama do siebie. Wśród wielu ludzi. Lillianne potrafiła wydobyć z niej, to co zwykle Hayley ukrywała przed światem. Często nie potrafiła być sobą. Dzisiaj wychodziło jej to tak naturalnie, że nawet nie zastanawiała się nad żadnym gestem, słowem, ani tym jak widzą ją inni. Czuła się nazwyczajniej w świecie dopasowana. Była jednym z puzzli w układance.

    Kiedy otrzymała smsa od Lillianne, zaczęła martwić się znowu. Bardziej. Jednak skoro zamierzała wrócić do domu w towarzystwie Rossa, może wcale nie miała powodów do zmartwień. Postanowiła poszukać Amber, ale zniknęła z Jamesem na początku wieczoru, więc Hayley nie sądziła, że znajdzie ją szybko. Nie sądziła też, że Amber wciąż tu była. Rozstała się z nią i Lillianne kiedy było jeszcze jasno. Hayley miała nawet wrażenie, że od nich uciekła. Sama nie wiedziała, czy dobrze odczytuje ostatnio intencje Amber, ale zaczęły wydawać się jej nieczyste. Zareagowała zbyt pretensjonalnie, widząc, jak bardzo zżyły się z Lillianne w czasie przerwy świątecznej.

    Hayley czuła, że Amber żywi do niej jakąś urazę; że domaga się jakichś wyjaśnień. Do tej pory widywały się czasem na przerwach, częściej odkąd pokłóciła się z Melisą; siedziały razem na zajęciach i prowadziły wspólnie gazetkę, ale były koleżankami. Wydawało się, że pasowała im taka relacja. Plotkowały, żartowały, ale nigdy nie zwierzały się sobie z głębszych sekretów. Wszystko było powierzchowne, ale dobre. Wystarczające. Do dzisiaj. Jeśli przez jakiś czas wydawało się Hayley, że Amber może stać się dla niej bliższa, to najwidoczniej się myliła.

    Podniosła się z niskiej drewnianej ławki i rozejrzała dookoła. Dochodziła dwudziesta druga i chociaż wcale nie miała ochoty wracać, postanowiła znaleźć Amber, pożegnać się i pójść do domu. Nie było to jednak łatwe w tłumie ludzi. Kiedy poczuła, że oczy pieką ja od wpatrywania się w ciemność, prawie się poddała. Wszystkie sylwetki wydawały się takie same. Powinna była nosić okulary na codzień, a zwłaszcza wieczorem, ale nie lubiła ich. Dodawały jej powagi, a tej nie brakowało jej nawet bez szkieł na nosie. W końcu spostrzegła Amber po charakterystycznym odgarnięciu włosów za plecy i głośnym śmiechu.

    Bez zastanowienia ruszyła w jej kierunku, ale gdy znalazła się na tyle blisko, żeby dostrzec sylwetki i twarze osób stojących obok niej, zatrzymała się gwałtownie. Może powinna wracać do domu bez pożegnania się z Amber? Teraz to wydało się dla niej najlepszym wyjściem. Chyba jednak zastanawiała się zbyt długo, albo to Amber miała idealne wyczucie czasu, bo odwróciła się, zauważając Hayley. Pomachała jej z podekscytowaniem.

    – Hayley! Jak dobrze, że mnie znalazłaś. Chodź do nas! – Krzyknęła, przywołując ją ruchem dłoni.

    Podeszła, w duchu przeklinając samą siebie. Amber napewno dostrzegła jej zakłopotanie. Mogła udać, że jej nie widzi, albo zareagować nieco łagodniej, ale lubiła zwracać na siebie uwagę, nawet kosztem innych. James i kilku jego kolegów od razu skierowali na nią wzrok. Zawsze zdawało się jej, że James jest pozerem. Nie miała nic do chłopaków ze szkolnej drużyny, zwłaszcza, że wiedziała, że nie można ich wrzucać do jednego worka, ale James był tak naprawdę zbyt zadufany w sobie. Sporo udawał, kreował się na dobrego chłopaka, ale w jego oczach często można było dostrzec zarozumiałość i wyższość. Kiedy stanęła obok nich, uśmiechnął się cynicznie. Obejmował Amber w pasie w jakiś arogancki sposób, aż Hayley poczuła się dziwnie w tej niewielkiej grupce osób.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz