14.Kieron Lahey

135 34 3
                                    

    Przez chwilę nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Siedzieli z Rossem i Lewisem na plaży. To kolejny zbieg okoliczności, że Ross do nich dołączył. Wydawał się zagubiony, błąkał się jakby bez celu. Kieron jednak uznał, że z nimi będzie spokojny. Ale Max musiał się na nich natknąć i nie mógł przejść obok bez słowa. Ross wypił kilka piw. Zareagował zbyt gwałtownie. Był tak wściekły, że ciężko było ich rozdzielić. Lewisowi udało się go odepchnąć od Maxa, kiedy na chwilę zamroczył go cios w twarz, a wtedy pojawiła się tamta dziewczyna.

    I ona. Hayley. Wydawała się wystraszona i zupełnie nie spodziewała się reakcji jasnowłosej koleżanki. Stała przed nim, patrząc z przejęciem na całą scenę, a gdy Ross odezwał się, próbowała ociągnąć przyjaciółkę.

    – Daj spokój – powiedział cicho, stając ramię w ramię z nią, lecz musiał patrzeć na nią z góry. Była tak drobna i krucha, że zdawało mu się, że musi osłonić ją przed wiatrem.

    Odwróciła się gwałtownie, patrząc na niego ze zmarszczonym czołem. Oczy miała duże i piękne. W ciemności ciężko było odgadnąć mu ich barwę, ale chyba były zielone. Przygryzła wargę.

    – Jest pijana, a on wściekły. Uważasz, że nie powinnam jej ochronić przed kolejnym konfliktem? – spytała drżącym głosem.

    Kieron nie wiedział, jak blondynka to zrobiła, ale podziałała na Rossa nader uspokająjąco. To co ona nazywała konfliktem, dla niego było oddalającą się burzą. Poza tym wydawało mu się, że to nie było ich pierwsze spotkanie. A może nawet i nie pierwsze spięcie. Odezwał się do niej w taki sposób, że Kieron sam miał ochotę mu przyłożyć. Postanowił jednak dać mu szansę.

    – Przed chwilą był wścieły jak stado wilków. Spojrz na niego teraz. Jest spokojny. Może nadal trochę zły, ale spokojny. Myślę, że powinnaś ich na moment zostawić. Poza tym, miło cię znów widzieć, Hayley – oznajmił, a gdy spojrzała na niego, uśmiechnął się lekko. Musiał napić się cydra, który trzymał w dłoni. Musiał coś zrobić z dłońmi, zmieszanym wzrokiem.

    – Cześć. Kieron.

    Lewis spojrzał na niewidzialny zegarek na ręce i puścił dyskretnie oczko Kieronowi. Udał, że tego nie widział.

    – Bo nie po to ostatnio zszyli ci rękę, żebyś spaprał czyjąś pracę. Znowu – odpowiedziała po dłuższej chwili Lillianne i przewróciła oczami, zakładając prawego buta. Ross patrzył na nią w lekkim osłupieniu, jakby spodziewał się, że po jego nieuprzejmej odzywce odejdzie obrażona. – Poza tym chyba jest ci potrzebna na profilu sportowym. W ogóle jest ci potrzebna. Nie uważasz?

    Lewis, który usiadł na piasku wybuchnął śmiechem, a Hayley zakryła oczy dłonią. Mimo to, wyglądała na rozbawioną. Na ustach wszystkich pojawił się cień uśmiechu. Gęsta atmosfera zniknęła wraz z Maxem i jego paczką. Aura niezręczności także powoli odchodziła.

    – Lillianne, musimy iść. – Hayley zareagowała pomimo prośby Kierona. Teraz nie miał jej tego za złe, widocznie bardzo chciała uchronić koleżankę już nie tyle przed konfliktem z Rossem, na który się nie zapowiadało, ale przed kompromitacją.

    W oczach Kierona to było zabawne. Nawet na swój sposób urocze, ale rozumiał, że dziewczyna jest pijana. Mogła tego jutro żałować.

    – Jasne, Hayley. Chodźmy. – Odwróciła się na pięcie, rzucając jeszcze na odchodne wkurzone spojrzenie Rossowi.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz