20.Kieron Lahey

117 29 5
                                    

    Kieron patrzył jak Hayley odchodzi ciężkim krokiem. Zrezygnowana i stłamszona. Sam stał jak wbity w ziemię. Wydawało mu się, że ona i Amber się przyjaźnią, a tymczasem ta druga była dziś tak kąśliwa dla blondynki, że Kieron się pogubił. Przez chwilę myślał, że Hayley zostanie z nimi i uda mu się z nią porozmawiać, może nawet sam na sam. A teraz stał i widział tylko plamkę znikającą w ciemności. Czuł się niezręcznie. Nie zrobił nic.

    Tylko, co mogłby zrobić? Pobiec za nią? Poprosić by nie szła? Nic nie wydawało mu się właściwe, ale zbyt wyniosłe. Zbyt wylewne. Nie pasowało do ich relacji, jeżeli mógł to nazwać jakąkolwiek relacją. Zrobił więc to, co inni. Stał i patrzył. Udawał obojętnego. Udawał, że nie widział, że było jej przykro. Nagle poczuł się z tym paskudnie.

    – To ja też spadam. Rano mam trening – oznajmił, wyrzucając pustą puszkę po coli do kosza obok.

    – Stary, nawet w wolnym czasie nie możesz odpuścić? Jeszcze młoda noc, zostań z nami.

    Uśmiechnął się cierpko. Nie lubił, gdy ludzie namawiali go do czegoś, czego nie chciał. Potrafił być asertywny, wierzył, że to co robi prowadzi go tylko ku dobremu, że wcale nie marnuje swojego czasu, ale był zmęczony wiecznymi tłumaczeniami. Czy nie mogli po prostu się z nim pożegnać?

    – Wybaczcie, mam misję. – Zasalutował dwoma palcami, wywołując śmiech Jamesa.

    – Jesteś pieprzonym maniakiem. Zaczynam się zastanawiać, czy pochodzisz z tej samej planety.

    – Żyjemy na tej samej planecie, James – odparł zbyt poważnie, wyłapując ironiczne spojrzenie Amber. – Narazie.

    Ruszył w kierunku promenady. A może w stronę Hayley. Nie sądził jednak, że jeszcze mógł ją dogonić. Nie miał nawet pojęcia, w którą stronę poszła. Nigdy nie widział jej poza szkołą. I nawet w szkole widywał ją rzadko. Zbyt rzadko. To sprawiało, że czasem nie myślał o niej nawet przez kilka dni. Czasem była w jego głowie zbyt długo, by potem odejść. Czasami miał wrażenie, że staje się jego słodką, obsesją, a innego dnia patrzył na nią, jak na zwyczajną dziewczynę z rocznika niżej.

    Nie przyszedłby na tę imprezę, gdyby nie dowiedział się z Facebooka, że Jess jest na wakacjach w Hiszpanii z rodzicami. Nie chciałby się na nią natknąć. Ciągle do niego pisała, a on musiał być dupkiem i ignorował jej wiadomości. Nie potrafił jej wprost powiedzieć, że nie jest nią zainteresowany. Powinna była się domyślić, ale traktowała to jako zagrywkę z jego strony. W nic nie grał.

    Na promenadzie było całkiem pusto. W oddali widział jedynie starszego mężczyznę z psem i nic poza tym. Głucha cisza i szum morza. Usiadł na murku, czując drapanie w gardle. Szedł zbyt szybko, ale to nic nie dało. Gdyby zareagował od razu, mógłby jeszcze spędzić ten wieczór inaczej. Nie uważał siebie za złą osobę. Nawet wręcz przeciwnie. Był pomocny, zawsze znajdywał odpowiednie słowa i dobre rozwiązanie z kłopotliwej sytuacji, ale nie w przypadku gdy chodziło o jego uczucia. Może nie czuł wiele. Nie znał dobrze Hayley. Dopóki nie znał jej imienia, bronił się przed nią, jak tylko mógł. Teraz znajdywał się w innym położeniu, a mimo to nie potrafił podjąć dobrej decyzji. Czuł, że traci w jej oczach. Nigdy nie przejmował się aż tak, co myślą o nim inni, bo zawsze przecież postępowal zgodnie ze swoim sumieniem. Teraz jednak czuł, ze zawodzi jakąś czastkę siebie. Jakąś cząstkę jej...

•••

    Kieron wszedł do domu, spodziewając się obojga rodziców w salonie. Zamierzał przemknąć niezauważonym na górę, wziąć prysznic i pójść spać. Wciąż czuł się źle z faktem, że nie zdołał dogonić Hayley. Jakby wraz z nią, odszedł kawałek jego duszy. Wchodząc po schodach, usłyszał głos matki:

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz