63. Hayley Ruston

73 18 2
                                    

Hayley przebudziła się o dwunastej z dziwną ciężkością w klatce piersiowej. Miała wrażenie, że minęło całkiem sporo czasu odkąd położyła się do łóżka, ale okazało się, że spała tylko czterdzieści minut. Wygramoliła się z łóżka i zeszła do kuchni po wodę. Słyszała ciche głosy w salonie. Andrew przywiózł matkę przed dwudziestą trzecią i zapewne został na noc. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, ale jednocześnie odetchnęła z ulgą. Wszystko było na swoim miejscu, więc nie wiedziała skąd ten niepokój. Nalała wody do szklanki i przez moment stała z nią w dłoni, patrząc w jasną smugę światła, wpadającą do kuchni przez uchylone drzwi z salonu. Wypiła ją duszkiem, gdy śmiech matki sprawił, że poczuła się nieco niezręcznie.

Wróciła z powrotem do pokoju i gdy już ogrzała się ciepłem kołdry, sięgnęła po telefon. Kieron nie wysłał jej żadnej wiadomości na dobranoc, choć ostatnio robił do codziennie. Zwykle to były drobnostki, jakiś gif opisujący jego dzień, albo zwyczajne miłych snów. Otworzyła aplikację Facebooka, żeby zapełnić pustkę, która zastąpiła niepokój i przewijała palcem coraz to inne posty i zdjęcia. Włączyła kawałek Finneasa do którego uczyli się tańczyć i przez moment wpatrywała się w ciemność za wyświetlaczem telefonu. To było najgorsze co mogła dla siebie w takim momencie zrobić. Jakby wbijała sobie nóż w serce.

Kiedy Kieron zbyt długo się nie odzywał, zawsze wątpiła. To nie było tak, że mu nie ufała. Ufała mu mocno, ale bała się, że to wszystko jest zbyt piękne dla niej. Zbyt romantyczne, a ona się w tym nie odnajduje. Nigdy, ale to nigdy, nie sądziła, że jej uczucie do Kierona zostanie odwzajemnione. Był dla niej obcym, idealnym Kieronem Laheyem, a teraz powoli odkrywała jego codzienność, jego zalety, o których nie miała pojęcia, ale także i wady. Uwielbiała jego zakłopotanie, kiedy decydował się na czułe gesty i nie przypuszczała, że akurat jej będzie to przychodzić tak naturalnie.  

Hayley miała w sobie potężny balon szczęścia. Była naprawdę szczęśliwa w ostatnich tygodniach. Denerwowała się balem, ale to był nomalny stres. Mało kiedy uczestniczyła w takich wydarzeniach, przerażała ją trochę ranga tego wszystkiego, ten cały szał na bycie idealnie pięknym tego dnia, ale wyczekiwała Kierona obok siebie. Problem polegał jednak na tym, że oprócz tego szczęścia, miała w sobie nadal także cały ten smutek, który wlekł się za nią przez całe życie. I nie potrafiła się go jeszcze pozbyć. Może jeszcze nie była na tyle dojrzała, a może zawsze będzie go odczuwać.

Odsunęła rolety i spojrzała w zachmurzone niebo. Było ciemno, a na drodze wciąż widać było błyszczące kałuże po deszczu. Liczyła na gwiazdy na niebie. Może któraś z nich zabłysłaby specjalnie dla niej, albo spadła gdzieś w ciemność, dając Hayley możliwość wypowiedzenia jednego życzenia.

Chciałaby się pozbyć tego smutku. Tak całkowicie, jakby nigdy go w sobie nie miała. Jakby od zawsze czuła tylko to Kieronowe szczęście. A potem rzuciła się na łóżko i parsknęła. Musiała zasnąć, bo jej zmęczony umysł bredził. Wszystko było w jej rękach. A jutro miało przyjść niebawem i jeśli chciała, żeby było dobrze, musiała się starać i walczyć z codziennością. Przecież całkiem dobrze jej to szło. Była całkiem normalną, uśmiechnięta dziewczyną, kiedy Kieron znajdował się tuż obok. I miała prawo do szczęścia, nawet jeśli nie była do niego przyzwyczajona.

•••

Była niedziela, godzina siedemnasta. Hayley siedziała w pokoju Lillianne i piła melisę. Czuła, że przesadza, ale czuła także, że coś jest nie tak. Musiała z kimś porozmawiać, bo wpatrywanie się w milczący telefon prowadziło ją do bardzo złych myśli, a każda sekunda wlokła się niemiłosiernie.

– Myślisz, że coś się mogło stać? – spytała tak cicho, jakby chciała, żeby to pytanie zostało tylko w jej głowie.

– Na pewno nie. Może stresuje się jutrzejszym dniem w nowej pracy, albo jest padnięty po treningu.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz