50. Hayley Ruston

99 28 3
                                    

Obiecała sobie, że nigdy tego nie zrobi. Obiecała, że zatrzyma to zdjęcie bez konkretnego powodu. Bo wtedy tych powodów było mniej, a może nawet wcale ich nie miała. Tuż po przyjściu do domu wysłała je na e-mail Amber, a potem utworzyła album pod nazwą nieistniejące i przeniosła je z przymrużonymi oczami jakby samo patrzenie miało przynieść jej coś złego. To było to zdjęcie, które musiała zrobić Kieronowi swoim telefonem podczas wywiadów-nie-na-serio, bo aparat okazał się rozładowany.

Obiecała sobie, nie spojrzy na to zdjęcie nigdzie, nawet we własnym pokoju, w obawie, że ktokolwiek może dowiedzieć się o jej platoniczym zauroczeniu Kieronem. Jakby było to złe samo w sobie, że Hayley zakochała się w najsławniejszym chłopaku w college'u. I teraz, gdy słońce wdzierało się przez jasne rolety do jej pokoju, a zegar wskazywał czwartą czterdzieści siedem, Hayley wiedziała, że nie zmruży już oka i tylko wpatrywała się w ikonkę albumu.

Otwórz. Zobacz. Zepsuj sobie dzień. Spójrz na niego i pomyśl: nic z tego.

Jej rozum nie lubił się z sercem. Leżąc na lewym boku, nacisnęła na ikonkę i jej oczom ukazał się Kieron w szarej sportowej bluzie. Patrzył na nią z zaciekawieniem swoimi niebieskimi oczami, może lekko zestresowany, ale ten stres szybko minął. Nie spodziewała się, że ten wywiad przeprowadzi w tak luźnej atmossferze. A jednak rozmawiała z nim wtedy. Długo. On był prawdziwym sobą. Z tym błyskiem w oku, gdy wspominał o bieganiu. Był prawdziwym Kieronem, który niczego nie ukrywał.

Od tamtej imprezy u Amber zdawał się być obcy. Bardziej obcy niż wtedy, gdy jeszcze obserwowała go z okna biblioteki. Gdy ignorował ją na korytarzu. Gdy był idealny w jej głowie. Nie wiedziała, czy może mu ufać. Wszystko się komplikowało. To niemal pewne, że Amber miała w tym udział, ale Kieron... zachowywał się tak niezdecydowanie. To do niego nie pasowało. Tak jakby nie potrafił wybrać pomiędzy nimi obiema.

Zaprosił ją na bal. Pocałował ją w momencie, gdy w ogóle się tego nie spodziewała. Teraz miała wrażenie, że to nic nie znaczyło. A może znaczyło, ale nie trzymało się kupy. Odłożyła telefon na szafkę nocną i podniosła się. Odsunęła rolety, pozwalając promieniom słońca otulić jej twarz. Rozgościło się już na niebie, a w powietrzu unosiła się niemal niewodoczna mgiełka. Błękit nad nią miał taki piękny odcień, intensywnie niebieski, świeży, zapowiadający nowy dzień.

    Nowy dzień zawsze był kolejną szansę. Na uśmiech. Na poprawę siebie. Na naprawienie błędów. Na powstrzymane słowa. Na spojrzenie komuś w oczy. Na wybaczenie. Tylko Hayley nie miała pojęcia, czy powinna, bo nie do końca wiedziała co jest grane. Może była tylko przykrywką. Kieron nie był zainteresowany Jess i zaprosił ją by pozbyć się nachalnej pierwszoklasistki. A może założył się z kumplami, że umówi się z jedną z tych dziewczyn, których nikt nie zna. Myślała o tym cały wczorajszy wieczór.

    I za każdym razem widziała te iskierki w jego oczach. Jego spojrzenie. Czuła jego dotyk dłoni, gdy odprowadzał ją do domu. I ten dziwaczny, kompletnie nie pasujący do sytuacji pocałunek na ławce. To nie współgrało z jej wyobrażeniami o Kieronie. Nic nie było tak perfekcyjne. Więc może to wszystko jej wina. Może nigdy taki nie był – idealny. Całe to rozczarowanie było na własne życzenie. A pierwsze zauroczenia nie były jedynie nieśmiałymi uśmiechami i słodkimi słówkami. Pierwsze zauroczenia zostawały głęboko w głowie i miały swój udział w podejmowanych decyzjach miłosnych nawet w dorosłości.

•••

    Ostatnia lekcja dobiegła końca. Hayley westchnęła z ulgą. Z racji dzisiejszych zawódów zajęcia kończyły się w porze lunchu. Słyszała już, że Kieron miał dzisiaj wziąć udział w biegu na tysiąc metrów. Nie chciała tam iść, ale nie miała wyjścia. Jeśli nie zapisała się na listę zajęć dodatkowych ani na zaliczenie oblanych klasówek, musiała pojawić się na widowni i wesprzeć zawodników.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz