67. Zakończenie

115 15 4
                                    

    Hayley wpatrywała się w spakowaną walizkę Kierona. Przedostatni dzień sierpnia był zimny i deszczowy, jak gdyby jesień przyszła zbyt szybko. A to mogło być bolesne, zważywszy na fakt, że Kieron za dwie godziny miał pociąg do Plymouth. Zaczynał studia i rozłąka była konieczna. I chociaż nieraz o niej rozmawiali, o tym, że przecież bedą do siebie pisać, a Kieron będzie przyjeżdżał w każdy wolny weekend i dłuższe wolne od zajęć, to Hayley i tak już czuła tę pustkę i tesknotę. Nie bała się o nich, nie miała ku temu powodów, miała nadzieję, że ten strach nie przyjdzie nigdy, ale bała się tych dni i deszczowych wieczorów bez niego. Bała się, że jego głos po drugiej stronie telefonu nie wystarczy.

    – Wiem, że nie lubisz, gdy ktoś cię o to prosi, ale uśmiechnij się, proszę.

    Uniosła głowę i lekko się uśmiechnęła. Nie z przymusu, ale szczerze. Kieron znowu zaczynał być sobą, tym samym chłopakiem sprzed wypadku, choć może nigdy do końca już nim nie będzie. Może powrót do rzeczywistości zajął mu o wiele mniej czasu niż Hayley, ale w obydwu przypadkach było zbyt wiele różnic by ich porównywać. Cieszyło ją to, że znów potrafił być tym odważnym, zaradnym Kieronem. Cieszyła się, że nie poddał się i zdecydował na studia mimo wielu wątpliwości i przeszkód.

    Miała wrażenie, że przez te dwa miesiące wydoroślała. Że wszystko wokół się zmieniało, niekoniecznie na lepsze, a jednak czuła, że będzie dobrze. Tego pragnęła. Wiedziała, że odwiedzi Kierona już pod koniec października. Sporo rzeczy mieli już zaplanowanych. Tego chciała się trzymać.

•••

    Kieron patrzył w błękitne oczy Hayley i już za nimi tęsknił. Gdyby nie ona, pewnie nie siedziałby teraz na stacji kolejowej i za kilka godzin nie urządzałby się w swoim akademickim pokoju. Sam nie wiedział skąd wzięło się to chwilowe zwątpienie we własne możliwości, ale to ona szybko wybiła mu je z głowy.

    Tablica informacyjna bezlitośnie pokazywała coraz krótszy czas do przyjazdu właściwego pociągu. I kiedy została ostatnia minuta, a odgłos nadjeżdżającego pojazdu można było już usłyszeć, obydwoje wstali. Hayley wpatrywała się w tory, jak większość osób czekających na pociąg, ale Kieron miał jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia. I nim nie było za późno, objął jej drobną twarz i pocałował tak jak zawsze pragnął. Mocno i namiętnie. Jakby chciał, żeby miała go na zapas. Kruchość życia od jakiegoś czasu przerażała go bardziej niż dotychczas, ale starał się być wdzięczny za wszystko, co spotkało go przez całe życie.

    •••

    Ross stał na plaży i przyglądał się ludziom, którzy gromadzili się dookoła niego na ostatniej wakacyjnej imprezie. Kieron wyjechał przed południem i Ross trochę mu zazdrościł. Nie złożył papierów na żadną uczelnię. Jego wakacje skończyły się już dawno, a on sam nie wiedział, czego chce od życia. Przez jakiś czas pracował w supermarkecie przy wykładaniu towaru, ale rzucił tę pracę kilka dni temu. Miał nadzieję, że najbliższy czas pozwoli mu zrozumieć, co dalej i gdzie, ale okazywało się, że życie nie ma dla niego planów, a on sam nie brał go w swoje ręce. Prawdopodobnie miało być zwyczajne. Miał być tym pyłkiem wśród innych, niczym się nie wyróżniającym.

    Gdzieś w tle, mignęły mu jasne włosy i delikatny uśmiech Lillianne. Poczuł dziwne ukłucie żalu, ale nie miał go do siebie, a do niej. Po wypadku Kierona, kiedy ich relacje nieco się ociepliły, próbował wszystko naprawić, ale Lillianne najczęściej go ignorowała. Nie odbierała, nie odpisywała, nie miał szczęścia do przypadkowych spotkań z nią jak na początku.

    Nie dawno zrozumiał, że nie ma czegoś takiego jak na zawsze. Ludzie odchodzą z naszych żyć, znikają bez słowa, a czasem znowu pada zbyt wiele nieodpowiednich słów. Zresztą powroty nie zawsze są dobre. Zawsze chciał powrotu ojca, a gdy to się stało, nic nie było takie jak sobie wyobrażał. Więc już nie naciskał. Nie próbował i się nie starał. Po prostu wlekł się przez życie, bez większych nadziei.

    •••

    Lillianne wiedziała, że dziś go spotka. Na imprezy na plaży nadal przychodziło sporo osób z ostatniego rocznika. Większość z nich nie poszła na studia, albo kontynuowała naukę w Brighton. Nie wiedziała co u niego, coraz częściej zasypiała nie myśląc o nim wcale. Choć przed momentem, gdy obrzucił ją swoim chłodnym spojrzeniem, poczuła ten sam niepokój zmieszany z sympatią, gdy wracali razem ze szpitala taksówką, a on wyglądał na przerażonego po zszyciu dłoni. Szybko wyrzuciła te myśli z głowy.

    Ci wszyscy ludzie tutaj byli przejściowi. Hayley miała szczęście, że miała Kierona, a Lillianne cieszyła się, że ma taką przyjaciółkę. Reszta była nieważna. Najlepsze miało nadejść. A przynajmniej taką miałą nadzieję...

•••••

Hej, wiem, że nie takiego zakończenia się spodziewaliście. Ja chyba też i trochę mi z tym źle, ale źle było mi też z tym, że jest ono tutaj, niezakończone.
Dużo się w moim życiu ostatnio działo i nadal dużo się zmienia. Wiem, że nic więcej już nie wymyślę.
Przepraszam jeśli ktoś jest nie usatysfakcjonowany, ale dziękuje także tym, którzy byli z moimi bohaterami od początku i cierpliwie czekali na kolejne rozdziały.
xx
❤️

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz