23.Lillianne Mays

122 30 2
                                    

– Naprawdę przepraszam, że zostawiłam cię samą z Kieronem, ale wiesz, że nie chciałam. Musiałam zatruć się tą sałatką z krewetkami, którą zjadłam przed zajęciami. Zwolniłam się już na drugiej lekcji. I nie sądziłam, że Amber cię wystawi. Gdybym wiedziała, uwierz mi, przyszłabym nawet z miską – Lillianne roześmiała się bezbarwnie, patrząc błagalnie na Hayley.

Wiedziała, że Hayley nie jest na nią zła. Przyszła do niej zaraz po szkole, więc chyba świadczyło to o tym, że nie żywiła do niej żadnej urazy. Jednak miała coś w spojrzeniu, co nie dawało Lillianne spokoju. Zapewniała, że rozmowa z Kieronem poszła dobrze i w miarę luźno, a Amber mogłaby jedynie ją peszyć i wtrącać swoje trzy grosze. Nie byla także aż tak zła na Amber, a jednak coś musiało się stać.

– Wierzę, że byłabyś skłonna do takiego czynu, ale w takim razie dobrze, że zostałaś w domu. Nie wiem, czy rozmowa z Kieronem byłaby wtedy tak swobodna. Odgłosy wymiotowania w tle mogłby poza tym zakłócić nagranie. – Roześmiała się, podkulając nogi.

Do pokoju Lillianne zapukała jej mama. Zajrzała tylko na moment, zostawiając im tacę z herbatą i muffinką jagodową dla Hayley. Lillianne wygrzebała się wreszcie z łożka i związała włosy. Czuła się już lepiej, ale wyglądała wciąż blado. Nie miała nawet ochoty na gorzką herbatę, którą przyniosła jej matka.

– To fakt, nie byłoby to miłe. Mam nadzieję, że ostatecznie Amber dała się przekonać do usunięcia tych durnych pytań o pierwszy zgon w życiu i najbardziej przerażającego nauczyciela w collegu. Chyba nie brała pod uwagę tego, że EchoSchool czytają także belfrzy. A może nawet rodzice, którzy nie są świadomi, że ich dzieci piją już alkohol.

Hayley wzruszyła ramionami, urywając po kawałku ciastka.

– Wyobraź sobie, że podmieniła mi kartki. I tym sposobem zadałam mu pytania o ideał jego drugiej połówki i coś w stylu: wolisz walczyć z jedną kaczką rozmiaru konia, czy setką koni, rozmiarów kaczek. Nie pamiętam, kiedy się tak uśmiałam. Jednak sam fakt, że zabrała mi kartkę z listą pytań, którą wcześniej razem uzgodniłyśmy, mnie wkurzył. Bardziej niż to, że chwilę przed przyjściem Kierona napisała, że boli ją ząb. Prawie wychodziłam, mając nadzieję, że zapomniał, albo się spóźni i wystawię go tak samo, jak Amber mnie, ale w sumie to byłoby z mojej strony strasznie głupie. Na szczęście przyszedł na czas i uchronił mnie przed tą beznadziejną decyzją. Twoja mama robi pyszne muffiny – dodała, odkładając papierową foremkę na tackę.

– A co odpowiedział Kieron na pytanie o ideał?

– Powiedział, że ich nie ma.

Lillianne uniosła brwi w zaskoczeniu. To jakby do niego nie pasowało, ale może zbyt mało o nim wiedziała, by tak uważać. W każdym bądź razie spodziewała się innej odpowiedzi.

– Amber zachowała się nieprofesjonalnie. To nie w stylu redaktor naczelnej. Powinnyśmy coś z tym zrobić.

– Szkoda naszych nerwów, Lillianne. Nie chce mi się o niej gadać. Muszę wyrzucić ją z myśli, bo inaczej nie ręczę za siebie, kiedy spotkam ją jutro w szkole.

    Może więc chodziło właśnie o Amber. Może to był jedyny powód zmartwienia Hayley. Lillianne nawet nie miała siły pytać. Cieszyła się z przyjścia Hayley. Gdyby była sama, to napewno nie wysiliłaby się na podniesienie z łóżka i myślałaby naprzemian o Jasperze, Rossie i Alice. Zbyt dużo kontemplowała o ich znaczeniu w swoim życiu. O ich braku i obecności. O tym, kim była dzisiaj. Jej telefon na szafce nocnej zawibrował, ale odruchowo nacisnęla na czerwoną słuchawkę.

    – Czy ona zawsze byla taka perfidna? Wydawała się miła, gdy ją pierwszy raz spotkałam.

    – Nie. Może to przesilenie wiosenne tak na nią działa. Sama nie wiem.

    Albo ja – pomyślała Lillianne. Tak o tym myślała dzisiaj, lężac na zimnej podłodze w łazience, gdy wszystko wokół niej wirowało, razem w jej żołądkiem, a sufit wydawał się wyjątkowo ciekawy. Wydawało się jej także, że Amber była o nią zazdrosna. Może ich znajomość nie była jakoś bardzo wyjątkowa ani głęboka, ale Lillianne pojawiła się pomiędzy nimi i okazało się, że nadaje na tych samych falach co Hayley. To dlatego mogłabyć dla niej tak złośliwa. Nie zasługiwała na takie traktowanie. Telefon zawibrował kolejny raz i kolejny raz Lillianne zakończyła połączenie.

    – Nie odbierzesz? – spytała Hayley. – I tak zaraz wychodzę. Muszę napisać jeszcze wypracowanie na jutro – oznajmiła, spoglądając na zegarek w telefonie.

    – To Jasper. Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Zresztą, nawet nie mam o czym – uśmiechnęła się bezbarwnie, ale uważne spojrzenie Hayley sprawiło, że do oczu napłynęły jej łzy.

    Czuła się okropnie. Jasper powinien być już zakończonym rozdziałem w jej życiu. Jednak wciąż dzwonił i pisał. Zasypywał ją wiadomościami i na Facebooku, a nawet na Instagramie, którego nie używał od dwóch lat. Kiedy go potrzebowała, nie było go przy niej. Zaniedbywał ją, zapominał o spotkaniach, czasem nie odzywał sie nawet przez kilka dni, a teraz miała tego aż w nadmiarze. Tyle, że już go nie chciała. Nie potrzebowała jego telefonów.

    – Odpocznij, Lillianne. Wpadnę do ciebie jutro wieczorem, jeśli nie przyjdziesz do szkoły. W razie czego dzwoń – Hayley podniosła się z puchatej pufy i założyła kurtkę.

    Uśmiechała się pokrzepiająco. Lillianne nie chciała wcale, żeby już wychodziła. Chciała zapytać o wiele rzeczy, ale nie mogła się skupić. Słowa błądziły jej po głowie. Nie chciała być sama. Nie miała odwagi jej prosić o towarzystwo. Czuła, że wtedy cała jej dusza się rozpadnie; że poprzez błaganie o towarzystwo otworzy jej najciemniejsze, zakurzone zakamarki. Odprowadziła Hayley do drzwi, mając nadzieję, że w drodze powrotnej do swojego pokoju, nie zatrzyma jej matka.

    Nie sądziła, że rozstanie z Jasperem będzie dla niej tak ciężkie. Wcale jednak nie chodziło o niego. Nie kochała go już, nie tęskniła za nim. Bolało ją to, jak nią manipulował. Sama już nie wiedziała, czy rozbolał ją brzuch przez sałatkę, czy ze stresu. Nie przypuszczała, że byłby zdolny do czegoś takiego. Wydawało się jej, że ich rozstanie bedzie mu na rękę. W dodatku okazało się, że mimo dwóch lat razem, wcale go nie znała. Nie miała pojęcia, jakim potrafił być dupkiem. Jak mógł grozić jej, że udostępni publicznie jej pół nagie zdjęcie, które wysłała mu na jego ostatnie urodziny?

Na samą myśl, ogarnęło ją przerażenie. Wtedy jeszcze myślała, że będą na zawsze; że nie ma lepszego chłopaka niż Jasper. Dzisiaj wiedziała, jak niepewne jest jutro. Niepewni są ludzie w naszym życiu. W zbyt krótkim czasie straciła kontakt z osobami, które były dla niej najbliższe, którym ufała chyba zbyt mocno.

Wiedziała, że to było tylko głupie gadanie. Tak samo, jak to, kiedy w zeszłą noc, dzwonił zupełnie pijany, grożąc, że skoczy z mostu. Nie był zdolny do czegoś takiego. Był tchórzem. Szantażowanie wychodziło mu niemal perfekcyjnie. Nie powinna była tego brać na serio, żeby nie zwariować, ale zawsze pojawiała się ta czerwona lampka.

Co jeśli? Co jeśli zobaczy to cała szkoła? Co pomyślą o niej? Nikt nie będzie brał pod uwagę zemsty byłego chłopaka. Każdy będzie widział tylko jej zdjęcie. Każdy będzie mówił tylko o tym, co zobaczył. Każdy. Amber, może nawet Hayley nie uwierzą w jej wersję. Ross... Zrobiło się jej potwornie wstyd.

Usiadła na łóżku, oplatając rękoma kolana i popierając na nich brodę. Powinna była o tym komuś powiedzieć, ale wstydziła się. Sama nie wiedziała, czy bardziej faktu, że wysłała Jasperowi to zdjęcie, czy tego, jak ją traktował i jak się zachowywał. Nie sądziła, że pozostałby bezkarny po takim czynie. Nie był anonimowy. I tylko to utwierdzało ją w przekonaniu, że nie powinna się bać. Toczył z nią jakąś pieprzoną walkę, a ona nie miała już sił. Nikt nie był kuloodporny i ktoś w końcu miał przegrać tę bitwę...

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz