65. Lillianne Mays

95 20 3
                                    

Wtorek był już znacznie spokojnieszym dniem. Choć słowo spokojny w ogóle nie pasowało do tego, co wszyscy czuli. Było zbyt łagodne. Wszyscy, którzy znali Kierona, których jego los obchodził mniej lub bardziej, czuli ten ciężar w powietrzu. Szarość nieba wlewała się im w ciała, chłodziła przerażone serca i na zmianę z dusznym gorącem południowych godzin roztapiała ich do łez. To Kieron stracił ojca, ale być może większość z nich straciła Kierona. Nikt nie wiedział.

Kieron nie odzywał się do nikogo. Hayley udawała silną, ale martwiła się. O niego, o nich. O nadchodzącą przyszłość. Miała w oczach strach, co będzie dalej. Kim teraz będzie Kieron, kim ona będzie dla niego. I Lillianne to widziała w jej bledniejącym spojrzeniu, w niewyspanych oczach, które nie prześpią kolejnej nocy. Wychodziła z wielkim bólem, gdy wybiła dwudziesta pierwsza i obiecała matce, że nie wróci zbyt późno. Samotność nie służyła Hayley.

Zbliżała się już do domu, gdy usłyszała za sobą znajomy głos. Poczuła ucisk w piersi, bo już dawno o nim nie myślała. Sądziła, że zniknął z jej życia, ale czy to nie było naiwne? Ludzie z przeszłości zawsze będą wracać do nas we wspomnieniach. Ostatnio nie miała na niego czasu. Dobre chwile zbladły, a złe wierciły jej dziurę w sercu jeśli tylko natrafiła na jakieś wspomnienie. Nie odwróciła się, lecz przyśpieszyła kroku. Kilkanaście metrów i znajdzie się w bezpiecznym miescu. Otworzy furtkę do ogródka i bezpiecznie zaszyje się obok matki na sofie. Jednak jej ucieczka tylko go nakręciła.

– Lillianne, poczekaj. – Jego głos był surowy. Automatycznie wykonała jego polecenie.

Wzięła głęboki oddech. Jeśli już miała się z nim skonfrontować, musiała być stanowcza. I nie pokazać po sobie, że czegokolwiek się boi i cokolwiek ją obchodzi. Chciała, bardzo chciałaby, żeby nic jej nie obchodziło.

    – Jasper? – Udała zdziwienie.

    Uśmiechnął się nonszalancko. Ledwo go poznała. Zmienił się w jakiś zły sposób. Biło od niego coś złego, coś co mówiło jej, uciekaj, nie pozwól, żeby cię zranił. Od niektórych ludzi trzeba uciekać. Nawet jeśli kiedyś ich kochaliśmy. Wszystko mogło być złudzeniem.

    – Och, Lillianne. Jak zwykle udajesz niewiniątko.

    Zmrużyła oczy, bo już wiedziała, że czegokolwiek od niej chciał, nie będzie to nic dobrego. Jego skórzana kurtka była przetarta, włosy w nieładzie, a kości policzkowe zbyt wydatne. Oczy szkliły mu się podejrzliwie. Nie znała go już. Jego twarz mówiła jej, że ominęło ją jakieś setki lat z jego życia.

    – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Wiesz, że to skończone.

    Uśmiechnął się kpiąco.

    – Wiesz, że ciągle mam to zdjęcie?

    – Więc je usuń. Nie jest ci już potrzebne.

    – Czasami leżę wieczorem i się w nie wpatruje. I to naprawdę chwila, by inni też mogli je zobaczyć. Jedno kliknięcie. No może dwa. – Zaśmiał się gardłowo, a Lillianne nie mogła uwierzyć, że kiedyś lubiła ten śmiech.

    Poczuła ucisk w gardle, ale w głowie powtarzała sobie, żeby nie okazać mu jak bardzo się tym przejmuje. Pokręciła głową i powiedziała najspokojniej jak tylko potrafiła:

    – Dorośnij, Jasper. Naprawdę uważasz, że to takie zabawne? Że nic z tym nie zrobię? Zapomniałeś, że mój ojciec pracuje w policji? Tylko sobie samemu przysporzysz problemów.

    – A ty naprawdę uważasz, że twój ojciec z dumą ci pomoże? Chyba nie będzie zadowolony z faktu, że jego grzeczna córeczka wysyła nagie fotki jakimś kolesiom. Jesteś nawina z tym swoim myśleniem. Zanim twój stary cokolwiek zrobi, ludzie zobaczą cię z zupełnie innej strony. Ten twój koleś, wielki obrońca, pewnie jeszcze nie widział twoich wdzięków. Albo może ma tak samo złamane serce jak ja, co?

    – Jesteś pieprznięty, Jasper. Rób z tym zdjęciem co chcesz, naprawdę. Wszystko mi jedno, mam ważniejsze problemy. Dookoła nas umierają ludzie, cierpią, tracą wszystko co mieli, a ty nadal się nad tym pieścisz.

    Odwróciła się z płaczem, wiedząc, że pożałuje tego spotkania. Jasper naprawdę oszalał. Tylko, że ludzie mieli naprawdę gorsze problemy niż wysłane byłemu chłopakowi intymne zdjęcie. I choć nie bardzo ją to przekonywało, starała się o tym nie myśleć. Nie teraz, kiedy była potrzebna Hayley, nie kiedy jej relacje z Rossem mogły się poprawić. A po chwili poczuła, jak Jasper łapie ją za dłoń i przyciąga do siebie. Nie miała sił, żeby się opierać.

    – Boże, przepraszam Lillianne. Może faktycznie zwiariowałem, ale to przez ciebie. Zrozumiałem to za późno, ale naprawdę na tobie mi zależy. Zupełnie oddałem się zespołowi, a nic z tego nie wyszło. To ty byłaś najważniejsza.

    Wybuchnęła niekontrolowanym płaczem. To wiele wyjaśniało – skończyła się jego szansa na karierę, więc wrócił do niej. Jednak dobrze wiedziała, że to tylko jeden z powodów, dlaczego się rozstali.

– Gdyby ci na mnie zależało, nie szantażowałbyś mnie.

– Boże, przepraszam, Lillianne. Usunę to zdjęcie, obiecuje – spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami przepraszająco i naprawdę była skłonna mu uwierzyć.

   I choć bardzo nie chciała, pozwoliła się mu objąć. Nie zaprzeczyła nawet wtedy, kiedy ją pocałował. Smakował papierosami i alkoholem, miała wrażenie, że przesiąka nim w całości. Czuła jego desperację i nic więcej, żadnych dobrych wspomnień, żadnej tęsknoty za tym, co kiedyś ich łączyło. Tylko jakieś dziwne, chore pożądanie. Po prostu wiedziała, że skończy źle. I widziały to gwiazdy na niebie i już nie będzie mogła tego ukryć, wymazać ani zapomnieć. Po prostu wszystko się dzisiaj skończyło.

    •••

    Lillianne pierwszy raz była na pogrzebie. Patrzyła na tych wszystkich ludzi na cmentarzu z lekkim osłupieniem. Jakby nagle znalazła się w samym centrum akcji jakiegoś dramatu. Stała z Hayley z boku, nieco w oddali. Przyszło naprawdę sporo osób, a matka Kierona specjalnie wynajęła autokar, który zawiózł bliskich z kościoła na cmentarz. Było pochmurnie, ale duszno. Zastanawiała się, czy ten dzień byłby jakoś lżejszy, gdyby świeciło słońce, ale może w takie dni słońce nie świeci, albo gaśnie tylko dla tych, którzy cierpią.

    Kiedy pod koniec ceremonii szloch wzmógł, Lillianna nerwowo zaciskała wargi. Trzymała Hayley za dłoń i czuła jak bardzo jest chłodna. Wpatrywała się w odwróconą sylwetkę Kierona i oczy miała pełne łez. Wszyscy na niego patrzyli. Szkolny bohater cierpiał i tylko nieliczni mieli taką troskę w oczach jak Hayley. Większość ludzi ze szkoły przyszła popatrzeć albo dlatego, że tak wypadało. Lillianne nie chciała płakać. Musiała być silna. Musiała pocieszać jakoś przyjaciółkę, gdy stąd wyjdą i chciała, żeby ten moment nadszedł jak najszybciej. Nie chciała spotkać Rossa, bo było oczywiste, że gdzieś tu jest. Dzwonił do niej wczoraj, ale nie odebrała. Pisał, że mogą się wybrać razem. Może to było dla niego zbyt ciężkie, by przyjść tutaj samemu, ale wiedziała, że akurat ona w niczym mu nie pomoże.

    Nagle poczuła, jak ktoś stanął tuż za nią. Na tyle blisko, że jej ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Przełknęła ciężko ślinę i wypuściła wstrzymywane powietrze. Ross lekko musnął jej dłoń, a ona złapała się za krawędź spodni. Uciekła przed jego bliskością, ale to nie był dobry moment. Jeśli w ogóle taki miał nadejść. Czuła jakby go zdradziła, chociaż nie byli już razem, a kiedy Jasper skończył pocałunek, ona uciekła bez słowa. To i tak jej nie usprawiedliwiało. Nie chciała być jak Layla. Ross nie zasługiwał na kolejny zawód. Ale nie mogła znieść tego, że zrobiła coś wbrew sobie, coś co mogło tak łatwo się wydać. Jeśli nadal będzie milczeć, w jej byłym chłopaku znowu może obudzić się żądza zemsty.

    Wzięła Jaspera na litość. Wykorzystała tragedię Kierona dla świętego spokoju. Myślał, że stało się coś złego z jej bliskimi, pisał do niej w nocy, ale go zignorowała. I teraz stała tutaj, wyglądała na smutną, ale nie czuła tego smutku. Myślała tylko o swoim egoizmie; nie chciała stracić Rossa, ale po tym, co zaszło, wiedziała, że na niego nie zasługuje. Lekko się odwróciła, a Ross mrugnął do niej porozumiewawczo, lecz to tylko ją przytłoczyło.

    To nie był smutek tego dnia. To nie był smutek tych ludzi, to był jej własny egoizm i jej bałagan w głowie. Większy niż kiedykolwiek.

Nie ma planety BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz