Lillianne zignorowała kolejną wiadomość od nieznajomego chłopaka. Co do licha było z tymi ludźmi? Zaczynała powoli czuć się jak kosmitka. Brakowało jej tylko własnego statku kosmicznego i jeszcze teraz poleciałaby na swoją planetę. Musiała istnieć taka, na której czułaby się sobą. Zaczynało jej tego brakować.
Tylko że nie mogła ot tak zniknąć. Nie chciała pokazać ludziom, że w jakikolwiek sposób ją to obchodzi. Zamierzała za to pokazać im, że świetnie się bawi. Owszem, miała gorszy tydzień, ale impreza u Amber była idealną okazją, by dać do zrozumienia innym, że głupie zdjęcie nie zniszczy jej reputacji. A może powinna się cieszyć, że akurat to zdjęcie krążyło między ludźmi, a nie to, które wysłała Jasperowi. Może los wcale nie był dla niej taki okrutny. Potrzebowała tylko Hayley. Przez cały tydzień widziały się jedynie dwa razy na zebraniu gazetki, ale atmosfera nie należała do najmilszych. Amber była zawiedziona odmową Rossa, a Hayley zabierała głos tylko wtedy, gdy musiała. Wszystko zdawało się pieprzyć, ale jeśli Lillianne wycofałaby się i nie nacisnęła na dzwonek do drzwi, to stałoby się rzeczywistością.
Po kilku sekundach w drzwiach pojawiła się Hayley. Nie wyglądała jakby wybierała się na imprezę. Miała na sobie szeroki t-shirt w kolorze kawy i dżinsowe spodenki. Na jej twarzy malował się niepokój. Nawet nie starała się przywitać gościa uśmiechem.
– Cześć.
– Hej, Hayley. Ten tydzień był ciężki, ale mam nadzieję, że nie skończy się tak samo, jak się zaczął.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi z wyraźną ulgą. Otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając Lillianne do środka.
– Przepraszam, że zwiałam. To takie w moim stylu uciekać, kiedy dzieje się coś złego – szepnęła Hayley, gdy znalazły się w jej pokoju.
– Nie przepraszaj. To ja nie byłam zbyt miła dla ciebie. Możemy się nawzajem przepraszać, ale może lepiej ruszyć do przodu. I mam nadzieję, że masz już wybraną kieckę na dzisiejszą imprezę? – spytała radośnie.
Hayley spojrzała z rozbawieniem na blondynkę. Co prawda do głowy przychodziła jej tylko zielona sukienka, którą miała na sobie w urodziny Amber, ale nie sądziła, że to może być problemem. Wzięła szybki prysznic, nałożyła lekki makijaż i przebrała się.
Tkwienie w tym samym miejscu przez cały tydzień nie było ani trochę dobre. Hayley miała nawet wrażenie, że cofała się z każdą godziną. Może sama nie była zdolna do takich decyzji, ale miała Lillianne. I była pewna, że ten ostatni tydzień był sprawdzianem ich przyjaźni. Całe szczęście nie oblały go.
•••
Już po przekroczeniu progu domu Amber, Lillianne wiedziała, że to chyba jednak nie może być dobry wieczór. Otworzyła im Beth, trzymając w ręku puszkę piwa i śmiejąc się z każdego słowa, jakie padło z ich ust. Nie sądziła, że słowo cześć może być tak zabawne. Było dopiero po dwudziestej, a niektórzy już nieźle się wprawili. Poza tym Amber wspominała coś o małej babskiej imprezie, a gdzieś w tle mignął jej James i jego kumple. Przełknęła ciężko ślinę, rozglądając się uważniej.
Miała jeszcze czas na wycofanie się. Stała w przedpokoju, kiedy Hayley poprawiała niesforne kosmyki w lustrze i rozważała opcje przeciwko zostaniu tutaj. Nie dojrzała nigdzie Rossa, ale przecież przestronny salon nie musiał być jedynym pomieszczeniem, gdzie gromadzili się ludzie.
– Poszukamy Amber – oznajmiła z nutą niepewności Hayley i Lillianne bardzo pragnęła usłyszeć, że ona także nie ma ochoty tutaj być.
– Jest nam do czegoś potrzebna? – spytała z wahaniem. Pomyślała, że chyba zamieniły się rolami. Na początku ich znajomości, to Lillianne była tą odważniejszą. Teraz drżała jak listek na wietrze. Ci wszyscy ludzie przerażali ją, a Hayley była dla niej podporą.
CZYTASZ
Nie ma planety B
Teen Fiction" - Muszę cię zasmucić, ale jest tylko jedna planeta, na której żyją tacy sami ludzie. Może z wyglądu się różnimy, ale wewnątrz każdy jest taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, ani mniej czy bardziej wyjątkowy. Nie ma planety B. - A jeśli jest? J...