Naprawdę wszystko szło dobrze. Hayley czuła się swobodnie mimo towarzystwa wiecznie uśmiechniętej Rachel i czerwonowłosej Bev. Najpierw zjadły obiad z mamą Amber, która upiekła też wyśmienity tort. Była zawodową cukierniczką i to był najlepszy tort, jaki jadła w życiu. Po deserze jej mama ulotniła się z domu, a dziewczyny najpierw plotkowały, później grały w prawdę czy wyzwanie, a nawet tańczyły. Hayley czuła się lekko i przyjemnie, jak motyl, który wie, że jutra nie ma.
Nawet nie zorientowała się, kiedy czas zleciał tak szybko, że zegar wskazywał dwudziestą pierwszą dwadzieścia. To było tak przyjemne. Nie pamiętała, kiedy spędzała z kimś weekend poza domem. Większość wolnych chwil przesiadywała z matką albo pomagała jej w firmie kateringowej, którą prowadziła ze swoją siostrą. Odkąd zmarł ojciec, miały tylko siebie. Wcześniej matka nie pracowała, ojciec był marynarzem, więc zajmowała się domem, ale po jego śmierci musiała zacząć pracować. Siedzenie w domu jej nie pomagało.
Pożegnały się z Rachel i Bev, bo jutro z samego rana wybierały się na rodzinną wycieczkę do Szkocji. Były kuzynkami i mieszkały w bliźniaku po drugiej stronie ulicy. Okazały się naprawdę zabawne i wyluzowane i Hayley zastanawiała się, czemu nie mogła spotkać takich osób na swojej drodze wcześniej, albo w szkole. Choć nie mogła w zasadzie narzekać. Amber powoli stawała się częścią jej życia, a Lilliane tak naturalnie wkręciła się w ich towarzystwo, że miała wrażenie że znają się o wiele dłużej niż tydzień.
Naciągnęła aksamitną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni za kolana, ale znowu została skarcona wzrokiem przez Lilliane. Umówiły się wczoraj, że spotkają się u Hayley, a potem razem pojadą do Amber. Wybrała tę sukienkę z jej szafy, twierdząc, że to jedyna rzecz jaka nadaje się na wyjście w weekend. Zacznijmy od tego, że Hayley rzadko nosiła sukienki i prawie w ogóle nie imprezowała. Nawet nie wiedziała, skąd miała tę obcisłą kieckę w szafie. Lilliane za to wyglądała obłędnie nawet w zwykłej czarnej sukience cropp. Jej białe jak mleko włosy świetnie współgrały z lekkim makijażem smokey. Hayley ostatecznie zdecydowała się jedynie wytuszować rzęsy i rozświetlić policzki. A i tak czuła się nieswojo, ale tylko pod względem ubioru.
Ledwie Amber wróciła do salonu po zamknięciu drzwi za kuzynkami, a dzwonek rozbrzmiał w całym domu.
– Och, czyżbyśmy miały gości?
W głębi duszy Hayley miała nadzieję, że to mama Amber, ale konspiracyjny uśmieszek czarnowłosej mówił sam za siebie. Wiedziała, że to jej impreza, ale nie mówiła, że będzie ktoś jeszcze.
Po chwili pojawiła się w salonie, a raczej pojawił się James, z nią na rękach i ogromnym bukietem kwiatów. Gdy już postawił swoją dziewczynę na podłodze, przywitał się z koleżankami swojej dziewczyny i od słowa do słowa, zaproponował dołączenie do imprezy nad morzem. Ktoś z jego znajomych zorganizował domówkę w domku holenderskim tuż przy plaży.
– Będzie fajnie. Palimy ognisko, śpiewamy piosenki. Spodoba wam się – przekonywał, widząc przerażoną minę Hayley. – Mamy nawet gitarę. Jest naprawdę klimatycznie.
Lilliane była już kompletnie przekonana. Hayley zawsze marzyła o takiej imprezie, ale jak zwykle kierował nią strach. Sama nie wiedziała, czego i kogo się bała. Przecież chciała być częścią jakiejś grupy. Chciała korzystać z życia póki była jeszcze młoda. W dodatku miała obok siebie naprawdę cudownych ludzi. Nie mogła tego zrobić Amber w jej urodziny. Zgodziła się.
– To najlepszy prezent! – krzyknęła Amber, rzucając się na Hayley. – Obiecuję wam, że nie będziecie żałować. Imprezy ze znajomymi Jamesa są najlepsze pod słońcem, a jeśli dodamy do tego nas, to wiecie, po prostu wiecie.
CZYTASZ
Nie ma planety B
Novela Juvenil" - Muszę cię zasmucić, ale jest tylko jedna planeta, na której żyją tacy sami ludzie. Może z wyglądu się różnimy, ale wewnątrz każdy jest taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, ani mniej czy bardziej wyjątkowy. Nie ma planety B. - A jeśli jest? J...