Ross Anderson siedział na murku przed szkołą, paląc papierosa. Wiedział, że to ryzykowne, ale w zasadzie nie miał go kto przyłapać. Na parkingu nauczycieli nie zostało już wiele samochodów. Nie rozpoczęła się nawet sesja wieczorna dla dorosłych. Ten dzień był dla niego za ciężki.
A Layla była dla niego wszystkim. Była przy nim odkąd pamiętał. To ona pierwsza pocieszała go po odejściu ojca. Matka udawała, że nic się nie stało. Wmawiała mu, że chce jego dobra, ale z tych wszystkich ludzi Layla wydawała się być najdoroślejsza, mimo że byli w tym samym wieku. Teraz już do niego nie należała, o ile kiedykolwiek mógł nazwać ją swoją. Wiedział o tym, że utracił ją bezpowrotnie, ale nie potrafił się z tym pogodzić. Nie chciał. Była jego oddechem po wynurzeniu się spod wody. Świeżym podmuchem wiatru po upalnym dniu. Lecz nie w ostatnich miesiącach. Zawsze tolerował tych wszystkich dupków u jej boku. Zawsze pocieszał ją, kiedy okazywało się, że miał co do nich rację. Zawsze.
Tym razem nie mógł pozostać obojętnym. Nie po tym, co jej ostatnio powiedział. Zachowała się, jakby w ogóle to jej nie ruszyło, ale tłumaczył to sobie szokiem. Mogła się tego nie spodziewać. Mogła się nie spodziewać, że chłopak, który był dla niej jak brat, kochał się w niej na zabój. Kiedy zobaczył, jak na ostatniej domówce całuje się z Maxem, nie panował nad sobą. To wszystko przyszło zbyt nagle. W czasie, który był dla niego jedną wielką niewiadomą. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
Max – jego najlepszy przyjaciel. Layla – jego wszystko. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie odepchnął Maxa. Nie mógł tak po prostu patrzeć, albo odejść. Oboje przecież wiedzieli ile dla niego znaczą. I to nie było nieporozumienie. Całowali się. W jego ogrodzie. Na jego domówce. Nie miał za złe Kieronowi, że ich rozdzielił. Nie chciał mieć na sumieniu złamanego nosa Maxa, ale nikogo nienawidził tak, jak jego. Jak mógł mu to zrobić?
Zaciągnął się głęboko ostatni raz, po czym zgasił peta na chodniku, wypuszczając dym z ust. Dlaczego Layla tak bardzo się zmieniła? Dlaczego nie mogła być, jak te dwie dziewczyny wchodzące do autobusu po drugiej stronie ulicy? Beztroska i spokojna. Bezimienna dla większości ludzi, a najpiękniej utytułowana przez niego. Zrobiłby dla niej wszystko. Złapałby granat, dałby sobie uciąć rękę, skoczyłby pod pociąg dla niej. Zupełnie jak w piosence Bruno Marsa. Umarłby dla niej, ale znał odpowiedź na najważniejsze pytanie. Ona nie zrobiłaby dla niego tego samego. Najwidoczniej był dla niej nikim. Śmieciem, który wyrzuca się do kosza. Nawet na niego nie spojrzała od tamtego ferelnego weekendu.
– Ross, powinieneś rzucić palenie – usłyszał, a gdy odwrócił głowę, zobaczył siadającego obok niego Kierona, który właśnie odprowadzał wzrokiem dziewczyny wsiadające do pustego autobusu. Te beztroskie dziewczyny. Te, które mogła przypominać Layla.
– Powinienem porzucić wiele innych rzeczy i myśli – roześmiał się, wkładając do ust gumę miętową.
– Co robisz jeszcze w szkole?
Ross wzruszył ramionami. Nie przyznałby się, że obserował go jak biega. To mogłoby wydać się głupie. Szukał motywacji, ale nic nie było w stanie mu jej dać. Nawet perfekcyjny Kieron. Layla ciągnęła go w dół, a nikt i nic nie potrafiło wciągnąć go z powrotem na górę. Nawidoczniej nie było mu pisane prowadzić się zdrowo i roządnie. Brał życie takie jakim jest. O nic nie walczył, o nic się nie starał. Jedynie o Laylę, ale to nie przyniosło niczego dobrego.
– Chcesz mi powiedzieć, że powinien to skończyć? Zapomnieć o niej? – spytał Kierona, patrząc przed siebie.
– Nie – odparł zdziwiony. – Decyzja należy tylko do ciebie. Nawet nie znamy się tak dobrze, żebym mógł udzielać ci takich rad. – Wygladał na zakłopotanego. Zapewne nie spodziewał się takiego rozwoju rozmowy. Raczej zamierzał z nim pogadać o pogodzie, bo nie wypadało przejść obojętnie.
– Ale rada o rzuceniu palenia była stosowna?
– Chodzimy razem na profil sportowy. To akurat nasz wspólny problem.
– Tu akurat masz rację, ale poprzez rozdzielenie mnie i Maxa, ten problem stał się też po części twój, nie uważasz?
– Zrobiłem, co uważałem za słuszne. Gdybyś przyszedł z rozwalonym nosem na zajęcia, trener nie uwierzyłby, że spadłeś ze schodów – roześmiał się, mrużąc oczy przez wychodzące za chmury słońce.
– W zasadzie potrzebuję kogoś, kto by mi to powiedział. Kto powiedziałby mi, że powinienem dać sobie spokój z tą dziewczyną. Twardo i po męsku. Taki mentalny cios w twarz. I w serce. Żeby zabolało tak mocno, że odechciałoby mi się jakichkolwiek romansów – wyznał Ross, ku zaskoczeniu samego siebie, obracając to w żart.
Obydwaj jednak wiedzieli, że to nie żart. Obydwaj wiedzieli, że rozmawiają o zupełnie poważnej sprawie.
– Wydaje mi się, że to co zaszło na imprezie, powinno być dla ciebie wystarczającym ciosem, Ross.
Parsknął sarkastycznie w odpowiedzi. Ten chłopak powinien dostać medal. Dlaczego wcześniej się z nim nie zakumplował? On na pewno nie zrobiłby mu takiego świństwa, jak Max. Zawsze wiedział co powiedzieć i to nawet działało. Nawet.
– Kurwa, masz cholerną rację. Ale to nie zabolało wystarczająco. Wiem, że przyjmę jeszcze więcej. Nie potrafię tego zakończyć. Idiota ze mnie, ale spoko, dam sobie z tym radę. Nie przejmuj się – dodał, gdy zobaczył, jak bardzo przejęty jest Kieron.
– Na pewno – odparł z wyraźną ulgą. – W naszej grupie nie ma miejsca dla słabeuszy. Nie jesteś tutaj przez przypadek.
– Też tak sądzę – przytaknął, ale zupełnie bez przekonania.
Obydwaj mieli kwaśne miny. Jakby właśnie zdali sobie sprawę z bezsensu tej rozmowy. Wszyscy wiedzieli, że jedyną mocą Rossa była ignorancja i brak uczuć. Nie lubił o nich mówić. Wyznanie miłości Layli było dla niego wielkim wyczynem, a rozmowa z Kieronem jeszcze większym. Nikomu by się do tego nie przyznał, a jednak wiedział, że może mu zaufać. Komuś takiemu jak Kieron mógł powiedzieć, że wewnątrz był słaby. Jego serce popękało na milion maleńkich kawałków niczym lustro. Nie dało się tego poskładać. Ale owszem, na zewnątrz zdawał się być twardzielem. Za takiego uważali go niemal wszyscy.
Tylko nie on sam. I prawdopodobnie dzisiaj Kieron, mimo tego co powiedział o ludziach z profilu sportowego. I Layla także znała go dobrze, ale w zasadzie nie miał pojęcia kim był teraz dla niej. A może kim już nie był...
CZYTASZ
Nie ma planety B
Teen Fiction" - Muszę cię zasmucić, ale jest tylko jedna planeta, na której żyją tacy sami ludzie. Może z wyglądu się różnimy, ale wewnątrz każdy jest taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, ani mniej czy bardziej wyjątkowy. Nie ma planety B. - A jeśli jest? J...