Lillianne łapała ostatnie promienie słońca zanim wejdzie w mury zimnej szkoły i pozostanie tam conajmniej do lunchu. Gdzieś w tyle głowy myślała o tym, co dokładnie wydarzyło się, gdy Ross siedział z nią na ławce. Pamiętała wszystko dokładnie od momentu, gdy zobaczyła Hayley z Kieronem, ale rozmowa z Rossem w jej głowie strzępiła się. Było jej wtedy naprawdę niedobrze i chyba tylko pojawienie się chłopaka sprawiło, że chęć wymiotowania zniknęła. To dopiero byłaby kompromitacja.
– Przygotuj się na burzę – usłyszała ostrzegawczy ton głosu Hayley i wyprostowała się do pozycji siedzącej.
Nadchodziła Amber. Szła szybkim, zamaszystym krokiem i podążała w ich kierunku. Uśmiechała się trumfialnie, a w jej pozie ciała było coś wywyższającego. Jakby nagle dookoła niej zrobiło się pusto. Przestraszeni ludzie utworzyli wzdłuż niej korytarz.
– Królowa college'u – wymamrotała Lillianne, czując, że czarnowłosa niesie jakieś nowiny. Prawdopodobnie niezbyt dobre.
Hayley odsunęła się lekko, chowając w cień wysokiego drzewa, pod którym siedziała. Lillianne nie rezygnowała ze słońca. Zamierzała błyszczeć tak samo jak Amber. I o ile była jej wdzięczna ostatnio za wino, tak tym razem postanowiła nie być dla niej tak miła, jeśli ona też nie zamierzała.
– Cześć, dziewczęta – zatrzymała się naprzeciwko nich, wachlując się plikiem kartek. Jak na początek maja pogoda była dosyć tropikalna. – Przyniosłam nowinę.
– Jaką? – spytała Hayley z ciekawością, lecz Lillianne była pewna, że słyszała w jej głosie znużenie.
– Właściwie dotyczy ona ciebie, Lillianne – odpowiedziała poważnie, kierując po raz pierwszy wzrok na dziewczynę.
Lillianne napięła plecy, mrużąc oczy. Jeśli to jakaś pieprzona plotka, to za moment wykrzyczy Amber co o niej myśli. Czasem żałowała, że zapisała się do gazetki, ale gdyby nie to, nie poznałaby Hayley. Tylko ona trzymała ją w tym bagnie. A wydawało się to idealnym miejscem w szkole. Jedynym sensownym stowarzyszeniem. No chyba, że to ona sama powodowała taką atmosferę. Poprawiła różowe okulary na nosie, udając zaskoczoną.
– Słucham?
– Rozmawiałam przed chwilą z Rossem Andersonem przed szkołą.
Och, to naprawdę nie zaczynało się dobrze. Miała tylko nadzieję, że nie widać po niej, jak bardzo niespokojna się stała na dźwięk tego imienia i nazwiska.
– Zgodził się na wywiady-nie-na-serio, ale pod jedym warunkiem.
Lillianne przełknęła ciężko ślinę. Amber wychwyciła jej zdenerwowanie, bo uśmiechnęła się żmijowato.
– Pod jakim warunkiem? – prychnęła śmiechem, choć zabrzmiało to bardziej jak desperacki chichot.
– Pod warunkiem, że wywiad poprowadzisz ty, Lillianne. Na początku nie chciał o tym słyszeć, ale musicie być bardzo blisko, że zgodził się tylko ze względu na ciebie. To urocze i nie rozumiem, dlaczego tak się z tym kryjesz. – Amber posłała jej słodko-kwaśny uśmiech.
– Nie jesteśmy... – przerwała, zagryzając wargę. Cokolwiek by powiedziała, zabrzmiało by to jak fatalna obrona. Była wściekła. Na siebie. Na Rossa. Na Amber. Czuła na sobie spojrzenia osób siedzących w pobliżu. Nie chciała grać w teatrze. To miała być tylko szkolna gazetka, nie cyrk. – Przemyślę to – dodała przez zaciśnięte zęby.
– Świetnie! – Amber klasnęła w dłonie. – Uciekam na zajęcia. Hayley, ty nie idziesz?
– Zostało jeszcze parę minut. Zaraz przyjdę.
CZYTASZ
Nie ma planety B
Teen Fiction" - Muszę cię zasmucić, ale jest tylko jedna planeta, na której żyją tacy sami ludzie. Może z wyglądu się różnimy, ale wewnątrz każdy jest taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, ani mniej czy bardziej wyjątkowy. Nie ma planety B. - A jeśli jest? J...