Pov Chloe
- Mam ci coś do powiedzenia - zaczął Niall jak siedzieliśmy u niego w salonie. Miał dość poważną minę, że dziwnie się czułam. Miałam też bardzo złe przeczucia.
- No to mów - ponagliłam go trochę, bo coraz mocniej się denerwowałam.
- Nie chcę byś urodziła to dziecko, ono nie jest nam do niczego potrzebne. Będziemy szczęśliwsi bez niego - oznajmił jak gdyby nigdy nic. Na jego twarzy pojawił się nawet uśmiech. Najpierw mnie zwodził, a teraz jeszcze mówi mi, że nie chce mojego dziecka. Po co było to wszystko?
- Było mi wcześniej o tym powiedzieć.
Gwałtownie podniosłam się do pozycji stojącej.
- Skoro nie chcesz mojego dziecka to mnie także. Wracam do domu i już więcej tu nie wrócę - skierowałam się w stronę drzwi, ale Niall szybkim korkiem się do mnie zbliżył i złapał mnie za ramię, a następnie odkręcił tak, że musiałam mu spojrzeć w twarz.
- Chcę ciebie i tylko ciebie - powiedział to w taki sposób, że znowu się go bałam. Zaczęłam się także zastanawiać czemu tak szybko zgodziłam się do niego wrócić. Po tym co przeszłam powinnam być ostrożniejsza.
- Puść mnie! - rozkazałam mu. Mój głos był stanowczy, żeby wziął moje słowa do serca.
- Pozbędziemy się tego czegoś co w tobie rośnie. Możesz nosić jedynie moje dziecko - w jego oczach dostrzegłam obłęd. To już nie był ten człowiek, którego kochałam, a nawet znałam. To był ktoś zupełnie obcy.
- Nie mów tak o moim dziecku!
- Ono nie jest twoje - zakominikował i wzmocnił swój uścisk na moje ramię. Poczułam jak krew odpływa mi z kończyny, Niall jednak w ogóle nie zwracał uwagi na grymas bólu na mojej twarzy tylko zaczął mnie ciągnąć dalej.
Doprowadził mnie do swojej sypialni i tam rzucił na łóżko. A sam zaczął czegoś szukać w szafce.
- Trzeba jak najszybciej pozbyć się tego płodu z ciebie - zakominikował, a ja znieruchomiałam z przerażenia. Tylko nie moje niczemu nie winne dziecko. - Jak chcesz je z siebie wyrzucić?
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam i już nie mogłam opanować swojego płaczu, wybuchłam nim jak najgłośniej się tylko dało.
Nagle wyciągnął jakieś tabletki, zaczęłam się w duchu modlić żeby nie było to, to o czym myślę.
-Weźmiesz kilka i będzie po sprawie. Płód umrze, a ty nie będziesz nawet mocno cierpieć - powiedział i się do mnie zbliżył.
- Jeżeli chociaż trochę mnie kochasz to pozwól mi wrócić do domu i żyć w spokoju. Ja naprawdę pragnę tego dziecka - może i wcześniej posiadałam niewielkie wątpliwości związane z tym dzieckiem, lecz teraz gdy czuje, że moje je stracić, wiem, że jest ono ważne dla mnie.
- Niedługo mi za to podziękujesz - wyciągnął z pudełka kilka tabletek i na siłę wcisnął mi je do ust. Próbowałam je wypluć, ale zasłonił mi usta i zmusił do połknięcia.
Było już za późno, straciłam to co kochałam.
Jak pod tym rozdziałem będzie sporo komentarzy to jutro jednak zrobię mały maraton.