Pov Chloe
- Dźwoń - Chris podał mi moją komórkę. Doskonale wiem o co mu chodzi. Chce bym zadzwoniła do mojego taty i uspokoiła go. Chciał mieć czystą kartę. - Pamiętaj, że wsłuchuje się, w każde twoje słowo.
Wzięłam go do ręki i wybrałam numer mojego taty. Wzięłam kilka głębszych dechów i odrobinę się uspokoiłam.
Tata odebrał dość szybko.
- Hej słońce, cieszę się, że wreszcie znalazłaś dla mnie czas - w jego głosie wyczułam lekką pretensję. W końcu nie odzywałam się do niego od trzech dni.
- Przepraszam. Miałam kilka spraw na głowie i jakoś nie znalazłam czasu, nie musisz się jednak o nic martwić. Wszystko jest dobrze - mój głos odrobinę zadrżał.
-Cieszę się, bo nie wrócę wcześniej niż za tydzień, może nawet półtora - przymknęłam oczy ze smutku. Mój koszmar jeszcze ma tak długo trwać.
- Będę bardzo tęsknić tatusiu, teraz muszę już kończyć, papa -zakańczam połączenie, bo czuję, że jestem na skraju rozpłakania się.
- Bardzo dobrze się spisałaś - chwali mnie brunet. - Możemy jednak dogadać. Jeszcze tak niedawno lubiłaś moje towarzystwo. Możemy być ze sobą blisko.
Jego propozycja była dla mnie po prostu śmieszna. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że po tym co mi zrobił ja się z nim pogodze. On był jeszcze gorszy od Nialla, a blondyna mimo wszystko kochałam.
- Nie - zakomunikowalam i wyszłam z pomieszczenia.
***
Nigdy zbyt dużo nie sypiałam, ale teraz modliłam się o sen, który pomogłby mi wyłączyć myślenie i chociaż na chwilę zapomnieć o całej tej sytuacji. Odmówiłam sobie nawet wieczornego cappuccino by nic mnie nie pobudzało. Niestety moje zabiegi nic nie dały. Nie czułam się senna.
- Chloe! - do moich uszu dotarło krzyk Chrisa, a po krótkiej chwili pojawił się w pokoju. - Czy tobie aż tak trudno jest zrozumieć co się do ciebie mówi? Miałaś się przenieść do mojego pokoju, to nie jest trudne do pojęcia!
- Jestem zmęczona, wyjdź - powiedziałam dość spokojnie. Nie miałam ochoty na nocne kłótnie.
- Jak sobie życzysz skarbie - mruknął z ironią i chwycił moją rękę i wyciągnął mnie z mojego pokoju. Powlekł mnie prosto do swojej sypialni.
Tam zostałam rzucona na łóżko.
- Wiem, że jesteś nauczona iż każdy z twoich kaprysów jest spełniany, ale tak teraz nie będzie. Przynajmniej do czasu aż nie nabierzesz rozumu. Chcę znowu cię widzieć radosną i uśmiechniętą - na dźwięk jego słów miałam ochotę się głośno roześmiać.
Po tym wszystkim jak ten potwór mnie traktował ja miałam się cieszyć. Musiałabym do końca oszaleć.
- Jak się od ciebie uwolnię to będę zadowolona - Nie wytrzymałam. Musiałam mu to powiedzieć. W końcu gorzej już być nie może.
Śmieje się na moje słowa.
- Ty nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Będziesz ze mną, aż do śmierci. Nie wypuszcze cię żywej - oznajmił i zaczął ściągać swoje spodnie.
Dlaczego los jest dla mnie taki okrutny?
Ciągle mam coraz to nowe pomysły dotyczące tego opowiadania. Potrwa ono jeszcze dość długo, bo koncepcja znowu mi się zmieniła. Liczę na wasze komentarze.