Pov Chloe.- Maya też ma chore serce? - spytała mnie Chris jak weszliśmy do pokoju hotelowego. Nie rozumiałam jego toku myślenia, bo nie opusciliśmy nawet miasta. Tata i Niall mogą nas łatwo odnaleźć.
- Na szczęście nie.
- To dobrze. Twoje leki mam, więc nie powinno być żadnego kłopotu.
- Musisz iść do apteki po mleko dla Mayi. Zaraz powinna zgłodnieć - przez to zamieszanie zapomniałam zabrać mleka dla mojej córki.
- To nakarm ją, jest malutka powinna pić jedynie twoje mleko. Jeżeli ci bardzo przeszkadzam to mogę się odwrócić - no bardzo się dla mnie poświęca.
- Mam bardzo mało pokarmu. Nie naje się jedynie moim mlekiem. Proszę cię idź do tej apteki - dla siebie bym nie prosiła, ale moje dziecko jest najważniejsze.
- Dobrze, pójdę. Zamknę drzwi na klucz, ale jeśli tylko odważysz się kogoś zawiadomić że tu jesteś to zabiorę ci małą. Już nigdy więcej jej nie zobaczysz - po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie mogłam stracić mojego dziecka. Ona jest dla mnie najważniejsza.
- Masz moje słowo, nic nie będę kombinować. Idź już - powiedziałam i usiadłam na łóżku. Maya znajdowała się w nosidełku. Była dość spokojna, nie udzielał się jej mój zły humor.
- Będę za dwadzieścia minut - oznajmił i wyszedł.
Chris wrócił jeszcze szybciej niż się spodzoewalam. Przyniósł także cztery różne mleka w proszku dla Mayi. Powinno starczyć jej na dość długo. Do tego zakupił też trzy nowe butelki.
- Zaraz zrobię jej jedzenie - zakominikował i podszedł do kuchenki.
- Może ja to lepiej zrobię.
- Poradzę sobie, jest tu też instrukcja - opuściłam, bo usłyszałam, że moja córka się obudziła. Podeszłam do niej i wyciągnęła z nią z nosidełku. Położyłam też na łóżku.
Na pierwszy rzut oka było widać, że zgłodniała.
- Pośpiesz się.
- Zaraz będę - po nie całej minucie wraca z butelką mleka. - Już sprawdziłem, nie jest ani za ciepłe ani za zimne. Podaj mi dziecko - tym razem to on mnie poprosił.
Nie poruszyłam się nawet na centymetr.
- Chcę nakarmić własną córkę, mam do tego prawo, i tak cię do tego zmusze - grozi mi na co ja powoli decyduje się oddać mu dziecko. Nie chodzi tu o mnie, a o nią.
Bierze ją delikatnie na ręce i zaczyna karmić butelką. Jak teraz na niego patrzę to przypomina mi się to jaki był kiedyś.
Kochany i opiekuńczy.
- Gdybyś wtedy ode mnie nie uciekła, a ja dowiedziałbym się o dziecku to na pewno bym się opamiętał.
- Prędzej byś ją zabił - jestem prawie pewna, że po dłuższym takim traktowaniu to pewnie bym poroniła.
- Jeszcze dziś dam ci kasę na taksówkę żebyś mogła wrócić do Louisa albo Horana - zaczęłam się zastanawiać czy nie mam przypadkiem omamów słuchowych.
- Żartujesz sobie?
- Nie. Chcę jedynie zatrzymać małą.
Jak pod tym rozdziałem będzie sporo konkretnych komentarzy to dostaniecie dziś przynajmniej dwa rozdzialy.