IX

630 24 0
                                    

Minęło parę dni od jej przechadzki z Harrym po błoniach. Z Harrym zaczęli lepiej się dogadywać. Częściej rozmawiali i w czwórkę wychodzili na błonie czy inne miejsca. Z Hermioną także miała dobre relacje. Można powiedzieć ,że podchodziły już powoli pod przyjacielskie. Ron jeszcze trochę się od niej odsuwa i trzyma dystans jakby się bał i jakby miała mu coś zrobić. Umbridge zaczęła przychodzić na nasze lekcję i coraz bardziej denerwowała czarodziejów. Zaczęło się od Snape'a ,chociaż jego wcale nie jest jej szkoda. Zaczęła zasypywać go pytaniami o jego podejścia do zawodu nauczyciela obrony przed czarną magią. Pytała dlaczego mu to dotąd nie wychodziło po czym wtrąciła ,że już rozumie o co chodzi. Zdenerwował się co odbiło się na Harrym i Ron'ie ,którzy dostali książką w łeb. Jeżeli chodzi o Malfoy'a to ten tylko pokazuje jej jak na razie nienawiść wzrokową. Myśli , że w ten sposób ją przestraszy. Myli się i to bardzo. Coś czuła ,że za niedługo dojdzie do wojny słów ,pomiędzy nią a Malfoy'em. Będzie musiała podszlifować synonimy i różne trudne słowa ,żeby pokazać mu kto jest tym inteligentnym.

- O czym myślisz? - usłyszała nad sobą głos Harrego. Stał za nią i przez ramię oglądał jej kartkę. Podszedł do niej i usiadł na przeciw przy stole w bibliotece. Właśnie starała się zrobić wypracowanie na zaklęcia.

- O niczym ważnym. Harry? - niepewnie zwróciła się do niego. Odwrócił jej kartkę w swoją stronę ,aby móc czytać.

- Co? - spojrzał na nią odrywając wzrok od wypracowania.

- Opowiedz mi coś o twoim wujostwie. - powiedziała cicho w nadziei ,że cokolwiek powie. Wiedziała z plotek ,że miał ciężko u nich ,więc chciała mieć w kimś wsparcie ,w kimś kto ją zrozumie w stosunku do opiekunów.

- Co tu opowiadać? Nienawidzą mnie. Chociaż można powiedzieć ,że po prostu się mnie boją i dlatego tak reagują. Nienawidzą czarodziejów i czarownice dlatego jestem tym najgorszym. Moja matka była czarownicą ,a moja ciotka Petunia za to jej nienawidziła. Można też powiedzieć ,że jestem ciężarem ,który spadł im na barki. Nie chcieli mnie i dziwię się ,że nie oddali mnie do jakiegoś sierocińca ,czy po prostu nie wyrzucili na ulicę. Ciotka Petunia nie jest aż taka najgorsza ,gorszy jest wuj Vernon ,to on jest panem domu i wszystkim rządzi. Myślę ,że jakby go nie było ,to ciotka Petunia zachowywała by się zupełnie inaczej w stosunku do mnie. Mają swojego ukochanego syneczka ,który jest dla nich idealny ,ale on cały czas okłamuje ich ,że idzie na herbatki do sąsiadów ,tak naprawdę chodzi z swoją bandą i straszy ,a czasem nawet bije małe dzieci. - powiedział wolno i spokojnie. Jakby w ogóle go to nie ruszało.

- Przyzwyczaiłeś się do takiego traktowania? Ja to bym ich już wszystkich wysadziła w powietrze ,podziwiam cię , że jeszcze wytrzymujesz. - przyznała.

- Raz już uciekłem ,na trzecim roku dokładnie. - zaśmiał się ,a ona zaraz po nim. Po chwili spojrzał na nią. - A ty? Podobno mieszkasz z opiekunami.

- Jeżeli można nazwać to mieszkaniem to tak. Zaadoptowali nas na pierwszym roku. Każą mówić do siebie "mama" i "tata" ,a ostatni raz spędziłam z nimi dłuższy niż piętnaście minut czas to święta bożego narodzenia na pierwszym roku. Zawsze gdzieś wyjeżdżają i nigdy ich nie ma.

- A twoja mama?

- Nie znam jej. Zostawiła nas po urodzeniu w sierocińcu. Nie wiem dlaczego. Może nas nie chciała i chciała pozbyć się balastu. Nie wiem nawet jak się nazywa. Nie wiem czy żyje. Jest mi to w sumie obojętne. Chociaż podobno w święta będę miała okazję poznać ją z jakiejś tam strony.

- Jak to? - zapytał mocno zdziwiony.

- Razem z Danielle nasza przyszywana ciotka ,której nie znam zaprosiła nas na święta do jej siostry. Powiedziała ,że będzie mogła mi coś opowiedzieć o niej.

- A dokąd dokładnie macie jechać na święta?

- Nie wiem. Ma przyjść po nas na peron. A co? - zapytała patrząc jak Harry wstaje z krzesła.

- Nic. Muszę już lecieć ,mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. - powiedział i jak najszybciej zniknął za półkami książek. Mocno mnie to zdziwiło. Nigdy odkąd się znają tak szybko nie zniknął. Westchnęła i wróciła do pisania wypracowania.

Jak najszybciej chciał się przedostać przez tłumy ludzi na korytarzach do pokoju wspólnego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jak najszybciej chciał się przedostać przez tłumy ludzi na korytarzach do pokoju wspólnego. Można powiedzieć ,że aż biegł ,żeby porozmawiać z Ron'em. Kiedy tylko był już w pokoju wspólnym podszedł do dwójki przyjaciół siedzących na kanapie. Hermiona czytała jakąś mało go interesującą książkę ,a Ron jadł słodycze przeglądając swoją różdżkę. Jak tylko podszedł bliżej spojrzeli na niego.

- Co ty taki zdyszany? - zapytał Ron.

- Musimy pogadać. - powiedział siadając koło nich. Hermiona od razu zainteresowana odłożyła książkę na bok.

- O czym? - zapytała patrząc na mnie.

- Ron ,jak nazywa się twoja ciotka ciotka przyjechać do ciebie na święta? - zapytał.

- Jakaś Dorothy Phelps, a co? - podrapał się po karku.

- Daj mi list od twojej mamy. - można powiedzieć ,że aż mu rozkazał. Ron wolno wstał z kanapy i poszedł do dormitorium. Minęła chwila kiedy wrócił dając mu list do ręki.

- No i mamy. Twoja ciotka Dorothy Phelps przyjedzie z dwoma jej męża siostrzenicami.

- No i? - zapytał nie rozumiejąc.

- No i to ,że Elizabeth i Danielle wraz z swoją nieznaną ciotką jadą na święta do siostry tej ciotki.

- Czyli jesteśmy rodziną? - zapytał będąc dalej w szoku.

- Jeżeli to prawda to tak ,ale daleką. - wtrąciła się Hermiona. Po chwili wstała z kanapy zabierając książkę.

- A ty gdzie?- zapytał jej Ron. Ona spojrzała na niego jakoś dziwnie.

- Idę do biblioteki. Obiecałam Danielle jej pomóc w zaklęciach. Jestem pewna ,że Elizabeth też tam będzie więc od razu im powiem nasze przypuszczenia na te święta. - powiedziała i wyszła bez słowa.

- Co jej powiedziałeś jak mnie nie było?- zapytałem Ron'a ,zauważając ,że Hermiona była obrażona i zła. Ron wzruszył ramionami.

- Zaczęła gadać o tej swojej książce to powiedziałem ,że mnie to nie interesuje i niech poszuka sobie jakiś przyjaciół. - powiedział ,a on westchnął i opadł nie wierząc w jego głupotę. - Chodziło mi o to ,żeby poszukała sobie kogoś do tych książek ,nie o to ,że w ogóle innych przyjaciół. - zaczął się tłumaczyć będąc pewnym swojej niewinności. - A ty co robiłeś?

- Nic. Byłem w bibliotece z Elizabeth. - powiedział jak gdyby nic.

Burden •Harry Potter•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz