XXXII

364 21 1
                                    

Następnego dnia wszyscy udali się na pokątną ,a ich pierwszym celem był nowy sklep Freda i George'a. Był niezwykle kolorowy i było w nim mnóstwo ludzi. Bliźniacy chodzili w kółko do różnych klientów i namawiali na różne produkty. 

- O co to jest? - zapytała Dan podchodząc do fioletowego stolika gdzie poukładane były różowe fiolki. Każda z nich podążyła za nią i każda wzięła w rękę fiolkę.

- Amortencja. - oznajmiła Elizabeth patrząc na plakietkę. - Czemu sprzedają coś takiego?

- Mnie nie pytaj. - odezwała się Hermiona kiedy na nią spojrzała.

- Co to jest? - zapytała Ginny lekko skołowana.

- Eliksir miłosny. Ten komu ją podasz zakochuje się w tobie bez opamiętania. - wyjaśniła na szybko. Danielle i Ginny zrobiły długie "Aaa" kiedy podeszli do nich bliźniacy.

- Ooo... Witamy drogie panie. - odezwali się w tym samym momencie.

- Eliksir miłosny? - zapytał jeden z nich ,prawdopodobnie Fred.

- Ta... Skuteczność gwarantowana. - oznajmił drugi z nich - O ile wiem siostra i bez tego dajesz sobie radę.

- To znaczy? - dopytała rudowłosa.

- A co niby nie chodzisz z Dean'em Thomasem?

- Nie wasza sprawa. - oznajmiła po czym odeszła łapiąc pod rękę Dan. Liz spojrzała na Hermionę ,która rozejrzała się po sklepie. Zatrzymała wzrok na blondynie ,który gapił się na nią już dość długo. Odłożyła fiolkę zażenowana i spojrzała na dziewczynę. Odłożyła ją też i posłała jej wzrok mówiący ,żeby się nim nie przejmowała. Dalej było widać jak Ron targuje się z braćmi jednak średnio mu to wychodziło. Podszedł do nas zrezygnowany.

- Chodźcie stąd. - warknął zrezygnowany po czym w czwórkę wyszli ze sklepu.

- Oo... Świeże powietrze. - powiedziała i przeciągnęła się wychodząc za nimi. Hermiona zaśmiała się do niej ,a ona się tylko uśmiechnęła.

- Jak Fred i George to robią? Tam cały czas są takie tłumy. - powiedziała do niej ciągnąc rozmowę.

- Mają charyzmę. Ludzie ich lubią. - wtrąciła się.

- Ludzie tęsknią za odrobiną rozrywki. - oznajmił Ron.

- Najwidoczniej tak. - potwierdził Harry i zatrzymał się przy sklepie Ollivandera. Było w nim ciemno. Szyby miał stłuczone. W środku wszystko powywracane i mnóstwo kurzu. Zdecydowanie była to sprawka śmierciożerców.

- Onie. - jęknęła Hermiona na ten widok - Wygląda na zamknięty od kilku miesięcy. Harry otworzył drzwi i wszedł do środka. Weszli za nim choć Liz nie widziała w tym celu ,jednak nie odezwała się.

- Harry? - zwrócił ich uwagę Ron ,który wpatrywał się w coś przez jedno z okien. - Wydaję mi się czy Draco z matką nie chcą ,żeby ktoś ich śledził. - przez okno widzieli jak Draco i jego matka rozglądają się chwilę po czym wchodzą na ulicę Nokturnu. Harry nie zważając na nic i na nich wyszedł ze sklepu i podążył za nimi.

- Harry. - warknęła na niego Liz szeptem chcąc zwrócić jego uwagę. Stanął przed wejściem na ulicę i zdołali ich dogonić. - Nie wydaję mi się to dobrym pomysłem. 

- Chodź. - powiedział tylko cicho na co przewróciła oczami i jak głupia poszła za nimi. Ominęli plakat poszukiwawczy Fenrira Greybacka oraz faceta mówiącego do ściany. Później zwróciła uwagę na szczekające psy aż w końcu dotarli pod sklep Borgina i Burkesa. Malfoyowie weszli do sklepu. Harry zaczął się rozglądać szybko szukając możliwości podsłuchu. Jego wzrok zatrzymał się na dość niskim dachu. Podświadomość mówiła jej co chcę zrobić co ją dość przerażało. - Wchodzimy na dach. 

- Co? - zapytała trochę głośniej. Harry spojrzał krótko na nią ,ale szybko zignorował jej pytanie i machnął ręką żeby weszli za nim. Ron wszedł za nim ,a Hermiona lekko pogłaskała jej ramię i weszła za nimi. Stała tam i nie wiedziała co zrobić. Rozejrzała się po ulicy.

- Nie wchodzisz? - zapytał Harry szeptem ,a ona szybko zaprzeczyła. 

- Ja... postoję na czatach. - stwierdziła i oparła się o ścianę obok patrząc na nich. Chwilę wyglądali czegoś aż w końcu lekko opadli w dół. Harry westchnął po czym zeszli z dachu. 

- I nic. Zakryli okna. - odpowiedział na jej pytające spojrzenie. Pokiwała głową na znak ,że rozumie. Zrobiło jej się trochę niezręcznie przez to ,że nie weszła na dach. Wracali przez korytarz na ulicę pokątną w ciszy ,ponieważ Harry zdawał się nad czymś usilnie myśleć. 

- O Liz ,jesteście w końcu. - podbiegła do nich jej siostra uśmiechnięta od ucha do ucha jak zazwyczaj. Złapała ją za rękę i zaczęła ciągnąc w stronę Esów i Floresów. - Musimy szybko kupić książki i już wracamy do Nory. - powiedziała i zaczęła biec w tamtą stronę ,a że trzymała ją za rękę musiała biec z nią. Szybko kupiły  książki po czym zebrali się wszyscy przy jakimś kominku. 

- No w końcu jesteście. - powiedziała Pani Weasley - Musimy wracać już do domu. Jutro macie pociąg. - kiedy to powiedziała uświadomiła sobie jak szybko te wakacje minęły. - Dziewczynki ,pomożecie mi upiec drożdżówki? 

Burden •Harry Potter•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz