Od czasu kiedy uświadomiła sobie ,że jest zakochana zaczęła zauważać wiele rzeczy w moim zachowaniu ,na które wcześniej nie zwracała uwagi. Zaczęła przyłapywać siebie na nagminnym myśleniu o nim czekaniu na proroka codziennego żeby zobaczyć jego zdjęcie. Nie podobało jej się to. Czuła ,że to źle ,tym bardziej że nie miała nad tym żadnej kontroli. Lubiła mieć kontrolę i wiedzieć ,że wszystko idzie po jej myśli ,a to ,że coś działo się i nie mogła tego zmienić doprowadzał ją do szału.
Za kilka dni mieli z Danielle pojechać do Nory i zostać tam już na trochę. Cieszyła się ,że może zobaczyć Rona i pani Weasley. Przywiązała się do całej tej ciepłej rodzinki i było to nowe uczucie. Czuła się na nowo kochana i potrzebna i teraz miłość potrzebna była im wszystkim bardziej niż myśleli.
Cały dzień miała jakieś dziwne przeczucie ,że dzisiaj coś może się stać. Chodziła poddenerwowana i obgryzała paznokcie. Stała w oknie i czekała na sowę z listem ,która nigdy nie przyleci. Dumbledore oznajmił im ,że lepiej jak nie będziemy się wszyscy ze sobą kontaktować. Zaczęło jej się to ostatnio coraz mniej podobać. Nie wiedziała co się dzieje z osobami dla niej ważnymi. Szczególnie nie wiedziała co z Harrym. Na pewno go szukają śmierciożercy. Harry od wszystkich był w największym niebezpieczeństwie. Pod wpływem emocji nie do końca rozumiała co robiła. W końcu minęło całe południe i nastał wieczór. Danielle poszła się myć ,a Liz nie mogła żyć z natłokiem różnych scen pokazanych w głowie. Cały czas widziała jak albo leży gdzieś cały we krwi albo go torturują zaklęciem crucio. Szybko wstała z parapetu i wyjęła z szafy kurtkę. Założyła ją na ramiona i uklęknęła przy łóżku. Wyciągnęła spod niej swoją miotle ,której rzadko używała i podeszła do okna. Otworzyła je na szerokość.- To niebezpieczne ,Liz. - powiedziała jej siostra kiedy już stała na parapecie.
- Nic mi nie będzie. - powiedziała odwracając się w jej stronę. Dziewczyna stała w zielonym ręczniczku w mokrych włosach i patrzyła na nią ze smutkiem. - Obiecuje. - powiedziała i kiedy miała robić jej kazanie szybko wyleciała na miotle. Dopiero po półgodzinnego latania zrozumiała, że to naprawdę niebezpieczne i robi nierozważnie. Zamiast zawrócić i wrócić do domu postanowiła przyspieszyć. Nie wiedziała dokładnie ile minęło, ale w końcu była na Privet Drive 4 i stała przed domem Harry'ego. Kiedyś powiedział jej gdzie mieszka ,więc wiedziała gdzie lecieć. Nic nie myśląc podeszła do drzwi i zapukała głośno i pewnie.
Wtedy rozszerzyły jej się oczy.- O boże... - powiedziała zdając sobie sprawę z tego co zrobiła. Nie dość że była dwudziesta druga albo dwudziesta trzecia to jego wójtostwo było mugolami. Szybko się odwróciła i podeszła do ulicy.
- Słucham? - usłyszała głos kobiety za sobą. Po głosie można było zauważyć ,że jest zła z tego że ktokolwiek przychodzi o tej godzinie do jej domu. Odwróciła się do niej i zauważyła wysoka kobietę o czarnych włosach i długiej szyi. Miała na twarzy zmarszczki i była ubrana w różowy szlafrok w kwiatki.
- Emm... - podeszła do niej bliżej i nie wiedziała co może powiedzieć. - Czy zastałam...
- Liz? - przerwał jej znany głos ze środka domu. Od razu przerwała i ucichła. Ciotka Harry'ego odwróciła się w jego stronę i zmarszczyła brwi. Liz spojrzała mu w oczy i zakłopotała się. On nic nie mówiąc podszedł do niej i chwycił ją za rękę. Pociągnął ją w stronę domu i zamknął za nią drzwi. Nic nie mówiąc i nie puszczając jej dłoni zaciągnął ją na górę i weszli jak przypuszczała do jego pokoju. Zamknął drzwi i dopiero puścił jej dłoń. Nie wiedziała co może teraz zrobić ,czy stać czy go przytulić? Po prostu usiadła na jego łóżku jak gdyby nigdy nic. Jej kolana przylgnęły do siebie bardzo mocno ze zdenerwowania ,a palce zaczęły sobie lekko wydzierać skórki.
- Co ty tu robisz? - zapytał w szoku ją widząc. Ona też była w niemałym szoku swoim wyczynem. Uklęknął przed nią i spojrzał jej prosto w oczy. Szybko uniknęła jego wzroku ,który był dość mocno zmartwiony.
- Ja... Po prostu... Ee... Chciałam... Ja... Chciałam wiedzieć czy wszystko z tobą w porządku. - po lekkim jąkaniu wypowiedziała to bardzo szybko. Można powiedzieć ,że się tego nawet wstydziła. Nie patrzyła na niego tylko na swoje dłonie. Nastąpiła między nimi cisza. Bardzo żenująca i bardzo długa. Nie do końca wiedziała i nie potrafiła przewidzieć co Harry może zrobić. Czuła na sobie jego wzrok ,który denerwował ją jeszcze bardziej.
Poczuła na swoim policzku jego dłoń ,która podniosła jej głowę do góry. Spojrzała na niego chwilę. Miał otworzone usta i widać było ,że jest zdziwiony. W krótkim momencie ,nawet nie zdążyła się zorientować ,Harry połączył ich usta. Był to delikatny pocałunek ,który dopiero po chwili odwzajemniła. Przymknęła oczy i trwało to chwilę. Podniosła dłoń i położyła swoją na jego policzku. Harry odsunął się od niej ,a ona zdjęła swoją rękę. Patrzyli sobie w oczy chwilkę.- Co teraz? - zapytała ,a on uśmiechnął się do niej.
- Trudno będzie mi puścić cię samą do domu ,ale pewnie się o ciebie martwią. - stwierdził po chwili.
- Dorothy nie wie ,że tu jestem. - przyznała na co lekko się zaśmiał. - No co? Co niby miałam jej powiedzieć?
- Nic ,nic. - powiedział i podniósł się. - Nie chcę cię wyganiać ,ale naprawdę musisz już wracać. Zostawanie tu będzie bardzo nierozważne.
- Mówisz o smierciożerach czy o wujostwie?
- O tym i o tym. - wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Wyszli z jego pokoju w ciszy. Kiedy stała na korytarzu przy drzwiach widziała ,że w kuchni obok była cała rodzina Dursleyów. Otworzyła drzwi frontowe i odwróciła się w stronę Harry'ego i uśmiechnęła się do niego. Wręcz bezdźwięcznie się pożegnała i już miała zamykać za sobą drzwi ,ale Harry jeszcze złapał ją za rękę i dał krótkiego całusa w usta. - Wracaj bezpiecznie.
CZYTASZ
Burden •Harry Potter•
FanfictionHarry ostatnio bardzo często spotykał się z Dumbledore'em, więc nie zdziwiło go zbytnio prośba o kolejne. Zdziwiła go tylko pora spotkania, ponieważ odbyła się ona dosyć późnym wieczorem. Mogło się wydawać, że słowa jakie Dumbledore wypowiedział do...