Następny dzień mijał na spokojnie. Spędziła bardzo dużo czasu z Harrym ,Hermiona ,Ronem i Ginny. Często rozmawiała też z Fredem i Georgem. Pierwszy raz od wielu lat czuła ,że w końcu mogę mieć kochającą rodzinę i czy bliskich osób wokół. Rodzina Weasley swoją energia dawała jej naprawę wszystko czego do tej pory nie miała. Wieczorem wszyscy siedzieli w jednym pokoju oprócz wszystkich dorosłych ,którzy się ulotnili gdzie indziej. Wstała z podłogi ,bo to na niej siedziała i oznajmiła wszystkim ,że idzie do łazienki. Kiedy już miała otwierać drzwi od łazienki usłyszała dziwne słowa Syriusza.
- Ty zawsze byłaś nienormalna Marie. W szkole byłaś największą idiotką i najbardziej irytującą osobą. Nawet bardziej niż Smarkerus ,a wszyscy wiedzą jak wysoko jest postawiona poprzeczka!
- Syriusz! - upomniała go Adrianne. Elizabeth pokiwała głową na boki i już miałam łapać za klamkę od łazienki.
- Ale...
- Syriusz ma po części racje. - oznajmiła Dorothy. - To co zrobiłaś było okrutne ,a ja nie mam zamiaru cię chronić i ukrywać prawdy przed Elizabeth i Danielle. Mam zamiar je wziąć do siebie i nie chcę je okłamywać. - od razu zapomniała o tym ,że chciało jej się siku i zeszła na dół i stanęła przy drzwiach chcąc podsłuchać więcej.
- Ale przecież one mogą być niebezpieczne. - najprawdopodobniej ta cała Marie próbowała się jakoś bronić. Jej głos był bardzo dziwny i trochę przerażający. Z jednej strony szeptała ,ale brzmiała jakby chciała krzyczeć. - Adrianne ,powiedz im.
- Przykro mi Marie ,ale oni mają rację. Nie będę się już za tobą wstawiać. Albo powiesz im sama albo my to zrobimy. Tak czy siak prędzej dowiedzą się prawdy.
- Nieprawda. Nie muszą się niczego dowiadywać.
- Najprawdopodobniej dziewczyny są w niebezpieczeństwie równym jak nie gorszym niż Harry. Trzeba je uprzedzić i im pomóc. - stwierdziła Molly.
- One są podobne do niego! - dziewczyna nagle wykrzyczała przerażona. - Na pewno zwrócą się po jego stronie. Będą na każdy jego rozkaz. Trzeba je stąd wyrzucić.
- Przestań pieprz*ć głupoty. Harry ,Hermiona i Ron dobrze je poznali i kiedy z nimi rozmawiałem przyznali ,że nie są do niego podobne ,nie mają skłonności do przemocy czy czarnej magii. Nie są groźne. - Syriusz starał się jej wytłumaczyć coś ,a ja z każdym kolejnym zdaniem nie wiedziała o czym oni rozmawiają. Do kogo jestem podobna i dlaczego mam być niebezpieczna? Powstała dziwna cisza i przez dłuższą chwilę się nie odzywali.
- Dobrze ,trzeba im powiedzieć ,że są spokrewnione z Voldemortem. - Kiedy Dorothy to powiedziała zachwiała się przez co pchnęła drzwi. Każdy od razu spojrzał w jej stronę ,a ona miała rozdziawione usta i oczy i patrzyła na nich wszystkich w szoku po kolei. W pomieszczeniu był Syriusz ,Remus ,Molly i Artur , Adrianne i Dorothy. Na samym środku siedziała kobieta ,której nigdy w życiu nie widziała. Była rudowłosa i siedziała na krześle. Miała kościstą twarz. Była bardzo chuda i bardzo blada. Patrzyła na nią chwilę ,a później spuściła wzrok niczym zbesztany pies.
- Elizabeth. - powiedziała pani Molly i od razu do niej podeszła. Złapała Liz za dłonie i spojrzała ze smutkiem. - Domyślam się ,że wszystko słyszałaś. - powiedziała. Zamknęła usta będąc na skraju szlochania albo furii. - Chodź. Zasługujesz na wyjaśnienia. - wprowadziła ją do środka.
- Pójdę po Danielle. - stwierdziła Adrianne ,a ja od razu otrzeźwiała.
- Nie. Lepiej nie. - odezwała się i usiadła na jednym krześle zakładając ręce. Kobieta uśmiechnęła się i podeszła do Remusa i złapała go za rękę.
- Chodź Remus. To są sprawy rodzinne. -powiedziała i złapała poi chwili także rękę Syriusza i ciągnąc dwójkę wyszła zamykając drzwi.
- Czyli... - zaczęła i spojrzała na wszystkich.
- Myślę ,że my tez powinniśmy wyjść. - powiedziała Moly i wyciągnęła stąd Artura i Dorothy. Została sama z rudowłosa kobietą ,która podobno nazywała się Marie.
- Kim jesteś? - zapytała patrząc na nią. Czuła do niej dziwną pogardę ,ponieważ to ona chciała je wyrzucić z tego domu.
- Nazywam się Marie Phelps i... jestem twoją matką. - powiedziała na co podniosła brwi i po chwili ciszy zaśmiała się.
- Czyli jednak żyjesz? - zapytała ,a ona kiwnęła głową. - Więc? Co mi powiesz?
- Ja naprawdę tego nie chciałam. - zaczęła ,ale postanowiła jej przerwać.
- Nie chciałaś dzieci czy nie chciałaś nas? - zapytała ,a ona pokiwała głową zaprzeczając.
- Ja... byłam przerażona kiedy was urodziłam. Nie chciałam was wyrzucać ,ale byłam przerażona waszym podobieństwem ,a szczególnie twoim.
- Do kogo?
- Do mojego ojca. Ja... nie chciałam mieć z nim nic wspólnego i... nie potrafię opisać tego co czułam. Można powiedzieć ,że nie byłam nawet tego świadoma.
- Czyli wyrzuciłaś nas tylko i wyłączanie przez podobieństwo wyglądu? - zapytała chcąc się upewnić. Marie pokiwała głowa na tak i spuściła wzrok.
- Czy ty jesteś normalna? - zapytała wkurzona. Kobieta jednak zachowała ciszę. - Zdajesz sobie sprawę ,że mogłyśmy umrzeć na tym śmietniku z głodu? Albo mogło się z nami stać coś gorszego.
- Wiem ,ale...
- W dupie mam to co czułaś. - powiedziała wstając. - Nie byłabym zła na ciebie za to ,że porzuciłaś mnie. Ale porzuciłaś także moją siostrę ,Danielle ,która nie była niczemu winna. W swojej historyjce zwracasz uwagę tylko na mnie , więc na spokojnie mogłaś zabrać przynajmniej Danielle i dać jej normalny dom i rodzinę. Zgotowałaś jej okrutny los ,cały czas zastanawiała się dlaczego jej matka ją porzuciła i dlaczego jej nie kochała. A tak naprawdę nasza matka była tylko i wyłącznie strachliwą idiotką ,która bała się wyglądu swojej córki. - powiedziała i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
CZYTASZ
Burden •Harry Potter•
FanfictionHarry ostatnio bardzo często spotykał się z Dumbledore'em, więc nie zdziwiło go zbytnio prośba o kolejne. Zdziwiła go tylko pora spotkania, ponieważ odbyła się ona dosyć późnym wieczorem. Mogło się wydawać, że słowa jakie Dumbledore wypowiedział do...