LII

282 19 0
                                    

Postanowiła się im za bardzo nie stawiać. Chciała jeszcze trochę pożyć ,a bez różdżki była praktycznie bezbronna. Facet złapał ją za rękę i teleportował ich wszystkich przed bramę. Jakiś inny facet sprzed bramy sprawdził ich po czym wpuścił. Szli tak przez drogę i w końcu weszli do wielkiej rezydencji. Facet popchnął ją w stronę krzesła przez co na nie opadła. 

- Uważaj... - powiedziała surowo patrząc mu prosto w oczy. Nic nie odpowiedział tylko oddalił się. 

- Czego wy chcecie? - słyszała głos kolejnego mężczyzny ,którym okazał się Lucjusz Malfoy ,który wszedł do pomieszczenia. Spojrzał na nią i przewrócił oczami. - Do lochu.

Jacyś już kompletnie inni ludzie zaciągnęli ją na sam dół i wręcz wrzucili do lochu. Westchnęła i przeklęła pod nosem kolejny raz. 

- Elizabeth? - usłyszałam cichutki i niewinny głos Luny. Od razu wstała z podłogi ,na której się znalazła. 

- Luna.. Co ty tu robisz? - zapytała i spojrzała głębiej widząc jakiegoś goblina oraz starego mężczyznę ,którego dobrze pamiętałam. - Pan Ollivander?

- Zamknęli nas tu. - powiedziała jakby się tym w ogóle nie przejęła. - Gdzie Harry? 

- Nie mam pojęcia. - odezwała się i nagle usłyszeli kroki stronę lochu. Luna i pan Ollivander schowali się za jakimiś kolumnami. Spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła Draco. 

-Draco? Co ty tu robisz? - zapytała patrząc jak podchodzi do kratek. 

- Kazali mi przyjść zobaczyć czy znam osobę jaką zamknęli. Nie spodziewałem się zobaczyć tutaj ciebie. - odpowiedział pochylając się przy drzwiach. Podeszła do niego. Zdała sobie sprawę ,że jest w beznadziejnej pozycji i musiała uciec się do ostateczności. Nie lubiła zaglądać w myśli i wspomnienia ludzi ,ale było to konieczne. Spojrzała mu prosto w oczy i już po chwili wiedziała o nim dosłownie wszystko. Zrobiło jej się go szkoda ,ale postanowiła spróbować szantażu. 

- Znam twój największy sekret ,Draco. - powiedziała szeptem. Blondyn zmarszczył brwi.

- Co?

- Szkoda by było jakby tej dziewczynie coś się stało ,a kiedy twój ojciec się o tym dowie na pewno tak się stanie. - zagroziła mu. 

- O czym ty gadasz?

- Jak ona się nazywa? Irene z Ravenclaw tak? Tylko nie pamiętam nazwiska... coś na R... Ro.. Re.. Ra.. Ramirez. Tak to to. Irene Ramirez. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Co ty ,Draco... ze szlamą się chajtasz? 

- Dość... - przerwał jej. Było widać ,że nieźle go wkurzyła. - Czego chcesz? 

- Pomóż mi się stąd wydostać. - wyszeptała. 

- Nie da rady... nie wypuszczą cię. - powiedział z irytacją w głosie. 

- Draco... - powiedziała po czym westchnęła - Tiara chciała umieścić mnie w Slytherinie i mogę rościć sobie prawa do nazwiska Riddle. - zaśmiała się - Musisz się tylko postarać. 

- Nie obiecam ci ,że cię wypuszczą... mogę załatwić ,że cię nie zabiją lub nie skrzywdzą. - powiedział ,a ona przewróciła oczami. 

- Zrób co możesz. 

Nawet nie spodziewała się ,że Draco tak szybko zrobi to o co go prosiła. Po około pół godziny przyszedł po nią Peter Pettigrew ,który powiedział ,że ma za nim iść. Zrobiła to co jej kazał i chwilę później siedziała w dużej jadalni na krześle. 

- Czekaj tutaj. - powiedział po czym szybko wyszedł. Nie zaczynała nawet próbować uciec ,ponieważ dom był nasączony magią i spodziewała się ,że nic nie wyjdzie z jej starań. Usiadła sobie na największym krześle i założyła nogę na nogę. Siedziała tak dosłownie chwilkę czekając na to co miało się wydarzyć. Mogła się spodziewać dosłownie wszystkiego. 

- Elizabeth Phelps. - usłyszała nagle i zamarła. Myślała ,że jestem gotowa na wszystko ,okazało się jednak ,że nie. Odwróciła głowę z poważnym wyrazem twarzy nie zmieniając pozycji na krześle. W jej stronę szedł w czarnej szacie ,nie mając butów i trzymając w obojga dłoni różdżkę sam Voldemort. Patrzył na nią nie spuszczając wzroku i chyba nawet nie mrugając. Momentalnie poczuła się malutka i bezsilna. Wolała grać jednak silną. Nie odezwała się do niego tylko na niego patrzyła również nie spuszczając wzroku. - Sporo o tobie słyszałem. 

- Nic ci nie powiem. - powiedziała od razu.

- Oh... nie wątpię. - powiedział od razu stojąc nade mną. 

- Po co więc tu siedzę? - zapytał podnosząc brew do góry. Przez chwilę wydawało jej się ,że podniósł mu się lekko kącik ust.

- Muszę przyznać ,że ty udałaś się najlepiej. 

- Słucham? - udała ,że nie dosłyszała.

- Twoja matka była czystą porażką. - przyznał - Oczywiście już nie żyję. Twoja siostra jeszcze żyję ,choć nie wydaję mi się żeby trwało to długo. - powiedział na co prychnęła. - Słyszałem bardzo wiele na temat twoich umiejętności. 

- Mogłam się domyślić ,że w szkole od zawsze miałeś wielu szpiegów. - przerwała mu. - Niestety cię zmartwię. Jestem puchonem. 

- Oj ,ale to tylko przez uproszenie tiary. - odpowiedział - Jakby twoja siostra nie trafiła do Hufflepuffu byłabyś wspaniałą ślizgonką ,ale jak już chcesz pominąć ten istotny fakt puchoni są bardzo wierni i dokładni. - powiedział i nastała straszna cisza. Nie odzywała się teraz do niego i tylko na niego patrzyła. Wiedziała do czego zmierza. - Możesz okłamywać siebie i wszystkich innych naokoło ,ale dobrze wiesz ,że jesteśmy bardzo podobni. - powiedział tak cicho ,że myślała ,że do niej szepta. 

- Masz rację ,jesteśmy wręcz identyczni. - powiedziała ,a on uśmiechnął się po chwili. Dopiero po kilku długich sekundach odezwała się ponownie. - Odziedziczyłam po tobie tyle umiejętności i rzeczy ,i żadnej z nich nie żałuje. Nie ukrywam swojego pochodzenia ,po prostu o nim nie mówię ,bo wiem ,że wszystko co od ciebie mam jest bardzo wartościowe i chyba jedyne czego nie potrafię to wężoustwo. - znowu przerwała i nabrała powietrze w płuca - Jedyne co nas różni to... Niestety... wybraliśmy inne strony. - Voldemortowi od razu uśmiech spadł z twarzy. - Więc... będziesz musiał mnie zabić ,bo stworzyłeś trudnego przeciwnika. - oznajmiła mu i założyła ręce na piersi. Voldemort przejrzał ją z góry na dół po czym mlasnął. Odszedł ode niej i otworzył drzwi po czym powiedział.

- Zróbcie z nią co chcecie. 

Burden •Harry Potter•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz