LI

318 20 1
                                    

Zebrali namiot i spakowali wszystkie swoje rzeczy po czym teleportowali się do Doliny Godryka. Stanęli na środku ścieżki. W domach paliły się światła i było słychać śmiechy i rozmowy ludzi. 

- Trzeba było wypić eliksir wielosokowy. - powiedziała Hermiona stając obok nich po rozejrzeniu się. 

- Nie. - odpowiedział Harry - Tutaj się urodziłem. Nie chce wracać jako ktoś inny. Hermiona złapała Harry'ego pod rękę z prawej strony ,a Liz już wcześniej trzymała go za rękę z lewej. 

- Co się dzieję? - zapytała Liz szeptem widząc ,że za nami jakiś mężczyzna radośnie wyszedł z domu mimo ,że było bardzo późno. 

- Dzisiaj chyba jest wigilia. - rzekł Hermiona. - Słyszysz? - zapytała patrząc na kościół obok ,w którym było słychać śpiewających kolędy ludzi. 

- Jak myślicie mogliby tam być? - zapytał Harry patrząc na cmentarz. - Mama i tata? 

- To całkiem możliwe. - odparła ,a Liz przytaknęła głową. 

- Chcesz się przejść? - zapytała ,a Harry po chwili przytaknął. Weszliśmy na teren cmentarza i oglądaliśmy nagrobki szukając Potterów. Byli rozdzieleni ,aby nie tracić zbyt wiele czasu. Rozejrzała się i zobaczyłam ,że Harry stoi przed grobem i patrzy już na niego chwilę. Podeszłam do niego i zobaczyłam napis James Potter i Lily Potter. Wtuliła się w bok Harry'ego.

- Liz ,Harry... - Usłyszała z tyłu głos Hermiony ,która po chwili do nas podeszła. Wyczarowała na nagrobku wieniec i położyła głowę na ramieniu chłopaka. Nagle w tle Liz zobaczyła postać stojącą przy kościele i patrzącą na nas. 

- Ktoś nam się przygląda. - powiedziała szeptem. Odwrócili się lekko ,a kobieta zaczęła odchodzić. 

- Chyba wiem kto to jest. - oświadczył i po chwili zaczęli iść za kobietą. 

- Nie wiem czy to dobry pomysł. - szepnęła ,a Hermiona zaczęła kiwać głową. 

- Nie podoba mi się to. - powiedziała. 

- Ona znała Dumbledore'a. Możliwe ,że ma miecz. - powiedział Harry i zatrzymał się przed domem ,a właściwie ruiną. Stanęłyśmy obok - Właśnie tutaj zginęli. - rzekł mając na myśli swoich rodziców. - Tu ich zamordował. 

- Jezu... - powiedziała pod nosem ,kiedy nagle pojawiła się przy nas kobieta spod kościoła. Kobieta ją wystraszyła ,więc odwróciła od niej wzrok. Wyglądała dość przerażająco.

- Bathilda ,prawda? - zapytał Harry kobiety ,która bez słowa patrzyła na niego. Kobieta zaprowadziła ich do swojego domu. Harry zapalił za nią świeczkę. Po chwili wziął w dłoń zdjęcie. - Pani profesor... kto to jest? - zapytał ,ale kobieta po prostu poszła na górę schodami zostawiając ich samych. 

- Harry... - Hermiona szepnęła do niego chcąc go zatrzymać ,ale on poszedł za nią na górę. 

- Nie powinniśmy tu być. - szepnęła do Hermiony ,która jej przytaknęła zabierając jakąś książkę. - Coś tu jest nie tak... I strasznie tu śmierdzi. - powiedziała. Hermiona pchnęła jakieś drzwi i nagle niektóre muchy wyleciały ,ale większość zostało w pomieszczeniu. Dziewczyna otworzyła usta w szoku patrząc na pomieszczenie ,które było całe we krwi. Przy kącie można było zobaczyć martwe ciało ,jak się okazało prawdziwej Baghildy. 

- Harry. - powiedziała Hermiona ,więc od razu pobiegły na górę schodami. U góry można było usłyszeć jakieś hałasy. Szybko wyciągnęła różdżkę i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej na myśl. Trafiła w coś dużego co odbiło się od jej zaklęcia i spadło w dziurę. Hermiona podbiegła do nas i szybko zabrała różdżkę Harry'ego z podłogi. Harry pociągnął ją w swoją stronę za rękaw. - Confringo! - wykrzyknęła uderzając w dużego węża ,który rzucił się nas. Podbiegła do nich łapiąc ich za ręce i teleportując w jakieś miejsce. 

Tym razem wylądowali w jakimś miejscu. Był to las pokryty lekką warstwą śniegu. Rozłożyli namiot i Harry wszedł do środka. Liz z Hermioną zostały na dworze przy drzewie. 

- Harry ,będzie zły? - zapytała pokazując Liz połamaną różdżkę. Westchnęła i spojrzała na nią. 

- Nie ,nie powinien. - odezwała się kładąc głowę na jej ramieniu i patrząc na książkę ,którą czytała. Kiedy usłyszały otwierający się namiot Hermiona od razu schowała różdżkę pod koc. Harry podszedł do nich i usiadł obok. - Gdzie jesteśmy? 

- To puszcza Forest of Dean. Kiedyś tutaj byłam ,dawno. Tak to zapamiętałam. Drzewa i rzekę. To wszystko. Jakby nic się nie stało. A tym czasem wszystko się zmieniło. Ale gdybym sprowadziła moich rodziców pewnie by niczego nie rozpoznali. Ani drzew ,ani rzeki, a nawet mnie. - wyżaliła im się i powstała krótka cisza. - Chciałabym tu zostać ,zestarzeć się.- zaśmiała się cicho. - Chciałeś wiedzieć co to za chłopak na tej fotografii... ja wiem. To Gellert Grindelwald. - podała mu książkę 

- To on uciekał ze sklepu z różdżkami Gregorowicza. - powiedział Harry patrząc na kartki. - A właśnie... Gdzie moja różdżka? - zapytał ,a Hermiona spojrzała na Elizabeth. - Gdzie ona jest? - Hermiona szturchnęła ją ramieniem tak żeby Harry nie zauważył. Wstała i postanowiła wytłumaczyć to za nią. Wyciągnęła połamaną różdżkę spod koca. 

- Hermiona chciała nas stamtąd wydostać ,rzuciła zaklęcie ,odbiło się i...- zaczęła. 

- Przepraszam. - Hermiona wydukała trochę zdenerwowana. - Nie wiem jak można ją naprawić. 

- Nic nie szkodzi. - powiedział poprawiając się na miejscu. Hermiona w końcu poszła do namiotu się ogrzać ,a oni zostali na dworze. Siedzieli tak dość długo rozmawiając o różnych rzeczach. 

- Idę do namiotu. - powiedziała po chwili wstając z ziemi. - Idziesz? 

- Nie , posiedzę tu jeszcze trochę. - odpowiedział. Pokiwała głową i zaczęła odchodzić. - Liz... Daj mi medalion. - powiedział więc zdjęła horkruksa z szyi i podała mu. Po chwili dała mu także swoją różdżkę. 

W namiocie siedziały już sporo czasu a Liz zdążyła się zdrzemnąć. Wyjrzała zza namiotu i zauważyła ,że Harry'ego nie ma na miejscu. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się trochę. Okazało się ,że nigdzie go nie ma. 

- Idę poszukać Harry'ego. - poinformowała Hermionę i wyszła z namiotu. Przeszła się trochę oddalając się od namiotu. Kiedy tak szła i nadal nie mogła znaleźć Harry'ego stwierdziła ,że czas wracać ,a Harry pewnie wrócił. 

- No proszę ,proszę. - usłyszała za sobą głos jakiegoś faceta. -Kogo my tu mamy. - szybko położyła dłoń na miejscu gdzie powinna być jej różdżka. 

- Kurw... - przeklęła pod nosem przypominając sobie ,że oddała ją Harry'emu. 

- Panienka pójdzie z nami. - powiedział facet. Kiedy odwróciła się zauważyłam ,że było ich kilku. Nie miała szans. Przeklęci szmalcownicy.

Burden •Harry Potter•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz