XXXVII

348 21 0
                                    

Tak jak Slughorn zapowiedział to tak zrobił. Po jakimś czasie wysłał do im list z zaproszeniem na deser.

- Gdzie idziesz? - zapytała Danielle wchodząc do dormitorium. Podeszła do swojego plecaka i wyjęła książkę po czym zaczęła pisać.

- Idę na deser do Slughorna. Zaraz muszę wychodzić. - powiedziała po czym spojrzałam na zegarek. Dan nie odpowiedziała jej co była dla niej dziwne. Spojrzała na nią. Dziewczyna siedziała na łóżku i pisała coś bardzo szybko w pamiętniku. Wyglądała na zdenerwowaną. - Co się stało?

- Co? Nic. Idź już. Zaraz się spóźnisz. - powiedziała i po chwili znowu zaczęła pisać w pamiętniku.

- Danielle ,Możesz mi powiedzieć. Jestem twoją siostrą. - zapewniła ja siadając przy niej.

- Zauważyłaś ,że Luna i Neville zbliżyli się do siebie? - zapytała odkładając pamiętnik.

- Oh.. Ja ,nie. Nie zauważyłam. - przyznałam szczerze. Danielle pokiwała głową i spuściła wzrok.

- Słuchaj Danielle. Pewnie się tylko przyjaźnią. - powiedziała i wstała z jej łóżka zbierając się do wyjścia

- Baw się dobrze. - uśmiechnęła się do niej na odchodne. Szybko szła przez korytarz. Miała jeszcze kilka minut ,więc nie musiała się też tak spieszyć. Kiedy jednak przechodziłam obok łazienki dla dziewcząt usłyszałam płacz. Przystanęła po czym lekko zajrzała przez drzwi. Zobaczyła tam rudą czuprynę w ładnej sukience. Od razu poznała tam wysoką gryfonkę.

- Ginny? - zwróciła jej uwagę. Siostra Rona odwróciła się w jej stronę zaskoczona. Szybko przetarła oczy i policzki.

- Elizabeth ,nie zauważyłam cię. - powiedziała cicho.

- Możesz mi mówić ,Liz. W końcu prawie jesteśmy rodziną. - zaśmiała się cicho i podeszła do niej. - Dlaczego płaczesz?

- To nic ważnego. - zapewniła ją. - Chodź ,musimy iść na deser. - złapała ją za rękę.

- Pokłóciłaś się z Dean'em? - zapytała a ona ucichła. Spojrzała na nią i lekko pokiwała głową.

- Skąd wiesz? - zapytała na co wzruszyła ramionami. - Chodź. Nalegam żebyśmy już poszły. Już jesteśmy spóźnione.

- Przepraszam bardzo za spóźnienie. - powiedziała wchodząc do sali wraz z Ginny. Przy stole siedziało już kilka osób. Zauważyła tam głównie Hermionę i Harry'ego. Hermiona szepnęła coś mu na ucho.

- Zazwyczaj nam się to nie zdarza. - odezwała się Ginny i podeszli do stolika. Harry wstał z krzesła i patrzył na nie. Po chwili znowu usiadł zmieszany.

- Nic nie szkodzi. Zdążyłyście jeszcze na deser. - uśmiechnął się do nich profesor. Harry zaczął się lekko szamotać na krześle przez co Hermiona się cicho zaśmiała. - Powiedz mi panno Phelps. Słyszałem ,że bardzo dobrze radzisz sobie w szkole.

- Liz ,jest najlepsza w klasie. - wtrącił się Rolf w jej wypowiedź. Dopiero teraz zauważyła go siedzącego przed nią. Pokiwała głową.

- Tak mówią. Myślę jednak ,że trochę przeceniają moje umiejętności. - powiedziała spuszczając wzrok na deser.

W końcu spotkanie się skończyło. Ginny jak najszybciej udała się do dormitorium ,a ją dogoniła Hermiona.

- Rozmawiałaś z nią? - zapytała łapiąc przyjaciółkę pod rękę.

- Tak ,ale nie dowiedziałam się zbytnio dużo. - odrzekła - Wszystkie macie jakieś problemy. - powiedziała cicho śmiejąc się.

- Słucham? - zapytała nie rozumiejąc.

- Z chłopakami. Danielle z Nevillem ,Ginny z Dean'em i ty z Ronem. - wyjaśniła.

- Nie wspominając o tobie i Harrym. - odbiła piłeczkę.

- Nie mam żadnego problemu z Harrym. - powiedziała.

- Nie widziałaś jak się na ciebie spojrzał? Kiedy weszłaś i jeszcze jak Rolf odpowiedział za ciebie. - zaśmiała się w głos. Spojrzała na nią. Kiedy nie odezwała postanowiła kontynuować. - Biedna łyżeczka do lodów została wygięta.

- Ohh... Przestań. - powiedziała i wyrwała rękę. Szybko udała się do kuchni a stamtąd do dormitorium. Słyszała z daleko jeszcze śmiech Hermiony ,która widziała jej uśmiech kiedy uciekała.

Następnego dnia miał odbyć się mecz. Większość zawodników była już ubrana. Na śniadaniu każdy biegał podekscytowany. Elizabeth jednak nie wybierała się na mecz. W wejściu na wielką salę zauważyła Rona ,który stał spięty.

- Zaprowadzić cię do stołu? - zapytała go podchodząc. Chłopak wzdrygnął się.

- Liz ,nie strasz mnie tak. - powiedział.

- Jesteś strasznie blady. Chodź zjesz coś. - powiedziała i złapała go za ramię prowadząc w stronę w stronę stołu.

- Musisz dać radę ,Ron. Postawiłem na was dwa galeony. - powiedział Seamus przechodząc obok. Kilka osób wykrzyknęło jakieś motywujące teksty a inne wręcz przeciwnie.

- Nie przejmuj się nimi. - oznajmiła. - Pogadają i zaraz przestaną.

- Przepraszam ,Liz za to ,że wygadałem. Sama wiesz co. Każdy patrzy na ciebie jak na szpiega.

- To nic. W końcu i tak by się dowiedzieli. - przyznała i usiedli razem przy Harrym i Hermionie. Coraz częściej siadała z nimi przy stole i nikt jak dotąd nie miał nic przeciwko temu.

- No i jak było? - zapytał Ron ich wszystkich patrząc z obrzydzeniem na jajko sadzone.

- Niby gdzie? - zapytała Hermiona odrywając wzrok od gazety.

- No u Slughorna.

- Właściwie to nudno. Harry długo jadł deser. - zaśmiała się wlepiając wzrok w gazetę. Nikt jednak tego nie skomentował. - Następne przyjęcie będzie w święta. Możemy jeszcze kogoś zabrać. - spojrzała na Rona.

- Ty pewnie weźmiesz McLaggena. Jest w klubie ślimaka ,nie? - prychnął Ron.

- Ciebie chciałam zaprosić. - powiedziała cicho.

- Życzę powodzenia. - podeszła do nas Levander Brown - Wiem ,że będziesz świetny. - zwróciła się do Rona po czym odeszła.

- Rezygnuje. Po dzisiejszym meczu. McLaggen niech za mnie gra. - szybko powiedział Ron cały w stresie.

- Dobra ,jak chcesz. - Odparł Harry i podał mu kubek - Wypij sok.

- O dzień dobry. - przywitała się z nami Luna. Była w stroju lwa. Wzrok Liz od razu powędrował w stronę siostry ,która patrzyła na nią smutno. - Strasznie wyglądasz Ron. Dlatego dolaliście mu coś do picia. - powiedziała a Elizabeth spojrzała na nią marszcząc brwi. - Jakiś lek? - spojrzała na Harry'ego ,który w tym momencie schował fiolkę z Flix Felicis.

- Płynne szczęście. - prychnęła Hermiona. - Nie pij tego Ron. - oburzyła się ,ale Ron wypił od razu sok. - Mogą was za to wywalić.

- Nie wiem o czym mówisz. - wtrącił się Harry.

- Chodźcie ,wygramy ten mecz. - Ron od razu napełnił się pewnością siebie. On i Harry od razu wstali z krzesła i odeszli od stołu.

- Chodź ,Liz. Zobaczymy co z tego wyniknie. - powiedziała zrezygnowana Hermiona.

- Ja nie idę. - powiedziała od razu. Hermiona spojrzała na nią zdziwiona.

- Dlaczego?

- Żeby coś zobaczyć trzeba usiąść wysoko. - odparła patrząc na nią znaczącym wzrokiem.

- A no tak. W takim razie usiądziemy nisko. Harry się ucieszy jak przyjdziesz. - powiedziała i pokiwała brwiami.

Burden •Harry Potter•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz