Kiedy tylko zostali przeteleportowani od razu wstała z zimnej ziemi. Hermiona klęczała przy Ronie i starała się go uspokoić. Podeszła do nich i zauważyła ,że Ron się rozszczepił.
- Harry ,szybko, moja torba. - zwróciła się do niego ,ponieważ stał najbliżej niej. - Buteleczka z esencją dyptamu. Nie ruszaj się ,szybciej! Odkorkuj ją.
- Hermiona jego ramię.
- No przecież widzę! Już zaraz ,a teraz trochę cię zapiecze. - powiedziała i zaczęła lać esencję na ranę Rona.
- Co się stało? Myślałem ,że wracamy na Grimmauld Place.
- Byliśmy tam ,ale... Wylądowaliśmy tam ,ale Yaxley chwycił mnie za rękę i skoro zobaczył gdzie się ukrywamy nie mogliśmy zostać. Przeniosłam nas tutaj ,ale Ron się rozszczepił. - wyjaśniła lekko płacząc nad chłopakiem. - Liz ,rzuć zaklęcie ochronne. - powiedziała do niej ,więc od razu wstała i odeszła trochę dalej.
- Protego totalum - powiedziała wyciągając ręce mając w jednej z nich różdżkę - Salvio Hexia.
- Postaw namiot. - odezwała się do Harry'ego Hermiona ,który przyglądał się mojej pracy.
- Co takiego? Skąd mam wytrzasnąć namiot?
- Protego Totalum ,Repello Mugoletum. Muffliato. - rzucała dalej zaklęcia ,a kiedy skończyła namiot był już rozłożony.
Następnego dnia każdy z nas starał się zniszczyć horkruksa. Ron jednak stał z tyłu z zabandażowanym ramieniem.
- Dissendium! - wykrzyknął Harry rzucając zaklęcie w medalion. Medalion tylko zmienił położenie.
- Incendio! - tym razem zaklęcie rzuciła Hermiona ,które także nic nie dało.
- Confringo! - rzuciła zaklęcie Liz jednak tak samo jak w poprzednich próbach medalion został wyrzucony w powietrze ,a ziemia lekko się rozbryzgała.
- Expulso! Diffindo! Reducto! - rzucał zaklęcia Harry już bez zatrzymania. Po chwili podszedł do medalionu i podniósł go. Później założył na szyję.
- Co ty robisz? - zapytała Hermiona patrząc na jego poczynania.
- Trzeba go chronić póki nie odkryjemy jak go zniszczyć. - odpowiedział.
- A to dziwne. - odezwał się Ron - Dumbledore wysyła cię żebyś znalazł horkruksy ,a nie mówi jak je zniszczyć. Nie zastanawia cię to? - Harry spojrzał na niego. Nie odezwał się tylko odszedł od nich.
- Nie zdążył nic więcej powiedzieć zanim zleciał z wieży. - odpowiedziała Liz i podążyła za Harym.
Razem z Hermioną zbierały jakieś roślinki. Harry klęczał przed namiotem i wpatrywał się w jakieś szkło. Co chwilę się odwracał zirytowany w stronę namiotu. Liz zaczęła do niego podchodzić wraz z Hermioną ,kiedy zaczął wpatrywać się w medalion a po chwili upadł.
- Znowu wizja? - zapytała kiedy podeszły ,Harry nie odpowiedział Liz na pytanie ,ale nie musiał.
- Sądziłam ,że ustały. - powiedziała Hermiona - Nie możesz pozwolić ,żeby te wizję wracały.
- To nie jest takie proste. - odezwała się Elizabeth siadając przy Harrym. Hermiona usiadła przed nami.
- Sama wiesz kto znalazł Gregorowicza. - odezwał się Harry.
- Wytwórcę różdżek?
- Tak on chcę dopaść coś co Gregorowicz miał w swoich rękach. Nie wiem co to jest ,ale on chce to posiąść natychmiast. Tak jakby od tego zależało jego życie. - powiedział i od razu odwrócił się w stronę namiotu kiedy radio zatrzeszczało.
- Zostaw...to go uspokaja. - Hermiona broniła Rona.
- Ja już mam tego dosyć. No i jakie dobre wieści chce usłyszeć? - Harry warknął na Hermione.
- Liczy na to ,że nie usłyszy tych złych. - powiedziała spuszczając wzrok.
- Kiedy poczuje się lepiej? - Harry warknął na Hermione ,a liz spojrzała na niego w szoku.
- Robimy co się tylko da. - odezwała się będąc w takim samym szoku jak przyjaciółka. Harry odwrócił od niej wzrok bardzo zirytowany ,a Liz bardzo zaczął przeszkadzać jego ton.
- Ale jakoś nie widać efektów! - krzyknął na nią i zaczął odchodzić. Hermiona spuściła wzrok ,a Liz wstała z ziemi i zaczęła iść za nim.
- Harry! - krzyknęła na niego jeszcze głośniej niż on na Hermione. - Oddawaj to. - powiedziała wkurzona i wyciągnęła do niego rękę. - Oddaj medalion. - Harry patrzył na nią chwilę i zdjął medalion oddając jej. - Będziemy nosić na zmianę i jeszcze raz na nas furkniesz. - powiedziała zakładając medalion i weszła do namiotu zostawiając ich samych.
W końcu nastał wieczór. Ron nadal był z namiocie ,a Harry do niego dołączył. Zdążył już je przeprosić za całą sytuację. Razem z dziewczyną postanowiły się trochę przejść po lesie. Liz stanęłam w pewnym momencie i schyliła się po ładny kwiatek rosnący przy drzewie. Spojrzała w kierunku Hermiony kiedy usłyszała szybkie kroki i łamanie patyków. Hermiona stała jak wryta przed ścianą ochronną i ledwo oddychała kiedy kilku mężczyzn szło w naszym kierunku. Kiedy jeden z nich przechodził obok zatrzymał się i odwrócił.
- Co to? - zapytał i stanął dosłownie przed dziewczyną. - Czuję zapach. - facet stał tak do czasu aż jeden z nich nie odłożył ciała jakiegoś człowieka. - Co ty robisz?
- Ciężki jest.
- Oszalałeś ,podnieś to. - powiedział i odeszli w swoim kierunku.
- Szmalcownicy. - Harry nagle zjawił się przy nas. - Twoje zaklęcia jednak działają.
- Tylko na widok. - odezwała się.
- Wyczuł moje perfumy. -powiedziała Hermiona i w trójkę zaczęli wracać do domu. Harry znowu zapytał nas o ruszenie dalej. - Mówiłam ci ,Ron jeszcze nie może się teleportować.
- W takim razie pójdziemy piechotą. I jakkolwiek podobają mi się twoje perfumy nie używaj ich. - zawrócił się do Hermiony ,a Liz zobaczyła Rona ,który stał przed namiotem i patrzył na nich.
- Mon-Ron! Jak się czujesz? - zapytała zaczynając do niego biec.
CZYTASZ
Burden •Harry Potter•
FanfictionHarry ostatnio bardzo często spotykał się z Dumbledore'em, więc nie zdziwiło go zbytnio prośba o kolejne. Zdziwiła go tylko pora spotkania, ponieważ odbyła się ona dosyć późnym wieczorem. Mogło się wydawać, że słowa jakie Dumbledore wypowiedział do...