Anglia, Nieznana Lokalizacja

2.2K 91 28
                                    

Voldemort siedział w swojej komnacie, kontemplując swoje plany, gdy do środka wszedł sługa i ukorzył się i jego stóp.

- Gadaj, kundlu, albo zabiję cię tu i teraz! – warknął Voldemort.

- Mój Panie, Irlandczyk Murphy przybył, jak rozkazałeś.

- Przyślij go natychmiast!

Voldemort rozparł się wygodnie. Murphy nie był Śmierciożercą, nie był sługą. Przynajmniej jeszcze nie. Reprezentował potężny, śmiercionośny gang czarodziejski z Irlandii. Od czasu do czasu Voldemort korzystał z ich usług. Obiecał sobie, że któregoś dnia wchłonie ten gang w swoje szeregi, ale ten dzień jeszcze nie nadszedł. Dziś był dzień na interesy.

Murphy wszedł do komnaty. Nie ukorzył się, w przeciwieństwie do sług Voldemorta. Czarny Pan ze wszystkich sił powstrzymywał ochotę, by potraktować go Crucio na miejscu. Jednak zamiast tego przyjął bardziej neutralny ton.

- Panie Murphy, jak miło, że pan się pojawił. Potrzebuję informacji, a wiem, że pana organizacja ma spore zdolności w tym zakresie – powiedział.

- Miło, że pan tak mówi. W czym możemy panu pomóc? – spytał Murphy.

- W pobliżu Ottery St. Catchpole mieszka pewien chłopak. Zdołał powstrzymać mój atak na jego umysł. Zrobił coś ze swoją wyraźną blizną na czole. Chcę, byś odkrył co on takiego robi.

- Wygląda na prostą robotę. Wyślę do tego jednego z moich ludzi. Dowiemy się, co Potter robi.

Voldemort syknął, słysząc to nazwisko. Usta Murphy'ego skrzywiły się na moment w uśmiechu.

- Jak sam pan powiedział, jesteśmy dobrzy w zdobywaniu informacji – rzekł.

- W rzeczy samej, panie Murphy. Otrzyma pan zwyczajową stawkę, gdy przyniesie pan informacje – powiedział Voldemort znudzonym tonem.

- W porządku. W takim razie będę już szedł, w końcu mam robotę dla pana do zrobienia.

Murphy skinął głową w geście szacunku i wyszedł.

Dłoń Voldemorta drgnęła w stronę różdżki, gdy patrzył za oddalającymi się plecami Irlandczyka.

Nora, ten sam wieczór

Gdy Molly zajrzała do pokojów chłopaków, Ron i Harry już spali. Wiedziała, że są już w takim wieku, że nie powinna ich traktować jak małych dzieci, ale pewnych nawyków trudno się pozbyć. Nieważne ile mieliby lat, i tak traktowała ich jak jej chłopców.

Zatrzymała się przed drzwiami do pokoju Ginny. Pod drzwiami widać było poświatę, a z pokoju dobiegały jakieś dźwięki. Otworzyła drzwi i ujrzała Ginny, która siedziała na swoim łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę i płakała cichutko.

Molly weszła i usiadła na łóżku. Ginny podniosła oczy wypełnione takim bólem, jakiego Molly nie widziała u niej od tych wakacji, które nadeszły po Komnacie Tajemnic. Molly przytuliła córkę.

- Ginny, kochanie, co się stało? Możesz mi wszystko powiedzieć.

- Mamo, tak się boję. Co jeśli on nie przeżyje bitwy? Boję się, że go stracę. Staram się to przed nim ukrywać, ale nocami, tak jak dzisiaj, nie mogę się powstrzymać. Wiem, że zgodziliśmy się poczekać, aż skończę szkołę, ale do tego czasu on może już nie żyć! Nie chcę czekać, bo jeśli to zrobię, mogę nigdy nie dowiedzieć się jak to jest, gdy czuje się pełnię jego miłości! Już sama nie wiem co mam robić…

W końcu to z siebie wyrzuciła. Ten sam strach, który gnębił Molly od Bożego Narodzenia. Bała się o Harry'ego i była przerażona, że coś się stanie Ginny.

Kryształ DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz