Ginny

2.1K 79 99
                                    

Pod koniec września Ginny zorientowała się, że dzieje się coś dziwnego. Nie była w stanie tego potwierdzić, ale miała uczucie, że jest obserwowana.

Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że w miejscu, w którym przebywa, zawsze jest co najmniej dwóch członków Brygady. Na początku wzruszyła ramionami. Zapewne mieli nakładające się plany lekcji. Ale po pewnym czasie odkryła, że nawet na korytarzach ktoś podąża za nią pod zaklęciem iluzji. Im więcej o tym myślała, tym bardziej była wściekła.

Pewnego wieczoru eksplodowała. Szła ręka w rękę z Harrym do Pokoju Wspólnego ze spotkania Brygady i dostrzegła śledzącego ich zakameleonowanego ucznia.

Kiedy Harry chciał otoczyć ręką jej ramiona, odtrąciła go i zaciągnęła do pustej klasy. Gdy oboje znaleźli się w środku, rzuciła zaklęcia ciszy i zamykające na drzwi. Potem z rękami na biodrach spojrzała wściekle na Harry'ego.

Młody czarodziej był skonfundowany. Widział, że jego narzeczona jest wściekła, ale nie miał pojęcia o co jej chodzi.

- Gin? – spytał.

- Nie udawaj niewiniątka! Co ty do cholery robisz?

- O czym…

- O czym? Myślisz, że jestem jakimś dzieckiem, które potrzebuje twojej ochrony? Tak mnie postrzegasz? Nie sądzisz, że potrafię sama o siebie zadbać? CO CI NA WSZYSTKIE KRĘGI PIEKIEŁ STRZELIŁO DO ŁBA, POTTER?

- Gin, ja…

- ODWOŁAJ SWOICH GORYLI, POTTER! NIE POTRZEBUJĘ TWOJEJ OCHRONY! WYSTARCZAJĄCO DUŻO TEGO GÓWNA SŁYSZAŁAM OD MOJEJ RODZINY! AAARRRG! JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ?

- Gin, nie mam pojęcia o czym ty mówisz…

Zdrętwiała. Zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i rzuciła mu pod nogi.

- Nie wierzę ci, Potter – syknęła. – A nie mogę kochać kłamcy.

Po tych słowach odblokowała drzwi i wyszła z klasy.

Harry nachylił się, by podnieść pierścionek, a po jego twarzy spływały łzy. Stał tam przez czas, który wydawał mu się wiecznością. Wreszcie zmienił się w Skrzydło i zniknął.

Przez kolejne trzy dni Ginny unikała wszystkich. Przestała uczęszczać na spotkania Brygady. Zauważyła, że Harry nie uczy na Zaawansowanej Obronie, ale miała to gdzieś. Jadała w kuchni, albo siadała przy oddzielnym stoliku i odmawiała rozmów z kimkolwiek. Była zbyt zajęta własną złością i żalem. Za każdym razem, gdy dochodziła do punktu, w którym już niemal pękało jej serce, spostrzegała jeden ze swych cieni i znów wypełniała ją wściekłość. Czuła, że Harry zdradził ją, nie traktując jak równorzędną partnerkę, choć deklarował coś innego.

Czwartego dnia rano jadła śniadanie w Wielkiej Sali, gdy padł na nią jakiś cień. Uniosła wzrok i dojrzała profesora Dumbledore.

- Panno Weasley, czy zechciałaby pani pójść za mną?

Potaknęła i ruszyła za dyrektorem do jego gabinetu. Na miejscu odkryła, że byli tam już oboje Snape'owie, profesor McGonagall, Hermiona i Ron.

Kiedy Dumbledore wskazał na sofę, usiadła. Było jej wszystko jedno. Wystarczyło, że straciła swojego narzeczonego.

- Panno Weasley, czy wie pani, gdzie podziewa się Harry Potter? – spytał łagodnie Dumbledore. jednak w jego oczach brakowało zwyczajowego błysku.

- Nie. Nie widziałam go przez ostatnich kilka dni.

- Czy mogę spytać, gdzie jest pani pierścionek zaręczynowy?

Kryształ DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz