Szczy Wieży Astronomicznej

1.7K 72 82
                                    

Harry patrzył beznamiętnie, jak z gardła pierwszej fali Śmierciożerców wyrywa się wrzask i napastnicy szarżują na zamek. Gdy dotarli na odpowiednią odległość przemówiła artyleria i z armat uniosły się obłoki dymu. Eksplozje w stłoczonych szeregach napastników z łatwością eliminowały dwudziestu Śmierciożerców na razy.

Harry pragnął być na dole z Ronem i jego rodziną, ale wiedział, że nie może. To była ta chwila, na którą szykował się Ron. W tej walce Harry miał tylko jedno zadanie i musiał czekać, aż nadejdzie jego chwila.

Armaty przemawiały raz za razem, aż wreszcie gęsty dym zakrył bramę przed wzrokiem Harry'ego. Widział padających Śmierciożerców, gdy pociski siały spustoszenie w ich szeregach. Co jakiś czas stosowano specjalną amunicję. Duszące sieci i pociski odłamkowe kosiły dużą liczbę wrogów lub zamykały ich wewnątrz zaciskających się bez końca sznurów.

Brama w murach Hogwartu

Ron przez chwilę obserwował efekty użycia armat, wreszcie zdecydował się dodać coś jeszcze.

- TARCZE! – ryknął.

Wzdłuż murów do życia obudziły się tarcze, gdy odpowiedzialni za nie członkowie drużyn wznosili zaklęcia. Hogwart został otoczony na całej długości murów tymi potężnymi, buczącymi tarczami, które tak dobrze spisały się w poprzednim roku.

Jednak w przeciwieństwie do zeszłego roku nie było możliwości obracania tarcz. Teraz tarczowi musieli opuścić zaklęcia ochronne, nim kto inny mógł zająć ich miejsce. Gdy nadchodząca horda weszła w zasięg, zaklęcia zaczęły fruwać w tę i z powrotem między obrońcami i atakującymi.

Ron zebrał się w sobie widząc, że napastnicy przerzucają eksplodujące zaklęcia nad tarczami i po ich stronie padają pierwsi ranni.

Gdy napastnicy podeszli bliżej, grenadierzy zaczęli ciskać Granaty Weasleyów. Eksplozje wywoływały straty wśród wroga, ale ten również odpowiadał ogniem. Ron skrzywił się, gdy po jednym z eksplodujących zaklęć grenadier z zapasem granatów dosłownie wyparowali na wschodniej części muru. Tarcza padła, a armata zamilkła, uszkodzona.

Widząc tę eksplozję Jack Parsons zwrócił się do Moody'ego:

- Al, weź drużynę z kompanii Hotel, żeby zatkać tę dziurę.

Alastor skinął głową, żeby wydać komendę gońcowi.

Na murach czwartoroczniacy chwytali rannych i za pomocą świstoklików przenosili ich do Wielkiej Sali.

Wielka Sala

Molly siedziała niespokojnie, podczas gdy mury zamku drżały od ognia armat i wybuchów. Teraz, tak jak inni w tym pomieszczeniu, mogła tylko czekać i modlić się. To zmieniło się chwilę później, gdy rozległy się krzyki i zaczęli napływać ranni, niektórzy o własnych siłach, inni sprowadzani świstoklikami przez uczniów lub innych ochotników.

Molly podbiegła do jednego ucznia, który właśnie przybył. To nie były proste zaklęcia, a raczej takie, które zabijały i okaleczały. Mundur Brygady Feniksa wisiał w strzępach, pokryty krwią. W brzuchu widniała głęboka rana, a skóra wokół niego przybrała kolor węgla. Molly podała środek przeciwbólowy zastrzykiem i wezwała uzdrowiciela. To wymagało umiejętności większych, niż te przez nią posiadane.

Uzdrowiciel podbiegł i zaczął pracować nad uczniem. Po minucie spojrzał na Molly i pokręcił ze smutkiem głową. Niektórych obrażeń po prostu nie dało się wyleczyć.

Szczyt Wieży Astronomicznej, południe

Harry zmruży oczy na widok eksplozji na wschodniej części muru. Ruszył się, chcą iść na pomoc, ale natychmiast powstrzymała go dłoń. Dumbledore spojrzał mu w oczy.

Kryształ DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz