X

1.7K 69 2
                                    

Black:

- Ey mała, ale to nie moja wina, że rolety były odsłonięte, a ty w samej bieliźnie, jeśli to w ogóle można nazwać bielizną.

- Trzeba było się nie patrzeć. Masz swoją rudą ździrę! Wynoś się stąd! - zaczęła się na mnie drzeć.

Spojrzałem na nią ostatni raz i opuściłem jej terytorium zwane pokojem. Schodziłem po schodach, gdy do moich uszu dotarł cichy szloch. Wróciłem w stronę drzwi Lily, które były uchylone i spojrzałem do środka. Brunetka siedziała z zdjęciem w ręku. Po jej policzkach płynęły słone łzy.

- Potrzebuje Cię. - zawyła.

Nie mogłem patrzeć na to w jakim stanie teraz jest. Wole widzieć jak się śmieje, albo wkurza, ale nie gdy płacze. Rozważałem wejście do pokoju, ale zrozumiałem, że to tylko mogłoby pogorszyć całą tą sytuacje. Mój telefon zawibrował w kieszeni, a ja jak naszybciej znalazłem się przy drzwiach i opłaciłem dom Williams.

- Co chcesz? - pytam, gdy odbieram telefon.

- Black przyjedź do klubu. - słyszę szloch Rachel.

Ona płacze?

- Po co?

- Nie zadawaj pytań tylko przyjedź. - mówi i się rozłącza.

Chowam telefon do kieszeni i wracam na taras. Ku mojemu zdziwieniu jest tam Lily, która z uśmiechem żegna się z gośćmi. Aż tak szybko zamieniają jej się nastroje? Po długotrwałym pożegnaniu rodzina Lily odjeżdża.

- My tez będziemy się zbierać. - mówi moja mama po chwili i wstaje z krzesła.

- Posiedźcie jeszcze. - zatrzymuje ją pan Alan.

- Muszę iść, bo jak Maja się obudzi to będzie głodna, a nie mam już kaszki dla niej. - tłumaczy.

- W takim razie odprowadzę was. - informuje i zabiera wózek.

- Bardzo dziękuje, że pani przyszła i za ten prezent. - mówi Lily przytulając moją rodzicielkę.

- To ja dziękuję za zaproszenie. - odpowiada.

Moja mama schodzi z tarasu i idzie chodnikiem, gdzie przed chwilą za wielką tują zniknął brunet.

- A mi nie podziękujemy? - pytam udając smutnego.

- Dziękuje. - odpowiada wymuszonym tonem dla grzeczności i znika za szklanymi drzwiami.

- Lily, a nie chciałem Cię urazić. - biegnę za nią i nie rozumiem dlaczego się tłumacze.

- Spoko już do tego przywykłam. - próbuje się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi.

- Chciałabyś jutro wieczorem gdzieś wyskoczyć? - pytam, a ona nie rozumie o co mi chodzi. - Do klubu, albo na pizzę.

- Black to, że nasi rodzice będą razem mieszkać nie robi z nas szczęśliwego rodzeństwa. - opowiada i wchodzi schodami na górę.

Nie odpowiadam, a sam również opuszczam jej domu i zmierzam do swojego samochodu.

- Gdzie jedziesz? - pyta mnie mama.

- Do klubu za godzinę wrócę. - odpowiadam i odjeżdżam.

Po dziesięciu minutach jestem na miejscu. Głośna muzyka, aż huczy. Parkuje samochód nie daleko budynku i idę poszukać Rachel.

- Siema Black! - krzyczy znajomy głos za mną.

- Siema stary! - odpowiadam.

- Co ty dziś tak późno? - pyta zdziwiony.

Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz