XXXIV

1.2K 51 1
                                    

Lili:

I stało się. Dziś wstałam przed budzikiem. Miałam dziś do szkoły na drugą lekcje, więc się nie spieszyłam. Wykonałam poranną rutynę i zjadłam śniadanie. Taty już w domu nie było. Wyjechał zostawiajac mnie na pastwę losu z nim. Wielkim panem Black. Rozejrzałam się po salonie, a mój wzrok utkwił na ścianie, gdzie wisiał zegar. Powinnam już wychodzić do szkoły i tak tez zrobiłam. Zabrałam swoją torbę z książkami, po czym opuściłam dom z słuchawkami na uszach.

Szlam chodnikiem w mojej dzielnicy. Wśród domów, a raczej willi. Nie lubię takich bogactw. Tacy ludzie jak my się wywyższają. Nie chce być taka. Nie każdemu się w życiu powodzi. I tak rozmyślałam, aż usłyszałam klakson samochodu jadącego obok. Pierwszą moją myślą był Black, ale okazała się być fałszywa.

Był to Maks.

- Wsiadaj mała podwiozę Cię. - uchylił szybę od strony pasażera do połowy.

- Nie trzeba, poradzę sobie. - odpowiedziałam nie zatrzymując się.

- No wsiadaj nie marudź. Black będzie zazdrosny jak nas zobaczy.

Zdziwiłam się na to co powiedział. Black zazdrosny?

- O co ma być zazdrosny? - zapytałam i zatrzymałam się.

- Hmmm... że to ze mną się wozi taką seksi laska, a nie plastik. - wyjaśnił.

- Pojadę jeśli wjedziesz po drodze do kawiarni po kawę.

Tak jak zarządziłam pod drodze do szkoły wjechaliśmy do kawiarni, w której zamówiłam swoje ukochane cappuccino. Maks nie towarzyszył mi, ponieważ przed wyjściem z jego samochodu zadzwonił jego telefon i poprosił, żebym sama poszła. Gdy wróciłam do samochodu chłopak od razu się rozłączył.

- Kupiłaś? - zapytał chowając telefon do kieszeni spodni.

- Jak widać. - pokazałam na papierowy kubek.

- O której dziś kończysz?

- Po czternastej. - odpowiedziałam patrząc na chłopaka, który włączył się do ruchu ulicznego. - Czemu pytasz?

- Mogę Cię odwieźć do domu. - zaproponował.

- Nie trzeba. - upiłam łyka napoju.

- I tak muszę wpaść do Blacka. - dodał skręcając w szkolną ulice.

- Nie będzie go w szkole? - zapytałam sama nawet nie wiem dlaczego.

- Jedzie do lekarza. - odparł.

- Do lekarza? Nie wyglądał na chorego. - odpowiedziałam zdziwiona.

- Nie rozmawiał z Tobą? - odpowiedział równie zdziwiony.

- Po co miałby ze mną rozmawiać o wizycie u lekarza?

- Wszystko dowiesz się od Blacka.

- A ty mi nie możesz powiedzieć?

- Black nie byłby zadowolony.

- A co mnie obchodzi Black. - powiedziałam wściekła i gdy tylko zaparkował samochód pod szkolnym budynkiem wybiegłam jak burza.

- Lili! - usłyszałam za sobą, ale biegłam przed siebie mijając dziwne spojrzenia ludzi w moim kierunku.

Mam dość.

W szybkim tempie pokonałam drogę pod salę matematyczną, gdzie już czekała Nicol.

- Czemu taka wkurwiona? - zapytała i przywitała się ze mną przytulasem.

- Maks mnie wkurzył.

- Maks? Co robiłaś z Maksem o tej porze. - zdziwiona zabrała mi papierowy kubek i upiła łyka cappuccino.

- Przywiózł mnie do szkoły i zaczął coś gadać o Blacku i lekarzu.

- Czekaj, bo chyba nie rozumiem. - przełknęła ciecz i oddała mi kubek. - Dlaczego Maks Cię przywiózł?

- Przejeżdżał przez moją okolice. - wywróciłam oczami.

- Aha. A Black?

- Co Black?

- Po co pojechał do lekarza.

- Skąd mam to wiedzieć. - wzruszyłam teatralnie rękoma i w tym momencie zadzwonił dzwonek.

Klasa była już otwarta, a pani już czekała na nas by tylko wstawić komuś banie. Jakie szczęście, że matematyka to moje drugie imię. Jeszcze nigdy nie dostałam oceny poniżej cztery. Żyć nie umierać, jadnak minusem mojego rozumu jest angielski. Totalnie nie rozumiem nic w tym języku, a słówka nie wchodzą mi do głowy.

- Dzień dobry. - powiedziała, gdy każdy zajął swoje miejsce, a drzwi się zamknęły.

- Masz zadanie? - zapytała Nicol.

- Jasne. - odpowiedziałam i wyciągnęłam książkę na ławkę.

- Daj spisać.

Podałam blondynce zeszyt, a ta jak szalona zaczęła wszystko przepisywać.

- Nie mogłaś idiotko wczoraj napisać. Przecież bym Ci wysłała na mess. - zapytałam i zajęłam swoje miejsce obok niej.

- Myślisz, że mi się chciało. - zaśmiała się.

- Kto znów gada!? - zapytała nauczycielka i wstała od biurka. - No pani Williams może zaproszę panią do odpowiedzi. - powiedziała i uśmiechnęła się jak bezczelna suka.

- Naturalnie. - odpowiedziała i wstałam z miejsca.

- Z zeszytem proszę. - dodała zajmując miejsce przy biurku.

- Daj to. - powiedziałam do przyjaciółki i wyszarpała zeszyt z jej szpon.

- A wiec może powiesz nam coś na temat funkcji.

Banał.

Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz