Mijał tydzień po tygodniu. W domu panowała najnormalniejsza atmosfera jaka mogła by być. Wrześniowe weekendy spędziłam w ogrodzie z Izabellą. Z tatą spędziłam kilka wieczorów filmowych, a Mike zaczął częściej opuszczać dom z jakimiś wymówkami, wiec nie miałam okazji spędzić czasu. No i jeszcze Black. Kilka razy minęliśmy się w domu jak i w szkole. Nie odzywamy się. Chyba dobrze? Chodź brakuje mi jego podwózek do szkoły. Muszę jeździć rowerem, autobusem, a w najgorszym wypadku chodzić z buta. Myślałam niekiedy o tym by poprosić Izę by poprosiła go o podwózki do szkoły, ale w każdej sytuacji stchórzyłam.
Dziś mamy piękny listopadowy wieczór. Mam dziś kolacje rodzinną. A może bardziej kolekcje domowników plus rodzina córki Izabelli.
Stałam przed lustrem w czarnej sukience do połowy uda. Mój makijaż składał się tylko z korektora i tuszu do rzęs. Nie licząc henny na brwiach. Moje włosy były naturalne. Po prostu proste.
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych, a po nich pisk Mai. To cudowne dziecko. Pilnowałam jej kilka razy, gdy Iza musiała pilnie wyjść i nie miała małej z kim zostawić.
- Babcia! - usłyszałam radosne powitanie dziewczynki.
Wyszłam z pokoju i zeszłam ma dół, gdy przywitałam się z Betty i Aleksem. Na koniec w moje ramiona wskoczyła mała blondyneczka.
- Co tam u Ciebie słychać słońce? - zapytałam dziewczynkę, ale gdy chciała odpowiedzieć do pomieszczenia wszedł wielki pan Black.
- Wujek! - pisnęli i wskoczyła chłopakowi w objęcia, który wraz z siostrzenica obrócił się kilka razy wokół własnej osi.
Spojrzał na mnie, a ja posłałam mu wrogie spojrzenie.
Wszystko psujesz.
- Zapraszam wszystkich do stołu. - usłyszałam z jadalni głos kobiety, a wszyscy zajęliśmy swoje miejsce.
Na jednym krańcu dwunastoosobowego stołu siedział mój ojciec po jego prawej stronie Iza obok niej Mike, a obok niego ja. Natomiast po jego lewej stronie siedział Aleks obok Betty i na przeciwko mnie Black, a obok niego mała Maja.
Dziewczynka bardzo go lubi.
- Patrz wujek. - pokazała palcem na stół i zaczęła się śmiać, a chłopak razem z nią.
Kolacja trwała od godziny, a każdy rozmawiał oprócz mnie. Nie wiedziałam o czym rozmawiać w gronie wszystkich.
- Lili? - usłyszałam swoje imię co wyrwało mnie z rozmyśleń.
- Tak? - spojrzałam na Betty.
- Mogłabyś jutro zająć się Mają. Chcieliśmy z Aleksem zabrać mamę z Alanem gdzieś.
- Jasne. - odpowiedziałam krótko.
- Ja mogę się nią zająć. - wtrącił nagle Black i spojrzał na siostrę.
- To możesz pomóc Lili. - odpowiedziała.
- Jasne. - pokiwał głową i posłał mi ten swój zadziorny uśmieszek na co ja fałszywie się uśmiechnęłam.
- Przepraszam ma chwile. - powiedziałam zwracając wszystkich uwagę na mnie i wstałam od stało idąc na taras.
Dziwnie się czułam.
Słabo?
Kręciło mi się w głowie jak wtedy w szpitalu.
Wyszłam przez szklane drzwi na drewniane deski, a moje ciało zderzyło się z chłodnym powietrzem.
No tak. Uroki jesieni.
Podeszłam do barierki, o którą się oparłam. W moje głowie toczyła się bitwa. Zamknęłam oczy, a chwila cichy nie trwała długo, ponieważ usłyszałam za plecami odchrząknięcie ojca.
- Coś się stało? - zapytałam i odwróciłam się do niego.
- Chodź do środka. Mamy wam z Izą coś do przekazania. - oznajmił i zniknął wewnątrz domu.
Mam się bać?
Wolnym krokiem skierowałam się do wejścia, a następnie zajęłam swoje miejsce przy stole.
- A więc wraz z Izabellą w ostatnim czasie zaczęliśmy współpracować z większą ilością firm niż dotychczas. Co wiąże się z dużą ilością spotkań służbowych.
Chcielibyśmy wam przekazać, że wyjeżdżamy na sześć tygodni do stanów. - ogłosił przemowę, a mój wzrok momentalnie poleciał na Blacka, a z jego wyroku twarzy dało wyczytać się jedno.Szczęście.
Był zachwycony tym faktem.
Dlaczego mnie to spotyka?
I nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Co się dzieje?
CZYTASZ
Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]
Roman d'amour🔞Kate i Alan to szczęśliwe małżeństwo. Jeden dzień wywrócił ich życie do góry nogami. W życiu rodziny Williams pojawi się ktoś kto nie będzie mieć w stosunku do Lili dobrych zamiarów. Czy próba samobójcza się uda? Jaka będzie tego przyczyna, a jaki...