XLVI

1K 50 1
                                    

- Do zobaczenia po nowym roku. - ogłosił dyrektor, a każdy uradowany zaczął opuszczać budynek szkolny.

- To gdzie idziemy na sylwka? - zaczęła Amanda.

- Z tego co słyszałem to Gary urządza domówkę. - odparł Leon otwierając nam drzwi.

Na dworze padał standardowo jak na zimę przystało śnieg.

- Lili dziś idziemy lepić bałwana. - powiedział rozbawiony Maks rzucając śnieżką w Blacka.

- Jednego już w domu mam. - zażartowałam, a kula śnieżna zderzyła się z głową blondyna.

- Ty kurwa nie masz co robić! - zawył wściekły strzepując śnieg z włosów.

- Oj nie bądź taki sztywniak. Wiem, że ten radosny chłopczyk biegający ze śnieżkami w Tobie drzemie.

- Maks kiedy ty wydoroślejesz? - zażartowała Nicol.

Maks i Nicol w ostatnim czasie zaczęli ze sobą kręcić. Może tego jeszcze nie ogłosili, ale ja wiem, że coś się święci.

- Lili dasz radę dotrzeć sama do domu? - zwrócił się do mnie Black.

- Czemu? - zapytałam zdziwiona.

- Muszę jechać z Rachel do sklepu po garnitur na ślub. - przewrócił oczami.

- Jasne. Poradzę sobie. - powiedziałam zawiedziona.

Dzięki przyjacielu, że to ona jest ta lepsza.

- Idziesz z nią na ten ślub? - zapytał zdziwiony Daniel.

- Nie mam wyjścia.

- Nadal Cię szantażuje? - dopytywał.

- O co chodzi? - wtrąciła jedna z blondynek.

- Prywatna sprawa. - odpowiedział lekko zdenerwowany.

- Rozumiem, ale jak gdyby co to my sobie z nią poradzimy. - dopowiedział Maks.

Co jest grane?

I tak się dowiem.

- Misiu jedziemy? - usłyszałam Rachel, gdy tylko znaleźliśmy się na parkingu.

- No ja spadam. - poinformował. - Wpadnę później. - oznajmił, a po chwili nie było po nich ani śladu.

- My tez się będziemy zbierać. - powiedział Leon. - Chętnie byśmy Cię wzięli, ale mamy całe zapchany samochód.

- Spoko. Luz. Poradzę sobie. - posłałam im szczery uśmiech.

Pożegnałam się z każdym i zostałam sama na parkingu.

Czy to fajne uczucie?

Okropne.

Schowałem dłonie do kieszeni mojego płaszczu i ruszyłam w stronę przystanku. Spojrzałam na rozkład, gdzie za piętnaście minut miałam mieć autobus. Zajęłam miejsce na ławce po dachem, by schować się przed padającym śniegiem i wyciągnęłam telefon. Przeglądałam fejsa, gdy usłyszałam trąbienie. Z myślą, że Black się zlitował podniosłam głowę, a ku mojemu zaskoczeniu był to Gary. Uśmiech na moją twarz wkroczył od razu. Podniosłam się i schowałem telefon zmierzając w stronę jego pojazdu. Okno od strony pasażera się otworzyło, a na twarzy chłopka zawitał uśmiech.

- Wsiadaj podwiozę Cię.

- Dzięki. - powiedziałam i zajęłam miejsce pasażera. - Dawno Cię nie widziałam. - zaczęłam, gdy zapinałam pas.

- Byłem na wymianie w stanach.

- Już myślałam, że o mnie zapomniałeś. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś.

- O takiej łasce jak ty nie da się zapomnieć.

- Dzięki. - zaśmiałam się.

- Co tam u Ciebie słychać? Znalazłaś tego jedynego?

- Czas pędzi, a ja siedzę na starych śmieciach. A jak to wyglada u Ciebie? - odwróciłam się w jego kierunku i zlustrowałam.

- Po staremu. Przygotowuje się teraz do matury.

- Planujesz wyjechać?

- Wszystko możliwe.

- Masz już konkretne studia wybrane?

- Medycyna. A ty masz już coś wybrane?

- Raczej pójdę w ślady taty. Biznesy i te sprawy.

- Rozumiem. Ważne jest to, żeby robić to co się chce. Pamiętaj o tym. Organizuje domówkę w sylwestra wpadniesz? Mam nadzieje, że tym razem nie odmówisz.

- Moi znajomi się do Ciebie wybierają, więc pewnie będę.

Cała droga minęła nam na rozmowie. Z Gary nie ma jak się nudzić. Zawsze znajdzie się temat warty omówienia. Taki już jest.

- Wejdziesz? - zapytałam, gdy zaparkował na podjeździe mojego domu.

- Może innym razem. - odparł.

- No chociaż na chwile. - próbowałam go przekonać.

- Jak już prosisz. - zgasił silnik i razem znaleźliśmy się w cieple mojego domu. - Trochę wam się ty zmieniło. - zaśmiał się.

- Nie było Cię tu aż dziesięć lat. - zaśmiałam się. - Co chcesz do picia?

- A co proponujesz?

- Mój specjał to kawa karmelową.

- Smaki dzieciństwa? - zaśmiał się.

Tak to prawda w dzieciństwie byliśmy mistrzami jeśli chodzi o napije. Lubiliśmy się bawić w kawiarnie i majsterkować w kuchni. Jednym z naszych dzieł to była kawa karmelowa i babeczki czekoladowe.

- Yhym... - odpowiedziała i zaczęłam wyjmować potrzebne składniki.

- Może wpadniesz do mnie w następnym tygodniu upieczemy nasze babeczki czekoladowe.

- Chętnie.

- To będziemy w kontakcie.

- Mam nadzieje, że tym razem nigdzie nie wyjedziesz.

Siedzieliśmy w salonie pogrążeni w rozmowie do czasu, aż telefon chłopaka zawibrował w kieszeni.

- Przepraszam na chwile. - powiedział i wyszedł do przedpokoju.

Nie chciałam podsłuchiwać rozmowy wiec po prostu odpaliłem swój telefon sprawdzając powiadomienia z insta.

- Przepraszam, ale babcia potrzebuje pomocy i muszę już jechać. - wytłumaczył.

- Jasne rozumiem. - uśmiechnęłam się.

Odprowadziłam go do ganku, a nawet i wyszłam w krótkim rękawku i skarpetkach na dwór.

- Lili idź już, bo będziesz chora. - przytulił mnie na pożegnanie.

Chłopak odpalił swój samochód, a ja mi pomachałam na pożegnanie. I w tym momencie na podjazd zajechał czarny samochód Blacka.

Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz