XLIX

1K 47 4
                                    

Black:

Usłyszałem klakson dobiegający z podjazdu. Wyjrzałem przez okno, gdzie dostrzegłem Garego opierającego się o swój samochód. Lili podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Momentalnie ciągnienia i się podniosło. Wsiedli do samochodu i odjechali.

Czy jestem zazdrosny?

Nie.

Boję się, że skrzywdzi ją jak te inne dziewczyny. To prawda sypiam z dziewczynami, ale jeśli tego chcą. Nic nie robię bez ich woli, natomiast on z tego co mi wiadomo upija je i wykorzystuje. I tak pewnie będzie tez w przypadku Lili.

Zawiodłaś mnie mała.

Wyciągnąłem telefon z kieszenie spodni i zadzwoniłem do Leona, który ja zwykle był zajęty Amandą. Cieszę się ich szczęściem, ale jeden dzień mógł by poświecić przyjacielowi.

I tak się stało, że jadę właśnie do Rachel. Tylko ona mi została. Jest na każde moje zawołanie. Podoba mi się to, ale nie chce, żeby robiła z tego nie wiadomo czego. Nie jest w moim typie i nie wyobrażam sobie z nią dalszego życia. Zostanie moją kumpelą z korzyściami z czasów liceum.

- No cześć kociaku. - mruknęła do mnie po otwarciu drzwi.

Nie odpowiedziałem, a wpadłem do mieszkania prosto do salonu. Rozsiadłem się wygodnie na sofie jakbym był u siebie. Jej rodziców znów nie ma, ale to żadna nowość.

- Co ty taki wkurzony. - zmarszczyła brwi i oparła się o ścianę.

- Nie pierdol tylko zabierz się do pracy. - warknąłem.

- Tak się bawić nie będziemy! - podniosła głos. - Cały czas pierdolisz, że nie jesteśmy razem.

- Bo nie jesteśmy. - wtraciłem.

- Oczekujesz ode mnie tylko własnej przyjemności. - skrzyżowała ręce na piersi.

- A ty ode mnie nie?

- Nie traktuj mnie jak dziwkę.

- Dobrze wiesz, że nie bawię się w związki.

- To powinieneś zacząć. - powiedziała i opuściła pomieszczenie.

Dziś nie miała tapety na twarzy i była ubrana w luźne dresy. To nie w jej stylu coś musi być na rzeczy. Wpatrywałem się w przestrzeń przed sobą.

Co jest kurwa ze mną nie tak?

- Rachel? - wstałem z sofy idąc w kierunku kuchni, gdzie przy wyspie kuchennej siedziała. - Myślałem, że o to Ci chodzi. Przyjaciele z korzyściami.

- Tak było.

- Było?

- Mam też swoje potrzeby. Wyjdź. - powiedziała i odwróciła głowę w drugą stronę.

Stałem chwile, a później opuściłem mieszkanie. Siedziałem w samochodzie i nie wiedziałem co z sobą zrobić. Miałem tyle planów na ten wieczór, a wszystko się zjebało. Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni. Nie chciałem odebrać, ale urządzenie nie dawało za wygraną.

- Czego? - zapytałem nie patrząc kto dzwoni.

- To ja powinienem o to zapytać. - usłyszałem Leona.

- Masz czas na przyjaciela? - prychnąłem.

- Za piętnaście minut tam gdzie zawsze?

- A gdzie masz Amandę?

- Pokłóciliśmy się.

- Za piętnaście minut. - odpowiedziałem i się rozłączyłem.

Po dziesięciu minutach już siedziałem w loży. W barze panowała cicha atmosfera. Dziś było niesamowicie mało ludzi.

- Siema. - usłyszałem nad sobą przyjaciela, który znają miejsce na przeciwko mnie. - Co jest?

- Mój plan nie wyszedł. - powiedziałem bawiąc się palcami na stole.

- Co zrobiłeś?

- Chciałem spędzić z nią ten wieczór, ale ona wybrała jego.

- Kogo?

- Garego. - zacisnąłem pieść pod stołem.

- Jesteś zazdrosny. - zaśmiał się. - Czujesz coś do niej przyznaj się.

Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz